Majowe błogosławieństwa

Maryjny miesiąc był bogaty w różnego rodzaju wydarzenia parafialne: pierwsza Komunia św., bierzmowanie, święto patronalne w jednej ze wspólnot oraz dwa spotkania formacyjne. To czas łaski dla nas. 

Ciąg świętowania rozpoczęła Komunia dzieci z Guisy. Siedmioro, po przygotowaniu i egzaminie, 11 maja odbyło pierwszą spowiedź, a dwa dni później po raz pierwszy przyjęło Jezusa eucharystycznego. W naszej parafii ta siódemka to najliczniejsza grupka dzieci od dłuższego czasu, więc emocji i głębokich przeżyć było sporo. Wielkim wyzwaniem był „egzamin”, którego zaliczenia nie wymagał żaden z dotychczasowych duszpasterzy. Niestety efektem tego jest to, że starsze dzieci do dziś nie potrafią samodzielnie powiedzieć „Ojcze nasz” czy wymienić dziesięciu przykazań. Ci przygotowujący się do bierzmowania musieli „zaliczyć” też m.in. „Wierzę w Boga” oraz zagłębić się w tajemnicę Trójcy Przenajświętszej. Nie było łatwo. I dla nich, i dla mnie. Najpierw było narzekania co niemiara, co ten nowy proboszcz wydziwia, ale później, widząc zaangażowanie dzieci oraz efekty ich pracy, rodzice (czytaj: mamy) byli zadowoleni. Dzieci zresztą też. Prawdą jest to, że wiele osób, które od lat są chrześcijanami nie znają podstawowych prawd o Bogu, Kościele czy życiu chrześcijańskim. Nie dziwię się (już), że są też i tacy, którzy nie potrafią nawet poprawnie zrobić znaku krzyża, czy powiedzieć, kim jest Jezus Chrystus. Ale smutne jest to, że nie czują potrzeby nauczenia się tego. „Nigdy tego nie potrzebowaliśmy” – słyszę najczęściej. I dlatego „nowych” zdecydowałem się trochę pomęczyć licząc na późniejsze owoce. 

Sama uroczystość przebiegła dostojnie, dzieci były bardzo przejęte, ubrane elegancko, a w wielu oczach pojawiły się łzy. Zdecydowałem się, inaczej niż w Polsce, aby dzieci były ubrane najlepiej jak to tylko możliwe. Rodzice więc wypożyczyli piękne suknie dla dziewczynek i garnitury dla chłopaków (nie było to obowiązkowe), by podkreślić wyjątkowość tego dnia. Na Kubie bardzo hucznie obchodzi się „Quince”, czyli 15. urodziny swoich pociech. Rodzice niekiedy są wstanie zadłużyć się na długie miesiące, by wszystko się odbyło „odpowiednio”. A dla Jezusa to już się nie da, bo za drogo? Fajne jest to, że, gdy się już wszystko dobrze wytłumaczy, to z reguły nie ma problemów z akceptacją „dziwactw” proboszcza. I tak było w tym przypadku. 

Dwa dni później, 15 lipca wspólnota w Raudal, małej wioseczki położonej w górach, świętowała dzień swojego patrona, św. Izydora Robotnika lub Oracza – jak podają inne źródła. Kaplica urządzona jest w domu prywatnym kupionym krótko przed moim przyjazdem na wyspę. Na zewnątrz wciąż nie widać żadnych oznak chrześcijańskich, nawet krzyża, bo na Kubie nadal nie można wznosić nowych kościołów bez specjalnego pozwolenia. Od początku rządów Castro, czyli przez 60 lat, takie pozwolenia wydano dotąd tylko dwa razy! Dom kupiony jest więc przez osobę prywatną i oddany miejscowej wspólnocie katolickiej na potrzeby kultu. Uroczystej Mszy św. przewodniczył biskup diecezjalny Alvaro Beyra Luarca, który zwyczajowo jeździ na wszystkie odpusty w diecezji. Wspólnota w Raudal jest mała, liczy nieco ponad 10 osób, więc i trudno mówić o hucznym świętowaniu, ale tradycyjny poczęstunek po Mszy św. (słodkości i napoje) musiał być. Na uroczystości byli też delegaci z innych miejscowości. 

W niedzielę Zesłania Ducha Świętego biskup ponownie gościł w naszej parafii, tym razem w kościele parafialnym pw. św. Józefa w Guisie, by trzem osobom udzielić sakramentu bierzmowania. Tylko trzem? W samej Guisie sporo osób przyjęło już ten sakrament, ale wielu, zwłaszcza z zewnętrznych wspólnot, mówi, że nie potrzebują bierzmowania, bo „chrzest im wystarcza”. Dla mnie, księdza z Polski, na początku bardzo trudne było „wyłączenie” dziwienia się.  

Między innymi dlatego zintensyfikowałem w parafii formację katechistów i animatorów. Od zera (dla tych pierwszych) lub jednego spotkania miesięcznie (dla drugich), do spotkań co dwa tygodnie. Brak lekcji religii przełożył się na wiarę „po swojemu”, trochę na wyczucie. A gdy jeszcze dodam, że choć pierwszy kościół w Guisie wybudowany został ponad 250 lat temu, to dopiero ja jestem pierwszym proboszczem, który od trzech i pół roku przy mieszka kościele na stałe, to wiadomo, dlaczego jest jak jest. Brak stałej obecności duszpasterskiej oraz słaba formacja formatorów przynosi owoce. A gdy pewna „tradycja” zapuści już korzenie, to trudno ją zmienić. Ale pracujemy nad tym… W ostatnim czasie mieliśmy dwa spotkania: 19 maja było m.in. o potrzebie dołączania do katechezy świadectwa własnego życia z Bogiem, że katecheta nauczając o Jezusie sam musi Go znać przez osobistą lekturę Pisma św. i modlitwę. Natomiast 26 maja rozpoczęliśmy omawianie najnowszej Adhortacji papieża Franciszka „Gaudete et Exultate” o powołaniu do świętości w świecie współczesnym. 

Kolejna uroczystość, tym razem celebrowana na poziomie diecezjalnym, dopełnia bogactwa duchowego ostatnich dni. 14 maja s. Hilda, salezjanka z Wenezueli, świętowała 60. rocznicę ślubów zakonnych, z czego 23 lata przeżyła na Kubie. Niewysoka, zawsze w białym habicie i zawsze tryskająca zaraźliwą energią. Nie przypominam sobie, czy widziałem ją kiedyś smutną – przeciwnie, zawsze z uśmiechem, życzliwością daje wśród nas świadectwo żywej wiary oraz wierności Bogu i misji. Nie dziwiło więc, że kościół wypełnił się wiernymi, którzy po Mszy św. długo ściskali jubilatkę. 

Ostatnim majowym akcentem w naszej parafii było uroczyste nałożenie szkaplerza karmelitańskiego. 31 maja, w święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, 32 osoby przyjęły tę szatę Maryi. Zważywszy, że w niedzielnej Mszy św. regularnie uczestniczy około 70 osób, to sporo! Pomysł zrodził się po jednej z parafialnych katechez, gdy trochę mówiłem o obietnicach Maryi: że osoba nosząca szkaplerz nie będzie potępiona, że Maryja będzie ją szczególnie prowadziła przez życie i w pierwszą sobotę po śmierci wybawi ją z czyśćca. Kubańczycy bardzo sobie cenią różne formy pobożności maryjnej i po ceremonii wiele osób ze wzruszeniem dziękowało, że wprowadziłem ich do rodziny szkaplerznej. 


Tak, Pan Bóg nam błogosławi, a Maryja troszczy się po matczynemu. Do ideału wciąż daleko, ale krok po kroku („poco a poco” – jak lubią mawiać Kubańczycy), zmagając się z codziennością, wzrastamy. Również dzięki Waszej modlitwie i różnego rodzaju wsparciu duchowemu i materialnemu. Bóg zapłać! I proszę o więcej. 

Galeria (28 zdjęć)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze