fot. youtube

Kiedy Bóg milczy – recenzja serialu Młody Papież

Zyskał olbrzymią popularność na całym świecie. Znienawidzili go kościelni liberałowie, poróżnił tradycjonalistów. Zapnijcie pasy, bo przed Wami przejażdżka stulecia – serial Młody Papież.

Żaden serial nie wzbudził w ostatnich latach tak wielu kontrowersji. Nic dziwnego. Dzieła tak pełnego sprzeczności dawno nie oglądaliśmy. Serial jest poważny, ale i sarkastyczny, obrazoburczy, ale może być z duchową korzyścią, artystyczny, ale dla ludzi. Zacznijmy od początku.

Akcja zaczyna się krótko po wyborze na Stolicę Piotrową nowego papieża. Młody i niedoświadczony Lenny Belardo ma być idealną marionetką dla grupy kardynałów. Sytuacja jednak się zmienia – młody papież zamiast podporządkowania rozpoczyna najbardziej karkołomną reformę Kościoła jaką widziało papiestwo i to w duchu, jakiego nie pogardziliby najbardziej zatwardziali tradycjonaliści. Przybiera imię Piusa XIII, nakazuje odkupić tiarę Pawła VI, usuwa homoseksualistów z watykańskich kongregacji, wreszcie wprowadza mszę trydencką. To jednak dopiero początek. Pius XIII jest znacznie bardziej skomplikowany niż się wydaje.

Pius XIII – święty agnostyk bez twarzy
Młody papież nie jest prostym, nieskomplikowanym tradycjonalistą, ale jak sam się określa – sprzecznością. Bo jak nazwać kogoś kto nie wierzy w Boga, jednocześnie modli się do niego słowami: „Musisz!”, a za jego przyczyną dzieją się cuda? To nie jedyne zaskoczenia. Papież tradycjonalista zna się doskonale na elektronicznej muzyce i współczesnym kinie – więcej, stanowią dla niego inspirację do reform. Tak jak zespół Daft Punk papież postanawia nie ujawniać swojej twarzy, gdyż uważa, że ludzi pociąga to, co tajemnicze. „Ja jestem nikim. Jest tylko Bóg.” – mówi. Wobec prób szantażu ze strony przerażonych kardynałów-polityków pozostaje niewzruszony – nie da się go zastraszać. Oto właśnie Lenny Belardo – nowy następca Świętego Piotra i Wikariusz Chrystusa.
Akcja
Niewątpliwym atutem serialu, poza nieprzewidywalnością i doskonałymi postaciami jest jego klimat – chwilami duszny niczym kadzidło w zbyt małym pomieszczeniu, czasem zabawny lub zupełnie zwariowany, a chwilami nawet refleksyjny i duchowy. Nic dziwnego. Jego ojcem jest ceniony Paolo Sorrentino, autor „Wielkiego Piękna”. Każda scena tego serialu jest niczym małe arcydzieło. Reżyser łączy ze sobą elementy, które z pozoru wzajemnie się wykluczają. Muzyka, obraz, postaci – to wszystko powinno do siebie nie pasować, a jednak jakimś sposobem nie tylko pasuje, ale i tworzą całość, do której chce się wracać.

Kontrowersje
Pomimo wciągającej akcji, doskonałych zdjęć, klimatu i wszystkich pozostałych atutów serialu trzeba jednak mieć na uwadze, że jest to w gruncie rzeczy dzieło, jeśli nie antyklerykalne to na pewno ironiczne. Wizja Boga, który uśmierca lub uzdrawia na życzenie nie ma wiele wspólnego ani z katolickim ani z chrześcijańskim nauczaniem. Jeśli to zrozumiemy i w trakcie oglądania będziemy umiejętnie filtrować dochodzące do nas treści serial nie sprawi nam zawodu.

Inną kwestią jest obsceniczność, której co prawda nie doświadczamy wiele jak np. w Grze o tron lub Tudorach, jednak kiedy już do tego dochodzi uderza nas od razu z całą mocą. Proponuję nie oglądać serialu wraz z babcią, dziadkiem i małymi dziećmi.
Refleksje
W gruncie rzeczy wątpliwości papieża nie są mi obce. Nie raz modląc się gdzieś w kącie kościoła nazywałem Boga Wielkim Milczeniem. Obserwacja jak radzi sobie z nimi Pius XIII i refleksje jakie przychodziły do mnie podczas oglądania przyczyniły się raczej do wzrostu niż upadku mojej duchowości.

Oczekiwanie
Podsumowując: każdy kolejny odcinek serialu pogłębiał moje zainteresowanie: bawił, denerwował, intrygował, brzydził, zachwycał a nawet stawiał filozoficzne pytania. Stanowił naprawdę nieprzeciętną rozrywkę, zachęcam zatem każdego, żeby w wolny wieczór rozważył obejrzenie Młodego Papieża.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze