Czekasz na Armagedon?

Trwamy jeszcze w Adwencie oczekując. Na co? Jest to chrześcijańskie oczekiwanie czy raczej dajemy się ponieść pogańskim wizjom końca świata? Przyjrzyjmy się Apokalipsie jako wskazówce dla naszego czekania.

Kiedy minął rok 2012 jedni odetchnęli z ulgą, inni poczuli się nieco zawiedzeni. Na 21 grudnia bowiem interpretatorzy kalendarza Majów wyznaczyli datę końca świata. Data ta pojawiała się podobno również w innych przepowiedniach, trzymali się jej także zwolennicy „kodu Biblii”. Niektórzy zaczęli gromadzić zapasy, przygotowywać się na globalną katastrofę. Czyżby wierzyli, że uda im się przeżyć Armagedon?

I nastąpiły błyskawice i głosy, i gromy,
i nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi,
jakiego nie było, odkąd jest człowiek na ziemi:
takie trzęsienie ziemi, tak wielkie.
A wielkie miasto rozpadło się na trzy części
i miasta pogan runęły. (Ap 16,18n)

Rok 2012 miał być nie pierwszym i zapewne nie ostatnim końcem świata „zdemaskowanym” przez poszukiwaczy tajemnic. Bo na to, że ten świat kiedyś się kończy, liczą zarówno wierzący, jak i niewierzący. Często też w świadomości jednych i drugich ów koniec pozostaje niespotykaną dotąd katastrofą z mnóstwem błyskawic i trzęsień ziemi. Tak przecież widział to św. Jan. Z drugiej strony wielu „przepowiadaczy” nie myśli w kategoriach teologicznych. Dają raczej do zrozumienia, że nie rozumieją tego, co się dzieje, że czują bezradność wobec rzeczywistości i strach. Tu dominują hollywoodzkie superprodukcje, przekonujące, że kiedyś ludzkość zostanie ukarana, albo wręcz zmieciona z powierzchni ziemi. Jakiś globalny kataklizm – potop, trzęsienie ziemi, uderzenie asteroidu – zakończy istnienie tego świata.

Są też tacy, którzy słowa Apokalipsy traktują bardzo dosłownie, zwłaszcza fragmenty mówiące o tysiącletnim panowaniu Chrystusa na ziemi (por. Ap 20,1-3). Zgodnie z poglądami tzw. milenarystów, zanim nastąpi koniec świata i Sąd Ostateczny, szatan zostanie pojmany i uwięziony na tysiąc lat. Takie przekonanie towarzyszyło pierwszym chrześcijanom, potem nawiązywało do niego wiele ruchów religijnych i społecznych. Nie bez powodu przecież nadejście roku 2000 budziło tyle różnych emocji.

Biblijna wizja końca świata związana jest też z postacią „Antychrysta”. Kim jest ów „przeciwnik Chrystusa”? Dla jednych wcielonym szatanem, dla innych złym tyranem, ale niektórzy podkreślają, że nie chodzi o konkretną osobę ale np. o cywilizację śmierci, świat w którym człowiek wierzy, że wszystko mu wolno. Zgodnie ze słowami Apokalipsy koniec świata będzie poprzedzony panowaniem Antychrysta. Ostateczna bitwa ma się  rozegrać pod Har Megedonem (Armagedonem, por. Ap 16,16). Tam spotkają się oddziały szatana z anielskimi zastępami Chrystusa. To właśnie po tej bitwie szatan zostanie uwięziony na tysiąc lat.

I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego
i władza Jego Pomazańca,
bo oskarżyciel braci naszych został strącony,
ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym.
A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka
i dzięki słowu swojego świadectwa
i nie umiłowali dusz swych – aż do śmierci.
Dlatego radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy! (Ap 12,10-12)

Dziś wiemy, że słów Apokalipsy nie można traktować dosłownie. Nie oznacza to jednak, że opowieść o końcu świata należy włożyć między bajki. Czekamy na Oblubieńca, Zbawiciela, wieczną radość, ciał zmartwychwstanie.

Żyjemy w czasach ostatecznych, teolog powie – w eschatologicznym napięciu między „już” a „jeszcze nie”. To wszystko, co opisuje Apokalipsa już się dzieje, a czas adwentu przypomina, że Pan może przyjść dziś, jutro, niebawem – szybciej niż się spodziewamy a „o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36). I nawet jeśli przy dźwięku trąb i piorunów, będzie to czas radości, nie trwogi, miłości nie strachu. Oczekiwanie na Paruzję, czyli owo powtórne przyjście Chrystusa, to taka adwentowa tęsknota za Bożym Narodzeniem. Tęsknota, która towarzyszyła Apostołom od samego początku, pragnienie by w końcu Bóg był wszystkim we wszystkich.

 

(…)

A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

(Cz. Miłosz, Piosenka o końcu świata, fragm.).

 

Marana tha. Przyjdź, Panie Jezu!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze