Fot. sbs.com.au

Dlaczego nie modlimy się za Syryjczyków?

Wiem, że moje pytanie może niektórych z Was – Drodzy Czytelnicy – oburzyć. Pewnie się modlicie. W kościele albo prywatnie. Mnie jednak – pozwólcie na moje skromne zdanie w tej sprawie – wydaje się, że to wciąż za mało. 

Przecież Syria to cały czas miejsce wojny – domowej i międzynarodowej, bo to niestety teren, na którym ścierają się interesy światowych mocarstw, wśród których nie zawsze pokój jest na pierwszym miejscu. Wojna trwa już tak długo, że możemy się do niej przyzwyczaić. Kolejne doniesienia o nalotach, spadających bombach, zniszczonych budynkach i umierających ludziach mogą nie robić już takiego wrażenia jak za pierwszym razem. To i mechanizm obronny i zwykła ludzka natura – wola przystosowania się i filtrowania wiadomości na temat brutalnej rzeczywistości.  

To jednak nie jest żadne wytłumaczenie ani usprawiedliwienie. Pomyślałem o tym przy okazji ostatnich nalotów koalicji zachodniej, które były odpowiedzią na atak z użyciem broni chemicznej. Na początku kwietnia na Dumę (sąsiadującą z Damaszkiem) reżim Assada (choć on sam zaprzecza) zesłał śmiercionośną broń. Widok duszących się dzieci staje mi praktycznie codziennie przed oczami. Te czarne i wyraziste oczy, bo taka jest uroda Syryjczyków. A jednak o modlitwie? zapominamy 

Dlaczego mówię: „my”? Mówię za siebie i trochę za nas – Polaków, wierzących. Nie lubię generalizować, ale to wynik mojej obserwacji z ostatnich kilku tygodni. Przeważnie co niedzielę (oraz w niektóre dni powszednie) jestem w innym kościele na Mszy św. Mam więc dość miarodajną „próbkę” parafii, przynajmniej tych warszawskich. I w niewielu z nich słyszę modlitwę za Syryjczyków i o pokój w tym kraju. A przecież każda Msza św., szczególnie ta niedzielna, powinna być okazją do modlitwy w tej intencji. Znamy przecież słowa Chrystusa: „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię Moje, tam jestem pośród nich” ((Mt 18,20). Modlitwa ma wielką moc, wiele razy można było się o tym przekonać w historii. Szczególnie modlitwa różańcowa (tu można przywołać chociażby historię krucjaty różańcowej w Austrii). W czasie każdej Eucharystii modlimy się „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”. W czasie każdej Mszy św. odmawiamy modlitwę powszechną. Chociażby te dwa momenty powinny nas mocno złączyć z Syryjczykami. Przecież wielu z nich jest naszymi braćmi i siostrami w wierze. Przecież Syria to miejsce, w którym działał Jezus, nie raz pojawia się w Biblii. Powinniśmy otoczyć szczególną opieką to miejsce i tych ludzi.  

W intencjach modlitewnych często skupiamy się na naszych sprawach, tych najbliżej nas (wszak bliższa koszula ciału). Modlimy się o zdrowie, powodzenie w pracy, w szkole, o miłość w rodzinie. Wyjdźmy jednak poza to, poświęćmy różaniec, komunię czy Mszę św. w intencji pokoju w Syrii. Jeśli chodzi o tych, którzy cierpią z powodu wojny, o uchodźców, to często bardziej skupiamy się na pomocy materialnej, też oczywiście ważnej (dzielimy się odzieżą, przelewamy pieniądze, wspieramy organizacje, które tę pomoc niosą na miejscu albo organizują tak zwane korytarze humanitarne). Zainterweniujmy jednak i u góry, prośmy o pomoc i do Boga, Maryi. Z taką nadzieją i gorliwością, z jaką potrafimy prosić w naszych sprawach, prywatne czy narodowe. Oręż modlitwy zwyciężył już z niejedną lufą karabinu, niejeden raz potrafił odwrócić tragiczny bieg historii. Uwierzmy w to. I działajmy, módlmy się!

Fot. sbs.com.au

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze