A dusza boli. O okładkach

Wczoraj wieczorem otrzymałem od poznańskiego imama link do okładki katolickiego czasopisma. W mailu, poza linkiem, były tylko trzy wyrazy: „brak mi słów”. One wyrażały wszystko: zniesmaczenie, gniew, bezsilność. Rano okazało się, że podobną okładkę ma gazeta, której częścią tytułu jest przymiotnik „polska”. Przychodzi mi na myśl jedynie pewien współbrat, który w takich sytuacjach podśpiewywał: „a dusza boli”. Boli.

Czuję się bezsilny i mam wrażenie, jakbym nie był z autorami w tym samym Kościele. Kościele budowanym przecież na Bogu, Biblii, nauczaniu soborum i papieży, szczególnie trzech ostatnich: Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka. To nie moja bajka. Może dlatego, że jako misjonarz byłem wychowywany w postawie ekumenicznej otwartości moich współbraci oo. Wacława Hryniewicza czy Mariana Puchały, a także międzyreligijnej oo. Jarosława Różańskiego czy Wojciecha Kluja. Oni uczyli mnie szacunku do „innych”. Przecież w chrześcijaństwie chodzi o coś więcej niż tylko o miłość do przyjaciół. Powinno się nas rozpoznawać po czymś więcej: po miłości do nieprzyjaciół. A my nie radzimy sobie już na tym najniższym, bo wewnętrznym poziomie.

Wracając do okładek czasopism „polskiego” i „katolickiego”: żydów czy muzułmanów nie powinniśmy traktować jako wrogów, ale jak braci, z którymi wspólnie, choć na różne sposoby – pisząc językiem Jana Pawła II – wierzymy w jednego Boga (Lumen gentium, 16) i którzy przynależą z nami do Ludu Bożego (LG, 9). Karol Wilczyński, krakowski publicysta zaangażowany w pomoc bezdomnym we wspólnocie Sant’ Egidio, napisał na Facebooku: „Dwie gazety (…) opublikowały wczoraj okładki nt. uchodźców i muzułmanów, których nie powstydziliby się nazistowscy oprawcy z okresu najgorszej hitlerowskiej propagandy. W imię niepisania o złych rzeczach zacisnąłem zęby, „powściekałem” się tylko wśród koleżanek i kolegów w redakcji, i wróciłem do pracy”. Wściekanie się nic nie da. Potrzeba modlitwy, wprowadzania pokoju i mądrego, cierpliwego działania. Takiego poznańskiego: długotrwałego i u podstaw.


„Nasza Rodzina” napisała, że prorok Muhammad był pedofilem. Sugerowała to okładka, a jednoznacznie opisywała p. Miriam Shaded w wywiadzie. Fakty zostały zaprezentowane jednostronnie, bez właściwej rzetelności dziennikarskiej i wiedzy religioznawczej, historycznej czy kulturoznawczej. Redakcja nie zasięgnęła opinii religioznawców czy samych muzułmanów, a jak wiadomo, rzetelność wymaga usłyszenia racji drugiej strony. Zastanawiam się, czy ta publikacja nawiązywała do szacunku i miłości względem naszych braci muzułmanów – przepraszam za język Jana Pawła II – czy też była kolejnym przyczynkiem do szerzenia niezgody, nienawiści? Może chodziło po prostu o podratowanie budżetu redakcji chwytliwą okładką? Dusza boli, bo redaktorem naczelnym jest pallotyn, ks. Ryszard. Napisałem i do niego i do bp. Henryka Ciereszko, delegata Episkopatu Polski ds. dialogu z islamem, że tak się nie godzi.

„Gazeta Polska” w artykule okładkowym pisała o uchodźcach, muzułmanach, którzy przynoszą choroby do Europy. Starsi, których pozostało niewielu, mówią o skojarzeniach z przedwojennymi okładkami pism niemieckich, które mówiły, że Żydzi są nosicielami wszy i tyfusu. Autor przedstawia garść danych z najnowszego, rocznego raportu Instytutu Roberta Kocha (RKI). Dokument liczy 240 stron. Dane są prawdziwe, ale interpretowane jednostronnie. Oczywiście wśród setek tysięcy migrantów są ludzie chorzy. To uciekinierzy przed wojnami i biedą. Ludzie osłabieni, niedożywieni. Są wśród nich złodzieje i przestępcy, ale także sklepikarze, artyści i lekarze, muzułmanie i chrześcijanie oraz ludzie o psychice złamanej przez tortury. Czy to znaczy, że nie mamy im pomagać? Papież Franciszek oraz przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski mówią inaczej. Warto przypomnieć sobie, kto zawlókł choroby do Ameryki Północnej i Południowej, zresztą nie tylko tam. Ludzie z Europy. Chciałbym wierzyć, że Polska będzie domem nie tylko dla „prawdziwych Polaków” i katolików. Dusza boli, bo ten tygodnik też utożsamia się z katolicyzmem. Takie okładki nie pomagają. Odpychają od chrześcijaństwa i Polski.

Wśród znajomych i przyjaciół mam nie tylko chrześcijan, ale i żydów, i muzułmanów, ludzi poszukujących, ateistów, nie tylko Polaków z dziada pradziada. Mam nadzieję, że w Polsce zmieścimy się wszyscy, tak jak bywało onegdaj, choćby przed wojną (choć także bywało trudno). Wierzę, że tym, co zmienia ludzi, jest wzajemny szacunek, miłość, wprowadzanie pokoju, a nie sączenie nienawiści i prostackie udowadnianie, że się jest lepszym, bo się tu mieszka od setek lat. Postawy otwartości, bardzo topornie, uczę się od Jezusa.

Foto. TT, FB, WWW Gazeta Polska, Nasza Rodzina

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze