Fot. vimeo

Fakty – nie przeinaczenia, rzeczywistość – nie polityka

W dyskusji o imigrantach brakuje faktów, a zbyt dużo jest emocji i polityki. To pierwsze, co przyszło mi do głowy po wysłuchaniu Rafała Kostrzyńskiego z Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR), który spotkał się ze studentami Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Spotkanie odbyło s na zaproszenie Studenckiego Koła Naukowego „Europe”.  

Od razu wrzucę kamyczek do dziennikarskiego ogródka. Za rzadko do mediów, rozmów i debat na temat polityki migracyjnej zapraszaliśmy tego typu gości, a za często polityków. Nie mówię, że politycy w tych rozmowach nie powinni uczestniczyć. Powinni, wszak oni decydują, ale polityk najczęściej przedstawia fakty tak, jak to odpowiada jego politycznemu interesowi. Za to urzędnicy/fachowcy mówią, jak jest. A przynajmniej w tym przypadku jest na to o wiele większa szansa. Przyjrzyjmy się więc faktom. W czasie spotkania z przedstawiciele Biura Wysokiego Komisarza było ich wiele. Faktów dotyczących migracji z Syrii, Erytrei, faktów dotyczących uchodźców przebywających w Libii oraz w obozach w Grecji. Fakty, czyli rzeczywistość. 

Migranci przyjeżdżają po zasiłki 

Taka teza pada w dyskusji bardzo często. Pewnie znajdzie się takie przypadki. Tak postawione zdanie to jednak zbyt daleko idąca generalizacja. Krzywdząca dla migrantów, a nam wypaczająca rzeczywistość, czyli krzywdząca nas. Migranci chcą pracować, szczególnie ci, którzy przybyli do Polski. Rafał Kostrzyński z polskiego przedstawicielstwa Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców podał przykład Syryjczyka, który w Polsce przez trzy lata praktycznie bez przerwy szuka pracy. A ma wysokie kwalifikacje – jest farmaceutą. W Syrii miał aptekę rodzinną, ze sobą ma dyplomy, w Polsce nieuznawane. Co chwilę traci pracę. Skończył w barze z kebabem. Oczywiście żadna praca nie hańbi, przecież w kebabie niczego złego nie ma, ale trzeba zobaczyć tu brak konsekwencji. Jeśli nie chcemy utrzymywać przybyszy z zasiłków, to dlaczego nie chcemy ich zatrudnić, by sami na siebie zarobili? Tym bardziej w zawodach, w których często i tak już powoli zaczyna brakować rąk do pracy. – Życie migranta nie jest niczym różowym. Nawet na zasiłku. To nie są wakacje – podkreślał Rafał Kostrzyński.  

Nie wiemy, o czym mówimy  

Najtrudniejsze w rozmowie o tym, czy i jak pomagać uchodźcom, jest to, że często nie wiemy, o czym mówimy. Niektórzy z premedytacją przeinaczają definicje pojęć, inni robią to bez intencji. Mylimy imigranta z uchodźcą. Uchodźca to ten, który ucieka ze swojego państwa w uzasadnionej obawie o swoje życie i zdrowie, bo trwa wojna, bo jest prześladowany (za swoje poglądy polityczne, pochodzenie itd.). Obecnie na świecie żyje 65 mln 600 tysięcy osób, które zostały przymusowo wysiedlone lub przesiedlone. To także uchodźcy wewnętrzni (którzy przesiedlają się z jednego regionu kraju do innego). Ta liczba 65 milionów nie oznacza, że nieszczęście uchodźstwa (bo to zawsze nieszczęście, o czym za chwilę), dotknęło w jednym roku aż tylu ludzi. To oznacza, że w tym roku tylu ludzi było uchodźcami. Niektórzy z nich są jednak nimi już od wielu lat (kilku, kilkunastu, nawet kilkudziesięciu).  

Rafał Kostrzyński podkreślał, że UNHCR jest organizacją pozarządową, międzynarodową, humanitarną, a nie polityczną, że to, co robią, to nie polityka, ale oczywiście nakłaniają, zapraszają, zachęcają do działania w konkretnym celu: dobrze ukierunkowanej i skutecznej pomocy uchodźcom. UNHCR prowadzi kampanie, w których zaprasza do włączenia się w pomoc. A polskie władze zachęca do tego, by wywiązywać się z zobowiązania, które podjął.

Porównujmy, ale z sensem 

Porównania mają sens, gdy są oparte na danych. Gdy mówimy o pomocy, jakiej dane państwa udzielają uchodźcom, to musimy pamiętać, że każde państwo jest inne, dlatego pomoc, której udziela, wywołuje też dla tego kraju inne skutki. Dla porównania: Liban i Polska. Liban przyjmuje największą rzeszę uchodźców, według ekspertów w szczytowych momencie to był milion Syryjczyków przy czteromilionowej populacji Libanu. Liban jest cztery razy biedniejszy od Polski. Nie dość, że obciążenie, jakim zawsze jest pomoc niesiona innym, w przeliczeniu na jednego obywatela Libanu jest kilkukrotnie wyższe niż w Polsce, to punkt startowy Libanu (sytuacja gospodarcza) jest kilkakrotnie gorszy niż w Polsce. W Turcji uchodźców jest jeszcze więcej: w szczytowym momencie były to prawie trzy miliony, w Pakistanie – 1,6 mln. Co drugi uchodźca to dziecko. 

Największy kryzys migracyjny. Czy aby na pewno? 

O uchodźcach, którzy uciekają przed wojną z Syrii, zwykło się mawiać jako o największym kryzysie migracyjnym współczesnego świata. Jednak – jak podkreślał przedstawiciel Biura Wysokiego Komisarza – to, przed czym stała (nadal stoi) Europa, nie jest niczym szczególnym w skali świata i w jego historii. 85% procesów migracyjnych (także uchodźczych) dotyka krajów rozwijających się, czyli krajów globalnego Południa. To kraje, które same mają kłopoty i gospodarcze i właśnie migracyjne.  

Słowa, których używamy w rozmowach o uchodźcach, mają znaczenie. Przypominają o tym znane twarze ze świata filmu w specjalnym video przygotowanym dla UNHCR:   

Deklaracje, dokumenty, które nie mają większego znaczenia  

W 2016 roku 193 państwa zobowiązywały się do zmiany swojego działania wobec uchodźców. Podpisały Deklarację Nowojorską. Pozostaje pytanie, ile z nich podjęło rzeczywiste działania, a dla ilu z nich była to tylko pusta polityczna deklaracja.  

Dokąd uciekają uchodźcy?  

Kierunki, w których zmierzają, są oczywiście różne – to zależy od tego, skąd pochodzą i jak silny jest konflikt, od którego pragną uciec. Jedno z kolei jest pewne – większość z nich (85%) nie szuka schronienia jak najdalej i w bogatych krajach, ale w sąsiednich i biednych. Jak podkreślał Rafał Kostrzyński z polskiego przedstawicielstwa Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych – wojna nigdy nie jest dobrym pretekstem, by wyjechać i zacząć gdzieś życie na nowo. To zawsze, bez wyjątku (co mocno podkreślał), dramatyczne wybory. Nawet jeśli przedostanie się przez granicę jest bezpieczne, to i tak życiowa rewolucja. A w większości przypadków już samo przedarcie się przez granicę to duże ryzyko dla życia i zdrowia (np. na trasie śródziemnomorskiej). 

Trzy nieprawdy w krótkim zdaniu 

„Uchodźców nie da się odróżnić od migrantów ekonomicznych” – słyszymy bardzo często. Jak podkreślał Rafał Kostrzyński, nic w tym zdaniu nie jest prawdziwe. – W przypadku fali uchodźców z Syrii nie ma ona jednak nic wspólnego z rzeczywistością – podkreślał gość poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego. Program relokacji, o którym tyle się mówi, nie obejmuje migrantów ekonomicznych, wyłącznie uchodźców. A każdy, kto jest uchodźcą, jest nim dlatego, że musi (bo zmusiło go do tego życie). Nie jest się uchodźcą po to, by znaleźć lepszy byt. A jeśli, przy okazji, uda się połączyć jedno i drugie, to tym lepiej. Tym lepiej dla uchodźcy i dla państwa go przyjmującego. Przeciwnicy przyjmowania uchodźców podają argument, że uchodźcy (ich pochodzenie, zamiary) są trudni do zweryfikowania. – To też nieprawda. Nie ma osób niemożliwych do zweryfikowania – podkreśla pracownik polskiego przedstawicielstwa Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. – Jeśli mówimy o przyjęciu uchodźców, to tylko i wyłącznie tych, którzy są Syryjczykami, przebywają w obozach w Grecji i którzy złożyli wniosek o nadanie statusu uchodźcy i tylko ci, którzy zostali zweryfikowani ponad wszelką wątpliwość. A ta weryfikacja przebiega o wiele bardziej skrupulatniej niż u osób, które przyjeżdżają do Europy jako turyści. Zaangażowane w nią są wszystkie służby policyjne i wywiadowcze – między innymi Eurojust i Frontex. Jest jeszcze jeden aspekt, wydawałoby się może błahy, nawet humorystyczny, ale jednak ważny. Słowa „uchodźca, migrant” stosujemy często zamiennie, także w mediach. Między innymi dlatego, że nie chcemy powtarzać tego samego wyrazu. Uchodźca to ten, który ucieka, bo musi – to najkrótsza definicja.  

Pomoc i bezpieczeństwo się nie wykluczają  

A wręcz się wspierają – podkreślał Rafał Kostrzyński i dodawał: – Chęć życia w bezpiecznym kraju nie może oznaczać, że bez względu na to, co się dzieje na zewnątrz, dany kraj dba tylko o swoje bezpieczeństwo a osoby, które powinni otrzymać pomoc, jej nie otrzymują. A dlaczego niesienie pomocy i wzrost bezpieczeństwa mogą się uzupełniać? Z kilku względów: jeśli odgrodzimy się od problemów, nie będzie to oznaczać, że znikną. Mogą gwałtowanie wzrosnąć i „zaatakować” nas z większą siłą. Po drugie – uchodźcy nie mają tylko praw, ale i obowiązki, a ich podstawowym prawem jest przestrzeganie prawa. Gdy je łamią – ponoszą konsekwencje. Przeciwnicy przyjmowania uchodźców wracają do wydarzeń z 2015 r., kiedy istniał tak zwany szlak bałkański, określany jako największy kryzys migracyjny po II wojnie światowej. Wśród ówczesnych uchodźców było wielu tych, którzy przemieszczali się z powodów ekonomicznych. Jednak nikt ich wtedy nie rozdzielał, była luka prawna, która – co nie dziwi – została przez nich wykorzystana.  

Jest polityka, jest jeszcze ludzka uczciwość  

Przyjmowanie uchodźców to oczywiście domena i polityka każdego państwa, ale pozostaje jeszcze coś takiego jak wypełnianie prawa humanitarnego (np. Konwencji Genewskiej). Jest bowiem tak, że im wyżej „postawione” jest prawo, tym trudniej je wyegzekwować. Szybciej można wyegzekwować karę za zaśmiecanie przestrzeni publicznej, niż za nie wypełnianie prawa międzynarodowego. A jeśli taki stan trwa coraz dłużej, to niesie za sobą coraz gorsze konsekwencje. Uchodźcy tkwią w swym położeniu przez lata, jeśli pracują, to tylko dorywczo, dzieci nie korzystają z systemu edukacji, całe rodziny żyją w przedłużającym się w nieskończoność stanie niepewności.  

Takimi spotkaniami jak to na poznańskiej uczelni nie zmienimy rzeczywistości, ale możemy zmienić dyskusję na jej temat i wiedzę. A powinno nam zależeć na tym, by poznać ją taką, jaką jest.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze