Cieszyn, 07.10.2017. Modlitwa ró¿añcowa na cieszyñskim Rynku. W kilkuset koœcio³ach stacyjnych na terenie 22 diecezji na obrze¿ach Polski wierni zgromadzili siê, 7 bm. aby wzi¹æ udzia³ w modlitwie ró¿añcowej o pokój dla Polski i ca³ego œwiata. „Ró¿aniec do granic” jest kontynuacj¹ ubieg³orocznej Wielkiej Pokuty na Jasnej Górze. Tegoroczna modlitwa ró¿añcowa odbêdzie siê, po wczeœniej odprawionych mszach œwiêtych, w tak zwanych „strefach modlitw” – w górach, na pla¿ach Ba³tyku, przygranicznych lasach, a tak¿e na czterech polskich lotniskach. (cat) PAP/Andrzej Grygiel

Janusze tolerancji [KOMENTARZ]

Śmieszne, tandetne, zaściankowe, niesmaczne – to tylko najlżejsze określenia „Różańca do granic”. Akcja modlitewna (pierwsza taka w Polsce) odbyła się w ostatnią sobotę, 7 października, w Święto Matki Bożej Różańcowej. Pisaliśmy o niej na portalu w weekend.  

 

Wątpliwość numer 1 

Od razu przyznam, że pewne elementy tej akcji wzbudziły moje wątpliwości. Choćby to, że w niektórych miejscach jej uczestnicy ustawiali się tyłem do granic a przodem do kraju (stali więc plecami do Niemiec, do Rosji, do Litwy, tyłem do sąsiadów zza morza – do Szwedów). To budzi wątpliwości, bo od razu ustawia modlących się w kontrze do innych (tych obcych, tych zza granicy). A przecież sami organizatorzy akcji (Fundacja Solo Dios Basta) pisali w zaproszeniu do modlitwy, że ma to być wyproszenie pokoju nie tylko dla Polski ale i całego świata. To może tylko gest, ale bardzo ważny.  

 

 

Wątpliwość numer 2 

Drugą wątpliwością było to, że początkowo organizatorzy akcji chcieli modlić się też przeciw islamizacji Europy. Biskupi, którzy oficjalnie wsparli „Różaniec do granic”, z tego fragmentu zrezygnowali. Arcybiskup Stanisław Gądecki w Radiu RMF mówił: „My, jako chrześcijanie, przez Ewangelię jesteśmy zachęcani do tego, żeby nie być nic dłużni drugiemu człowiekowi poza wzajemną miłością. Więc także islam, także judaizm, także wszystkie inne religie – my jesteśmy tylko dłużni wzajemną miłość tym ludziom”. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w jasny sposób dał więc do zrozumienia, że jest miejsce na modlitwę „za kogoś”, „o coś”, a nie w kontrze do jakiejkolwiek innej religii i wyznania.  

 

Wątpliwość numer 3 

Trzecią sprawą jest forma. Przyznam, że bliższa mi jest inna forma modlitwy, bardziej w stylu „gdy chcesz się modlić, idź do swojej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca, który jest w ukryciu”. Lepiej modlę się w ciszy, niekoniecznie sam, ale niekoniecznie też w tak publiczny sposób. Jednak to zupełnie nie skłania mnie do podzielania tych ocen, które padły przed i w trakcie „Różańca do granic”. Publiczne wyznawanie wiary jest potrzebne i jest ważne. I można to widzieć na kilku poziomach. Przede wszystkim tym duchowym – ludzie wierzący mogą się zobaczyć, poczuć wspólnotę, jej siłę i jedność. Nie o ostentację tu chodzi. Inne wspólnoty (polityczne, społeczne, sportowe, muzyczne) tak samo celebrują ważne dla siebie momenty. Wspólnota religijna także ma do tego prawo. Tu wchodzimy od razu na inną płaszczyznę – prawną i polityczną. Wierni mają po prostu prawo do demonstracji. Także tej religijnej. Nie mogę więc zrozumieć szczególnie tych, którzy wyśmiewali (żeby nie powiedzieć – wyszydzali) taką formę spotkania.  Oczywiście – sporo było podczas tej akcji ludyczności, modlitwy bardziej „w obawie” niż „w ufności”. Trudno jednak odmawiać tej potężnej grupie polskich katolików prawa do takiego sposobu przeżywania i odczuwania. 

 

 

Podwójne standardy  

Bardzo zabolały mnie komentarze pod zdjęciem pokazującym modlących się na plaży nad Bałtykiem: „Oni tak na serio?”, „Trochę śmieszno, trochę straszno”, „Obrona terytorialna – zajęcia w terenie”, „Tragedia”, „Żal patrzeć”. Oczywiście katolicy też muszą mieć dystans, nawet do praktyk religijnych. I go mają. Także duchowni. Trzeba jednak znać granicę między dystansem i zdrowym poczuciem humoru a zwykłym szyderstwem i tak zwanym hejtem. Ci wszyscy tak komentujący tę akcję powinni zadać sobie pytanie, czy podobnie pisaliby i mówiliby o muzułmanach klęczących na ulicy? Raczej nie. Islam ma przecież swoje prawa. Czy wyśmiewaliby szamańskie rytuały w Afryce? Raczej nie. Różnorodność jest przecież ciekawa, interesująca. A ci, którzy mówią, ze to tylko niepotrzebny symbol, że miejscem na modlitwę jest kościół, a nie ulica? Każda religia ma swoje symbole i formy zewnętrznego, publicznego przeżywania wiary. Dlaczego religia katolicka ma być w tej kwestii dyskryminowana? I to – o ironio – w kraju, gdzie większość obywateli to katolicy. A symbole są obecne przecież też w „świecie świeckim”. Wielu tych, którzy śmiali się z publicznego odmawiania różańca, ochoczo wspierało takie akcje jak podświetlanie budynków w miastach zaatakowanych przez terrorystów i równie często zmieniają swoje zdjęcia na portalach społecznościowych w geście wsparcia jakiejś akcji czy idei. 

 

Spójrzmy jeszcze na tę dyskusję abstrahując od religii i przenieśmy się na nadmorską plażę. To miejsce równie dobre dla plażowiczów, grających w siatkę, biegających sportowców, spacerowiczów, jak i dla modlących się na różańcu. Nie robią przecież tego codziennie, nie utrudniają tym wypoczynku innym. Zrobili to w konkretnym dniu – w Święto Matki Bożej Różańcowej. Tyle ostatnio mówimy o prawie do zgromadzeń, o wolności i tolerancji. Bądźmy więc w tym konsekwentni.  

 

Światło czerwone dla hejtu, zielone dla dyskusji  

Nie chcę powiedzieć, że religijne akcje i „eventy” nie mogą podlegać krytyce, dyskusji. Mam nadzieję, że już ten komentarz pokazuje, że nawet w głowie jednego człowieka może toczyć się wewnętrzna dyskusja. Toczyła się ona również w naszej redakcji, także między katolickimi publicystami, między innymi w Internecie. Franciszkanin, o. Kasper Mariusz Kaproń ujął to w ten sposób: „Czy w naszym Kościele jest w ogóle możliwa jakakolwiek dyskusja na ważne tematy, skoro w większości operujemy nie argumentami merytorycznymi, lecz emocjonalnymi i skoro towarzyszy stawianiu pytań tak duża fala hejtu. Dla wielu już samo postawienie pytań jest motywem do wykluczania z Kościoła. Wielu woli święty spokój, a potrzeba nam nie tylko duszpasterskiego, ale także teologicznego i intelektualnego rabanu”. Organizatorzy „Różańca do granic” – nowej formy przeżywania tej modlitwy – nie powinni się wiec dziwić, że wywołali dyskusję, a w niej głosy przychylne i krytyczne. My wszyscy jednak powinniśmy wymagać (od siebie i od innych), by była to dyskusja cywilizowana i oparta na tolerancji – tak często używanej po to, by bronić tego, na czym nam zależy, ale już spychanej na bok, gdy coś/kogoś chcemy zaatakować czy zdyskredytować.  

 

„Tolerancja” – tak łatwo powiedzieć 

Dziennikarz „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński napisał na Twitterze: „Ciekawe, że im kto bardziej tolerancyjny, tym bardziej przeszkadza mu publiczny różaniec”. I tak jak w przypadku niektórych komentarzy można było wyczuć, że modlący się na różańcu to „Janusze religii” i „Janusze polskiego konserwatyzmu”, tak dla mnie autorzy tych komentarzy to „Janusze tolerancji w wersji polskiej”.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze