Misja dzięki Matce Bożej

Gdy miała dziewięć lat, straciła oboje rodziców. Od tego momentu skierowała wszystkie swoje przeżycia i pragnienia do Matki Bożej. Dzisiaj siostra Zofia Socha ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, mając 92 lata, a za sobą blisko 40 lat pracy na misjach, mówi, że nic by się nie wydarzyło, gdyby nie Matka Boska.  

Jako mała dziewczynka czuwając w szpitalu w ostatnich chwilach życia matki, widziała siostry zakonne, które pochylały się nad łóżkiem cierpiącej matki. Mała Zosia podziwiała je na tyle, iż myślała nawet, że są aniołami. Ich obecność znacznie łagodziła przebywanie w szpitalu. Trzy miesiące po śmierci matki odszedł również ojciec. Był to przełomowy moment w życiu małej Zosi. Właśnie wtedy w jej sercu zrodziło się ogromne pragnienie, by również stać się dla innych aniołem i nieść potrzebną pomoc. Jednocześnie jednak sama chciała tak bardzo doświadczyć Bożej Miłości.  

Po latach siostra Zofia wspomina, że właśnie w tym decydującym dla niej momencie, gdy czuła się tak samotna, wspinała się czasami na największe drzewo, by być bliżej swoich rodziców i stamtąd właśnie rozmawiała z Matką Bożą. Prosiła Ją o pomoc. – Od dzieciństwa marzyłam, by zostać siostrą zakonną, misjonarką. Codziennie prosiłam Matkę Najświętszą o łaskę powołania i zostałam wysłuchana – mówi siostra Zofia. Nim jednak pojechała na swoją pierwszą misję, Bóg przygotowywał siostrę Zofię do tego przez wiele potrzebnych wydarzeń.   

Fot. z archiwum siostry Zofii Sochy – Aleksandria

Polska 

Kiedy wybuchła II wojna światowa, Zofia Socha miała trzynaście lat. Mieszkała wtedy niedaleko Sandomierza, w Wysiadłowie. Pan Bóg i Matka Boska chronili ją nieustannie. Cudem udało jej się uniknąć wywózki do Niemiec, śmierci od granatu i postrzelenia przez Niemców, którzy wkroczyli do wioski, w której mieszkała. Gdy wreszcie wojna się skończyła, Zofia niezwłocznie udała się do kościoła w Lublinie, by tam rozmawiać z duchownym o swojej przyszłości. Właśnie od niego otrzymała adres Sióstr Miłosierdzia w Warszawie, u których potem skończyła edukację. Gdy otrzymała dyplom pielęgniarski, rozpoczęła pierwszą pracę w szpitalu w Górze Kalwarii. Tam przez jedenaście lat opiekowała się nieuleczalnie chorymi pacjentami. Tak samo jak siostry, które pochylały się nad jej umierającą mamą. – W nowicjacie siostra dyrektorka mówiła nam o pracy misyjnej, o duchowości założycieli, opowiadała o naszych siostrach misjonarkach pracujących w Afryce, Azji, Chinach i Ameryce Łacińskiej. „Miłość Chrystusa nagli nas”, by służyć ludzkiej niedoli. Zastanawiałam się przed Bogiem, co mogłabym zrobić, by ratować dusze zagubione i oddalone od Boga przez liczne grzechy. Pewne słowa z Ewangelii ukazały mi jasne światło, że powinnam iść w daleki kraj i nieść z miłością słowa Jezusowe – mówi siostra Zofia.

Fot. z archiwum siostry Zofii Sochy

Afryka 

Nim siostra Zofia wyruszyła do Burundi w Afryce Środkowej, przez siedem lat posługiwała w Paryżu, w Domu Polskim św. Kazimierza. Tam była wychowawczynią dzieci polskiego pochodzenia, jednocześnie intensywnie ucząc się języka francuskiego. Każda opowieść o doświadczeniu misyjnym współsióstr sprawiała, że siostra Zofia coraz bardziej pragnęła służyć najuboższym w najdalszych krańcach świata. Wreszcie, w styczniu 1973 r. siostra Zofia Socha jest już w drodze do Burundi. – Towarzyszyły mi dwie siostry Hiszpanki. Ze strony chrześcijan i pogan byłyśmy przyjęte bardzo przychylnie. W miejscowości Mabanda zapoczątkowałyśmy nową placówkę Zgromadzenia. Przypadła mi praca w szkole misyjnej, jako animatorki i katechetki – mówi skromnie siostra Zofia o swojej pionierskiej pracy w Afryce. W Burundi siostry założyły szkołę dla dzieci, która dała życiową szansę dla kilku tysięcy z nich między innymi poprzez naukę prac gospodarczych. Dla wielu Afrykańczyków były to najważniejsze umiejętności, jakich się nauczyli.

Fot. z archiwum siostry Zofii Sochy

Egipt 

Dziesięć lat później siostra Zofia wróciła „na chwilę” do Polski, by poddać się leczeniu kręgosłupa i trochę wypocząć. Pobyt w Polsce i jednocześnie praca w Państwowym Zakładzie dla Nieuleczalnie Chorych w Częstochowie nie trwały jednak długo. Siostra Zofia chciała nadal służyć najbiedniejszym na krańcach świata. Wyruszyła więc do do Sedfy – ubogiej miejscowości w Górnym Egipcie. Tam siostra Zofia pracowała w ośrodku zdrowia. Potrzeby były ogromne. Mimo wysokiej temperatury w ciągu dnia (nawet 50oC) siostra Zofia przyjmowała nawet 170 pacjentów dziennie, po czym tego samego dnia odwiedzała jeszcze chorych w okolicznych wioskach. Przypadki, które leczyła, były bardzo trudne i często wynikały z braku podstawowej edukacji mieszkańców biednych wiosek. Wielu chorób można było uniknąć chociażby przestrzeganiem higieny. To jednak nie zrażało siostry Zofii, która z pełnym oddaniem służyła ludziom. Pewnego dnia, jak wspomina, przyszła do niej muzułmanka z dzieckiem, które „nie widziało”. Jak się okazało, miało ropną egzemę i ropny wyciek uszu. Gdy siostra Zofia zaczęła obmywać twarz dziecka, okazało się, że jego oczy jednak widzą. Zaskoczona „cudem” matka dziecka wybiegła z przychodni krzycząc, że „w tej chrześcijańskiej misji Bóg dokonał cudu”. Po 11 latach ciężkiej pracy w Sedfie siostra Zofia przeniosła się do Aleksandrii nad Morzem Śródziemnym, gdzie religią państwową jest islam. Tylko kilka procent społeczeństwa to chrześcijanie różnych obrządków. Tam siostra Zofia prócz pracy medycznej zajmowała się również formacją dziewczyn. – Do dziś w Egipcie nie mają one [dziewczyny – przyp. red.] swoich praw – wspomina misjonarka. Jak pisała jeszcze jakiś czas temu – „staramy się je przygotować do życia w rodzinie, w społeczeństwie, przywrócić często zranioną godność”.  

Niekończąca się posługa 

Siostra Zofia prócz wielu medycznych obowiązków, wypełniała misję apostolską wśród imigrantów z Libanu. Siostra Zofia sprawowała również (a może przede wszystkim) piecze na kaplicą, w której prezbiterium była umieszczona figura Maryi. W każdej możliwej chwili starała się spotkać w niej z Chrystusem i Matką Bożą, dzięki której jej posługa misyjna w ogóle się rozpoczęła.  

Dopiero 23 czerwca 2017 r. siostra Zofia opuściła Aleksandrię i powróciła do domu macierzystego w Warszawie. Mimo problemów zdrowotnych i sędziwego wieku siostra Zofia nadal chce wrócić na misje. I choć stoi on pod znakiem zapytania, to jednak nie przeszkadza, by prawdziwa misja siostry Zofii trwała nadal, ponieważ zawsze powtarzała za Matką Teresą: „nie uczę przez słowa, lecz przez przykład… i uśmiech”. 

Fot. z archiwum siostry Zofii Sochy.

Galeria (7 zdjęć)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze