Afryka: zakończyła się akcja „Oczy Afryki”!

Z Kamerunu wrócili właśnie poznańscy okuliści, którzy wyjechali tam w ramach projektu „Oczy Afryki – przywracamy wzrok najuboższym mieszkańcom Kamerunu i uchodźcom z Republiki Środkowoafrykańskiej”.

O. Alojzy Chrószcz ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej zmienia placówkę misyjną i kończy pracę na misji w Garigombo, ale swoim podopiecznym chciał na pożegnanie podarować możliwość widzenia. Zwrócił się więc do Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio” z prośbą o pomoc w tej sprawie. Przygotowania do wyjazdu trwały jedynie miesiąc i to, co dla wszystkich znawców tematu wydało się niemożliwe, dla nas okazało się całkowicie wykonalne.

Fundacja skompletowała cały potrzebny sprzęt: mikroskop operacyjny, cztery skrzynie i cztery walizki pełne potrzebnego przy operacjach sprzętu i leków i ekipa wyruszyła do Kamerunu. W wyprawie brali udział poznańscy okuliści: Izabela Rybakowska, Ryszard Szymaniak i Maciej Matuszyński. Swoją pełną poświęcenia pracę na rzecz najuboższych wykonywali nieodpłatnie.

Przez dwa tygodnie lekarze przebadali 302 osoby i zakwalifikowali do operacji 73 z nich. Operacje były przeprowadzane w trzech różnych ośrodkach zdrowia. Najpierw w Garigombo, następnie w Ndelele, a potem w Doume. „Podróż do najdalszego miejsca trwała dwie doby. W samym Kamerunie przemierzyliśmy ponad 1300 km, z czego blisko połowa dróg wiodła po nieutwardzonych leśnych szosach. Czasem jechaliśmy wiele godzin ze średnią prędkością 20 km na godzinę. Mieliśmy wiele szczęścia, że nasz bagaż dotarł na miejsce w stanie nienaruszonym, a drogi w tych dniach były przejezdne. Następnego dnia po przybyciu od rana rozpoczęliśmy przystosowywanie pomieszczenia w misyjnej przychodni do warunków sali operacyjnej. Za stół operacyjny posłużyło nam łóżko porodowe, a doktor Ryszard Szymaniak zasiadł na kuchennym stołku i kilku książkach, które udało nam się znaleźć na misji. Ten scenariusz powtarzał się zresztą we wszystkich trzech ośrodkach. W poczekalni od wczesnych godzin porannych czekał już tłum pacjentów. Przybyli oni z najdalszych okolic, jedna z kobiet wraz ze swoją córką przemierzyła 120 km, co zważywszy na stan tutejszych dróg było nie lada wyzwaniem. Niektórzy z pacjentów przeszli piechotą wiele kilometrów, aby móc odzyskać dawno utracony wzrok.
Nie wszyscy nasi pacjenci zostali zakwalifikowani do operacji. Niektórzy z nich zostali prawdopodobnie oślepieni przez tutejszych szamanów, którzy leczą poprzez nacinanie rogówki. Dla nas najtrudniejsze było informowanie niektórych z naszych pacjentów, że nie jesteśmy w stanie im pomóc. Patrzenie na młode osoby, dla których nie ma żadnego ratunku na całym świecie, bo ich rodziny szukały pomocy u miejscowych szamanów na zawsze pozostaje w pamięci, budzi w nas sprzeciw i poczucie bezradności.

Po badaniach i kwalifikacji pacjentów lekarze rozpoczęli operacje. Pierwszego dnia zabiegi trwały do północy. Nasi pacjenci spędzili noc w przychodni, a rano zdjęto im opatrunki. Byliśmy świadkami wielu wzruszających momentów i powitań pomiędzy naszymi pacjentami a ich bliskimi. Jeszcze tylko rozdanie okularów przeciwsłonecznych, leków, wspólne zdjęcie i mogli rozejść się do domów.

W jednym z ośrodków w Ndelele blisko połowę naszych pacjentów stanowili uchodźcy z Republiki Środkowoafrykańskiej, głównie członkowie plemienia Bororo. To ludzie, którzy zostali pozbawieni przez rebeliantów swoich krów i znaleźli schronienie w obozach dla uchodźców. Ich stan ogólny był tak opłakany, że często zastanawialiśmy nad zasadnością wykonywania tego zabiegu. Dotrzymaliśmy jednak danego słowa i każdy, kto został zakwalifikowany, miał usuniętą zaćmę i odzyskał wzrok.

Dla tych ludzi wraz z odzyskaniem widzenia zmieniło się całe życie. Do tej pory skazani byli na funkcjonowanie jedynie we własnych chatach, skazani na łaskę swoich rodzin. Po operacji mogli podjąć drobne aktywności, a przede wszystkim zacząć się samodzielnie poruszać. Z czasem będą widzieć coraz lepiej i będą mogli zacząć też pracować. – Cieszę się, że udało się tyle dobrego zrobić dla tych ludzi, nie byłoby to możliwe, gdyby nie ludzie dobrej woli: nasi lekarze, misjonarze, pracownicy firm, które podarowały nam leki oraz pracownicy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, którzy robili wszystko, aby nasz projekt mógł dojść do skutku. Cieszę się, że mogłam być jego częścią i na własne oczy zobaczyć, jak wiele dobrego robią na świecie Polacy – podsumowała Justyna Janiec-Palczewska, prezes Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze