Fot. CNS

Dla Francji wciąż jest nadzieja

Siedzimy razem przy stole z Piotrem, Joanną i trójką ich dzieci. Nie mogli świadczyć Bogu na misjach osobno, więc świadczą jako cała rodzina w misji. Trzy lata temu opuścili swój dom, by przyjechać do ogniska ateizmu w Europie, do Francji.

Owocem Drogi Neokatechumenalnej są nie tylko liczne powołania kapłańskie i zakonne, ale również powołanie do misji całymi rodzinami. Prezbiterzy z misyjnego seminarium duchownego Redemptoris Mater są posyłani w najdalsze zakątki świata. Często w miejscach, w których misja jest niezwykle trudna, pomagają im właśnie rodziny. Taką rodziną są właśnie Joanna i Piotr wraz z dziećmi. Od trzech lat mieszkają na południu Francji.  

– Mamy trójkę dzieci tutaj na ziemi, ale piątkę w niebie – zaczynają bez skrępowania rozmowę małżonkowie. – Na miejscu, we Francji, są cztery rodziny do pomocy: dwie z Włoch i dwie z Polski, w tym my. 

Pytam ich, dlaczego w ogóle pojechali na misje.  

Pierwszy odpowiedział Piotr. – Poczuliśmy powołanie. – Joanna się jednak zaśmiała. – Właściwie to nie razem. Raz jedno, a raz drugie to czuło – dopowiada Piotr. Wszystko zaczęło się w Mediolanie w 2012 r., gdy odbywało się Światowe Spotkanie Rodzin z papieżem Benedyktem XVI. – To był taki moment, w którym byliśmy pewni, że Bóg od nas tego chce. A potem było jeszcze ciekawiej – mówi Joanna. Bóg przygotowywał ich do tej misji przez różne problemy. – Podczas jednych rekolekcji ksiądz powiedział mi „pani się na tę misję nie nadaje”. On oczywiście miał rację, bo jako ludzie nie nadawaliśmy się na tę misję – dopowiada. 

Fot. denvercatholic.org

Kilka lat potem, po wielu ciężkich doświadczeniach, również finansowych, Joanna i Piotr wraz dziećmi znaleźli się w jednym samochodzie, który ciągnął cały ich dobytek po autostradzie do Francji. – Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami, czekali tam na nas bracia z lokalnej wspólnoty neokatechumenalnej. Zostawiliśmy za sobą Polskę, a przed nami była misja na granicy z Hiszpanią, wiedzieliśmy jednak, że Bóg nas trzyma – mówi Joanna.  

Na miejscu Piotr zaczął szukać pracy. Przez kilka dni chodził z „cefałką” od firmy do firmy. – Z moim francuskim wtedy to wyglądało tak, że ja mówiłem „Bonjour” a znajomy, który tłumaczył, mówił resztę. Dzięki kilku osobom i opatrzności Bożej udało mi się znaleźć stałą pracę, co na misjach nie jest takie oczywiste – rozwija. Bóg każdego dnia utwierdzał w tym powołaniu zarówno Joannę, jak i Piotra. Już w pierwszych dniach okazało się, że to apostolstwo nie będzie łatwe. Miejscowy burmistrz, udziela regularnie „ślubów” parom homoseksualnym, nie widząc w tym nic złego. W kościele parafialnym Msza św. odbywa się bardzo rzadko, a w konfesjonałach wiszą pajęczyny.  

– Nasza misja to przede wszystkim modlitwa za to miasto i bycie tam, to znaczy świadczenie swoim życiem. Ludzie we Francji są strasznie samotni, szukają sensu życia. Mówią nam czasami „dla Francji już nie ma nadziei” – tłumaczy Joanna. Jednak zaraz najstarsza córka, Wiktoria dopowiada: – ale wszyscy codziennie słyszą naszą modlitwę, gdy śpiewamy „Alleluja” – śmieje się. W tak zlaicyzowanych krajach jak Francja ewangelizacja musi przebiegać zupełnie inaczej niż moglibyśmy sobie to wyobrażać. – We francuskiej szkole uczymy się, że każda religia ma swój symbol. Muzułmanie mają półksiężyc, żydzi mają menorę a chrześcijanie? Chrześcijanie mają trupa na krzyżu – cytuje zasmucona Karolina. W takim tonie odbywają się tam lekcje historii czy literatury. – Nie możemy wprost mówić ludziom, że jesteśmy misjonarzami i katolikami. To by tych ludzi zamknęło. Łatwiejsza byłaby ewangelizacja pierwotna w krajach afrykańskich czy azjatyckich, bo tutaj mamy styczność z ludźmi, którzy poznali karykaturę Kościoła. Oni patrzą na Kościół przez ten zły pryzmat. Są zablokowani – dopowiada Piotr. 

How beautiful it is when brothers live in unity! After this the Lord appointed seventy others, and sent them two by two, into every town and place where he himself was about to come. And he said to them: 'the harvest is plentiful, but the laborers are few; pray therefore the Lord of the harvest to send out laborers into his harvest. Go your way; behold, I send you as lambs in the midst of wolves. CARRY NO PURSE, NO BAG, NO SANDALS; and salute no one on the road. Whatever house you enter, first say, 'Peace be to this house! And if a son of peace is there, your peace shall rest upon him; but if not, it shall return to you. And say to them THE KINGDOM OF GOD HAS COME NEAR TO YOU. But whenever you enter a town and they do not receive you, go into its streets and say EVEN THE DUST OF YOUR TOWN THAT CLINGS TO OUR FEET, WE WIPE OFF AGAINST YOU; NEVERTHELESS KNOW THIS, THAT THE KINGDOM OF GOD HAS COME NEAR.' I TELL YOU, IT SHALL BE MORE TOLERABLE ON THAT DAY FOR SODOM THAN FOR THAT TOWN."

Opublikowany przez Our Lady Queen of Peace Roman Catholic Church na 23 lipca 2017

 

– Ale Bóg działa. Mam koleżankę z kursu językowego, której chciałam wręczyć zaproszenie na katechezy, które głosimy dla mieszkańców tego miasta. Oczywiście we Francji nie mogę tego robić w miejscach publicznych. By to zrobić, musiałam przygotować aperitif w domu z okazji moich urodzin, i dopiero wtedy, w czterech ścianach własnego mieszkania, mogłam powiedzieć jej o Bogu. I to jej pomogło, widać, że te słowa ją poruszyły – mówi radosna. Piotr opowiada o swoim doświadczeniu: – u mnie w pracy nikt nie wiedział, że jestem misjonarzem. Ale jako że jem tam posiłki, zawsze się przed nimi żegnałem. To zwróciło uwagę wielu moich kolegów, którzy na początku się z tego śmiali, ale po pewnym czasie zaczęli między sobą poruszać te tematy. Oczywiście nie można tego robić oficjalnie. Ale to ziarno wśród nich zostało zasiane. I ja wcale nie mówię im niczego wprost. Głoszę im katechezę Boga w zupełnie inny sposób. Jestem tam.  

Ewangelizacja polega tam więc na przebywaniu w tych środowiskach; zarówno Piotra i Joanny, jak i ich dzieci. Rodzice koleżanki Karoliny ze szkoły mieli się rozwieść. Dziewczyna chodziła smutna. Joanna i Piotr postanowili z nimi porozmawiać, opowiedzieć im trochę o Kościele i Bogu. Ci rodzice się rozstali, jednak teraz się zeszli. – Tak właśnie działa Bóg. Nie od razu, ale stopniowo. My z pewnością nie zobaczymy owoców naszej misji teraz, to będzie za kilka lat. Ale Bóg działa i poprzez nas pomaga tym ludziom – podsumowuje Joanna. – Jeśli ktoś przeczyta naszą opowieść, bardzo prosimy o krótką modlitwę w intencji naszej misji. Europa bardzo tego potrzebuje – kończy Piotr.  

Na zdjęciu głównym Kiko Argüello, założyciel Drogi Neokatechumenalnej / fot. d.ibtimes.co.uk

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze