Dzieci ulicy w New Delhi redagują czasopismo   

Dworzec kolejowy to miejsce, w którym żyją, a koledzy z ulicy są ich rodziną. Oto historie dzieci mieszkających na ulicach New Delhi, stolicy Indii. 

Tajdar ma dwanaście lat i nawet nie pamięta, kiedy zamieszkał na ulicy. Przyjechał do New Delhi z kuzynem Dakshim, niewiele starszym od siebie. Tajdara spotykamy na dworcu głównym znajdującym się na starym mieście. „Dworzec to dobre miejsce do zamieszkania – mówi nam podczas spaceru między uliczkami. – Możemy tu znaleźć coś do jedzenia, ponieważ przyjeżdża tu dużo ludzi i stąd też odjeżdżają”. Chłopiec spogląda na pociąg powoli oddalający się od stacji i dodaje: „Czasem podczas zabawy udaję, że jestem zawiadowcą stacji. Marzę, żeby któregoś dnia wyruszyć w podróż takim pociągiem”. 

Wiele dziewcząt i chłopców, podobnie jak Tajdar, mieszka w okolicach dworca kolejowego. „Dworzec dla tych dzieci jest małym miasteczkiem – mówi Fahad Bhatia, nauczyciel pracujący dla organizacji pozarządowej zajmującej się edukacją dzieci. – Są tu wentylatory, parking, woda pitna, łazienki, a nawet żywność, którą za niewysoką cenę można znaleźć na każdym kroku. Dzieci proponują podróżnym pomoc przy niesieniu bagażu w zamian za napiwek. Niektóre z nich przybywają z daleka. Kiedy tu docierają, próbują skontaktować się z rodziną, którą mają w stolicy. Jeśli nie udaje się im nikogo odnaleźć, wracają na dworzec i tu zamieszkują”. Na dworcach kolejowych dzieją się niewiarygodne historie. „Miałem pięć lat, kiedy rodzice zabrali mnie na pielgrzymkę. W pewnym momencie zgubiłem się i nie mogłem ich nigdzie odnaleźć. Zacząłem płakać i krzyczeć, ale ludzie tylko mnie popychali. Zostałem całkiem sam. Wtedy Maaran złapał mnie za rękę i przyprowadził tutaj, na dworzec kolejowy. Mieszkam tu od siedmiu lat. Mam jeszcze nadzieję, że któregoś dnia w tłumie znowu ujrzę twarze taty i mamy, choć minęło tyle czasu …” – opowiada nam Yadan. Inny chłopiec, Gadin, patrzy na nas z zaciekawieniem. Pytamy go o wiek, ale mówi, że nie wie, ile ma lat. Nie wie też, od jak dawna mieszka na ulicy. 


Wykorzystywanie i handel ludźmi  

Nie ma dokładnych danych o liczbie dzieci zamieszkujących ulice New Delhi. Niektóre organizacje pozarządowe szacują, że jest ich około 51 tysięcy. Według policyjnych statystyk w Indiach co osiem minut znika jedno dziecko. Władze uważają, że zjawisko to jest związane z handlem ludźmi. Około 45% zagubionych dzieci znika na zawsze, bez śladu, bo są porywane przez handlarzy niewolników.  

Wychodząc z zatłoczonego dworca, widzimy dużo dzieci. Rozmawiają z Farim, który od wielu lat pracuje dla organizacji pozarządowych. „Dzieci, które uciekają ze swoich domów, często są ofiarami przemocy domowej, dlatego ulica staje się ich domem a koledzy, których spotykają, nową rodziną. Dzięki temu czują się bezpieczne” – wyjaśnia Fari. 

Aż 23% dzieci ulicy zajmuje się zbieraniem śmieci. Na wysypiskach szukają surowców wtórnych, aby później odsprzedać je za kilka rupii. Dźwigają na plecach ciężkie torby wypełnione różnymi odpadami. 15% dzieci zajmuje się handlem obnośnym, ale jest także duża liczba małych żebraków. Żyją jedynie z tego, co wyżebrzą. Trudno jest patrzeć na dziewczynki, które mieszkają na ulicy. Skazane są tu na wykorzystywanie seksualne. Blisko 55% zaginionych dzieci to właśnie dziewczynki, które zmusza się do prostytucji. 

Kolejnym dużym problemem, z którym borykają się dzieci ulicy, są narkotyki. „Kiedy byłem dzieckiem ulicy, z łatwością mogłem sobie załatwić alkohol i marihuanę. Ja i moi koledzy wąchaliśmy także klej, dzięki czemu czuliśmy się doroślejsi” – mówi Kamil. Jego słowa potwierdza Fari: „Uzależnienie od narkotyków skazuje tych młodych ludzi na ulicę. Często są «chronieni» przez starszych, którzy wykorzystują ich jako niewolników w swojej przestępczej działalności”.  

Głos dzieci 

„Balaknama”, czyli „Głos Dzieci”, to czasopismo wydawane przez indyjską organizację pozarządową Chetna, która jego publikację rozpoczęła we wrześniu 2014 r. Periodyk ów w całości prowadzony jest przez dzieci z biednych dzielnic New Delhi, którym udało się wyrwać z pułapki narkotyków. Czytelnicy mogą nabywać tę niezwykłą publikację za zaledwie jedną rupię. Znajdują w niej fotografie i historie napisane wyłącznie przez dawnych mieszkańców ulicy. Chetna pomaga w finansowaniu „Balaknamy”, a mali reporterzy otrzymują pensję. Na stronach czasopisma zamieszczane są treści o wykorzystywaniu nieletnich, atakach i psychologicznym zastraszaniu przez policjantów, zmuszaniu nieletnich do zawierania małżeństw oraz wielu innych sprawach odzwierciedlających problemy, z jakimi borykają się dzieci ulicy w Indiach. 

Czasopismo to, którego nakład wynosi kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy, uważane jest za jedno z najlepszych w swojej kategorii. Jest światełkiem nadziei dla wszystkich dzieci, które próbują budować przyszłość z dala od niebezpieczeństw ulicy.  

Tekst: Tomek Basiński MCCJ 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze