Kobiety z wiosek Tamangów same decydują o swoim posagu

Kobiety z wiosek Tamangów, na północy Nepalu, zawsze miały prawo do posagu, spadku i rozwodu. Jednak ostatnio częściej decydują się na wyjazd do miast i samodzielne życie, ponieważ mężowie długimi miesiącami pracują w miastach lub poza granicami kraju.

Wieczorem na głównej uliczce wioski Syabru Bensi na granicy z Tybetem zebrali się weselnicy. Mężczyźni złapali się za ramiona i stanęli półokręgiem przy stole z piwem, tanią whisky i rakszi, miejscową wódką. Kobiety wzięły się pod ręce i ustawiły naprzeciwko, domykając krąg.

Rozpoczęto zaloty. Młodzi mężczyźni zaintonowali starą pieśń Tamangów, pytając dziewczęta, czy wetknęły już we włosy kwiaty i czy gotowe są na miłość. Te, odpowiadając przyśpiewkami, najpierw upewniły się skąd przychodzą za
lotnicy, z jakiej są wioski i klanu, i dopiero po kilku wymianach dały do zrozumienia młodzieńcom, że mają u nich jakieś szanse.

Krąg rozbił się na mniejsze grupki damsko-męskie, gdzie improwizowany, śpiewany dialog przyjmował coraz śmielsze formy. Na końcu pieśniarze wymienili prezenty, a według tradycji mogli nawet zabrać konkurenta lub konkurentkę do domu.

„To było piękne wesele” – wspomina swoją uroczystość 25-letnia Laxmi Tamang. „Z tego wesela i przyśpiewek wyszły kolejne dwa lub trzy śluby” – dodaje ze śmiechem kobieta. I wskazuje, że jedno okazało się porwaniem dziewczyny. „Oczywiście, że oboje wcześniej się znali. To nie było prawdziwe porwanie” – tłumaczy Laxmi. Dodaje, że tradycja pozorowanych porwań jest bardzo wygodna. „Gdy rodzice są przeciwni małżeństwu, albo młoda para chce oszczędzić na kosztach wesela, umawiają się na porwanie” – opowiada.

„Rodzice nie mają wtedy wyboru, muszą przystać na ślub” – tłumaczy 60-letnia Pema. „Prawdziwe porwania zdarzały się za mojej młodości, ale już nie teraz. I tak wtedy porwana kobieta mogła wrócić do domu, nie musiała godzić się na ślub i nikt do niej nie miał za dużo pretensji o całe zamieszanie” – dodaje.

Kobieta mówi, że posag, który wnosi panna młoda do nowego domu, zawsze należy do niej. To ona decyduje, co zrobi z biżuterią i pieniędzmi, zbożem i kozami, które dostała od rodziców. „Dziewczynie należy się też spadek po rodzicach na takich samych zasadach, jak braciom. No, może musi się o to wykłócać, ale jest traktowana podobnie” – zapewnia Pema.

Tamangowie wyznają buddyzm, jedzą mięso w tym wołowinę, dlatego przez wieki byli izolowani przez hinduistyczną elitę w Katmandu. Stali się półniewolnikami – na rozkaz króla i armii musieli świadczyć darmowe usługi tragarzy. „Ciężkie warunki życia w górach przyczyniły się do większej równości między płciami. Mężczyźni i kobiety musieli wspólnie pracować na roli, żeby przeżyć” – tłumaczy PAP Yom Hampu, antropolog z Katmandu specjalizujący się w górskich plemionach Nepalu.

„W Katmandu jest więcej ograniczeń” – zastrzega Laxmi, która przeniosła się z wioski Syabru do stolicy Nepalu i nie mogła uwierzyć w to, co mówiły koleżanki z innych społeczności. „U ludzi wyznających hinduizm posag najczęściej trafia do rodziny męża. Spadek jest niby uregulowany prawnie, ale kiedyś wszystko trafiało do braci. A rozwód jest czymś rzadkim” – opowiada. I dodaje, że rozwód w Katmandu jest wielkim wstydem dla rodziny, a ta nawet czasami wyrzeka się córki.

„Jakbym się chciała rozwieść, to bym w każdej chwili mogła!” – mówi Sheta Tamang z wioski Sarsyu w dystrykcie Rasuwa, kilka godzin jazdy od Syabru Bensi. „Jeśli mąż pije, nie pomaga, nie pracuje, to jaki jest wybór?” – pyta, odkładając na chwilę garnki i przecierając spocone czoło.

Kobieta od rana ciężko pracuje w domu. Na głowie ma trójkę dzieci, stadko kóz i krowy. Jest sama, bo mąż pracuje jako tragarz w agencjach trekkingowych z Katmandu. Ze skromnych zarobków udało im się postawić prowizoryczny dom. Stary rozsypał się prawie dwa lata temu podczas trzęsienia ziemi. Niemal wszystkie rodziny w tej wiosce spotkał ten sam los.

„Zadaniem kobiety jest powiększać posag, który dostała podczas ślubu. Dobrze inwestować. A mężczyzna musi zająć się bieżącymi wydatkami” – tłumaczy Sheta.

„Role kobiet i mężczyzn zmieniły się jednak w ostatnich dwóch dekadach” – komentuje Yom Hampu. „Mąż nie pracuje już w wiosce razem z żoną na roli, lecz daleko poza domem. Do jej obowiązków doszły nowe i nie zawsze sobie z tym radzi” – dodaje ekspert. I wskazuje, że jednocześnie rola kobiety rośnie, staje się ona głową rodziny i podejmuje samodzielnie ważne decyzje.

„W ten sposób zostajemy same jak palec” – skarży się jej sąsiadka, Priya Tamang. Ma niewiele ponad 20 lat i nie widziała męża od prawie roku. „Pracuje w Singapurze. Dobrze zarabia, ale jedyny kontakt mamy przez telefon. Czasami widzę go przez skype’a” – dodaje.

Priya zastanawia się nad przenosinami do Katmandu. „Albo też wyjadę za granicę do pracy. Życie w wiosce, gdy mąż jest daleko, jest strasznie nudne i ciężkie” – głośno się zastanawia. W Sarsyu żyją same kobiety, dzieci i starcy. Gdy teściowie nie słyszą, Priya szybko dodaje: „W mieście mogę być wolna. Tutaj teściowie i sąsiedzi mówią mi, jak mam żyć. Na pewno wyjadę do Katmandu. Mąż? Będzie musiał to zaakceptować!” – wybucha śmiechem.   

Fot. Wikipedia

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze