Poznañ, 17.12.2017. Pi³karz Lecha Poznañ Darko Jevtic (2P) i Bartosz Œpi¹czka (2L) z Bruk-Bet Termaliki Nieciecza podczas meczu Ekstraklasy, 17 bm. (gj) PAP/Jakub Kaczmarczyk

Nie wchodzę już do szatni – rozmowa z kapelanem Lecha Poznań

O tym czy można się modlić o dobry wynik i jak wiara pomaga w sporcie z ks. Jackiem Markowskim, kapelanem Lecha Poznań, rozmawia Michał Jóźwiak.

 
Obaj jesteśmy kibicami Lecha, więc nie możemy zacząć naszej rozmowy od innego wątku: jak się Księdzu podoba gra Lecha w tym sezonie?

W skali od jednego do sześciu dałbym Lechowi czwórkę. Przy tym potencjale i tak długiej ławce wydawałoby się, że nie powinniśmy mieć żadnych problemów, żeby odskoczyć rywalom nawet na kilka punktów. Zwłaszcza, że nie gramy już przecież ani w Pucharze Polski, ani w Lidze Europy. Możemy spokojnie koncentrować się na lidzie, ale okazuje się, że nie jest tak kolorowo, jak moglibyśmy przypuszczać.

Kto wobec tego będzie Mistrzem Polski?

Widzę trzech kandydatów: Legia Warszawa, Górnik Zabrze i Lech Poznań. Jagiellonia Białystok może deptać reszcie po piętach, ale miejmy nadzieję, że nie zagrozi naszej drużynie.

Pojawia się Ksiądz na każdym meczu?

Na wyjazdowe mecze się już nie wybieram, bo nie pozwalają mi na to obowiązki w parafii, ale na meczach przy Bułgarskiej zawsze jestem.

Jest Ksiądz chyba bardzo zżyty z zespołem? Kilkanaście lat posługi to niemały kawał historii.

Moja posługa jako kapelana trwa już ponad osiemnaście lat, ale zdaje mi się, że dobiega końca. Czasy się zmieniły. W latach dziewięćdziesiątych piłkarze chętnie się modlili, przychodzili na Msze święte, ale to byli w większości Polacy – obcokrajowcy zdarzali się rzadko. Kiedy zaczynałem swoją posługę, jedynym zagranicznym piłkarzem był Justin Nnorom. Teraz te proporcje się odwróciły i ma to swoje konsekwencje. Kiedyś moją rolą było modlenie się z nimi i za nich.

fot. YouTube

Teraz to się zmieniło?

Tak, od początku pracy trenera Nenada Bjelicy nie wchodzę już do szatni przed meczem na modlitwę. Piłkarze mają co prawda minutę na modlitwę, każdy po swojemu, ale to dzieje się już bez mojego udziału. Nie ma już wspólnej modlitwy tak, jak za wcześniejszych trenerów. Taka była decyzja sztabu szkoleniowego – musiałem to uszanować. Od roku nie mieliśmy też Mszy św., wiec zaczynam się zastanawiać, po co ja tam jestem. Choć oczywiście wszyscy traktują mnie z dużą sympatią i życzliwością, to jednak jestem przecież księdzem i powinienem spełniać swoją misję.

Modlił się ksiądz kiedyś o dobry wynik?

Modlę się zawsze, ale nie o dobry wynik. Chociaż gdzieś z tyłu głowy jest taka pokusa (śmiech). Staram się ją jednak odganiać i moja intencja zawsze brzmi: za Lecha i za dzisiejszy mecz. Resztę zostawiam Panu Bogu (śmiech). Kiedy się modliliśmy w szatni, to zawsze słowami: „Panie Boże, pobłogosław nasz wysiłek”. Nic więcej. Bez żadnych wskazówek dla Pana Boga. Mam też taki nawyk, że kiedy pojawia się skład, to za każdego zawodnika z pierwszej jedenastki odmawiam zdrowaśkę. Za trenera również, żeby podejmował dobre decyzje. W czasie meczu też się modlę. Kibice śpiewają, ja mówię „zdrowaśki”, a piłkarze grają.

Pięknie by było, gdyby każda zdrowaśka przekładała się na bramkę.

Kiedyś Paweł Kaczorowski prosił mnie o modlitwę przed meczem, pomodliłem się w jego intencji i strzelił bramkę, a przecież grał na pozycji lewego obrońcy. Później sytuacja powtórzyła się podczas dramatycznego meczu z San Marino. Sensacyjny wynik wisiał w powietrzu, ale Paweł strzelił bramkę chyba w 82 minucie. Później na 2:0 podwyższył Mariusz Kukiełka.

Wiara pomaga w sporcie?

Sport wyczynowy, który na dodatek ma tę całą medialną otoczkę, jest bardzo stresujący. Trzydzieści tysięcy ludzi patrzy ci na nogi – jak podasz, jak strzelisz, jak przedryblujesz. I człowiek nawet nie ma się gdzie schować. Każdy ruch widać jak na dłoni. Pamiętajmy, że jest to sport zespołowy, więc zawsze pojawia się zobowiązanie, żeby swoim błędem nie zawalić wysiłku kolegów z zespołu. Wobec tego wszystkiego poczucie, że nie jestem sam, że Ktoś nade mną czuwa jest bardzo pomocne.

Piłkarze Lecha mają na koszulkach napis „NSNP” – nigdy się nie poddawaj. To chyba dobre motto nie tylko dla sportowca, ale też dla każdego katolika.

Oczywiście, bo chrześcijanin to człowiek nadziei. Dlatego zawsze należy walczyć z przeciwnościami i podnosić się po upadkach czy to w sporcie, czy w życiu duchowym.

 

Rozmawiał Michał Jóźwiak

fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze