fot. pexels.com

Błędne koło

W Polsce wciąż otwiera się coraz więcej galerii handlowych. Stają się one naszymi świątyniami. Trwa także dyskusja o tym, czy handel w niedzielę nie powinien być zakazany.

Konsumpcjonizm to błędne koło napędzające nasze apetyty, ale nie pozwalające osiągnąć nasycenia. Materialny dobrobyt kusi, wciąga, ale nie zaspokaja naszej fundamentalnej potrzeby, jaką jest szczęście. Paradoksalnie celem współczesnego rynku nie jest wcale zaspokajanie naszych potrzeb, lecz ich kreowanie. Producenci ekskluzywnych ubrań, kosmetyków czy urządzeń elektronicznych notorycznie wmawiają nam, że potrzebujemy ich produktu, by znacznie poprawić poziom naszego życia. Często okazuje się to zwykłym nadużyciem lub manipulacją. Kreowanie mody na gadżety to nic innego jak stwarzanie sztucznego popytu na produkty, które wcale realnie nie poprawiają jakości naszego życia. Badania pokazują, że przeciętny brytyjski nastolatek wydaje około 9 tys. funtów rocznie na rzeczy, które musi mieć, ale które kupuje ze względu na modę lub presję otoczenia. Należą do nich nowe modele smartfonów, tabletów, laptopów czy odtwarzaczy. Posiadanie tych rzeczy pozwala im się czuć lepiej w środowisku. Według dostępnych raportów, na naszym krajowym podwórku sytuacja nie jest lepsza – co czwarty z nas przyznaje się do kupowania rzeczy niepotrzebnych. Nasza codzienność została zdominowana przez nabywanie – nie bez powodu galerie handlowe nazywane są świątyniami nowoczesności. Tymczasem badania wskazują niezbicie: konsumpcjonizm i materializm nie poprawiają jakości życia społeczeństwa. Nie przekładają się również na deklarowany poziom ogólnego zadowolenia.

Szczęścia nie można policzyć
Konsumpcjonizm bardzo często bywa ucieczką od problemów. Jednak radość z nowo nabytej rzeczy okazuje się płytka i krótkotrwała, więc poszukując kolejnych zakupowych wrażeń, wpadamy w błędne koło konsumpcjonizmu. Kupowanie stało się dzisiaj uniwersalnym sposobem na stres i wszystkie inne ludzkie bolączki. Ale ostatecznie kompulsywna konsumpcja nie przynosi nam szczęścia. Być może żyjemy w coraz większym materialnym dobrobycie, ale szczęście wciąż pozostaje naszym głębokim, niezaspokojonym pragnieniem. Stale próbuje nam się wmówić, że tym, co uczyni nas szczęśliwym narodem, jest wzrost gospodarczy, który napędzany jest poprzez naszą konsumpcję. Robert Kennedy, w swoim wystąpieniu 18 marca 1968 r. sprzeciwił się jednoznacznie stwierdzeniu, iż istnieje zależność między szczęściem a wskaźnikiem PKB. Podczas kampanii prezydenckiej przekonywał, że wskaźnik wzrostu gospodarczego poprawia na przykład produkcja broni nuklearnej i napalmu, ale nie uwzględnia stanu zdrowia ani radości naszych dzieci, nie mierzy piękna poezji lub trwałości małżeństw. – Przy obliczaniu PKB jako czynniki wzrostu bierze się pod uwagę zanieczyszczenie powietrza, reklamy papierosów i karetki pogotowia jadące do ofiar wypadków na autostradach – stwierdził Kennedy. – Jednym słowem, wskaźniki PKB mierzą wszystko oprócz tego, co nadaje sens naszemu życiu – podsumował ówczesny kandydat na prezydenta USA. Uwzględniają jednak przede wszystkim skalę konsumpcji. Posługując się pewnym skrótem myślowym można powiedzieć, że wskaźnik wzrostu gospodarczego jest znakomitym miernikiem tego, jak głębokie i popularne jest przekonanie, że istnieje zasadniczy związek między szczęściem a konsumpcją. Wszelkie akcje marketingowe próbują przekonywać nas, że ten związek istnieje. Ogromna część społeczeństwa szuka więc szczęścia w galeriach handlowych właśnie przez to, że marketingowcom udało się wmówić, iż przede wszystkim tam możemy je odszukać. Handlowcy zarabiają na tym, że nie potrafimy znaleźć żadnego innego sposobu na osiągnięcie szczęścia, albo droga do niego prowadząca wydaje się nam zbyt trudna. Namawiają nas więc do zakupów, zapewniając, że dzięki temu dojdziemy w końcu do poziomu zadowolenia.

Powołanie do szczęścia
Papież Franciszek powiedział kiedyś, że konsumpcjonizm to rak współczesnego społeczeństwa. Jedynym lekarstwem na tę chorobę wydaje się być prostota i poszukiwanie niezawodnego źródła radości. Warto więc zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście markowe produkty czynią nas bardziej szczęśliwymi i lepszymi ludźmi. – Pierwszym powołaniem człowieka, które jest punktem wyjścia dla wszystkich rodzajów powołań, jest powołanie do szczęścia. Pan Bóg pragnie, abyśmy przeżyli nasze życie w szczęściu – pisze o. Józef Augustyn, znany jezuita, autor wielu książek i publikacji. Nie ma zatem niczego złego w tym, że chcemy dla siebie szczęścia – istotna jest jedynie kwestia gdzie tego szczęścia szukamy. Jan Paweł II podczas XVII Światowego Dnia Młodzieży w Toronto przekonywał, że tylko „idąc z Chrystusem, można osiągnąć prawdziwą radość!”. Bóg, chcąc naszego szczęścia, daje nam jasne wskazówki, na jakiej drodze możemy je osiągnąć. – Kazanie na Górze wytycza mapę tej drogi. Osiem Błogosławieństw to drogowskazy ukazujące kierunek, w jakim należy iść. Jest to droga pod górę, a Jezus przeszedł ją pierwszy. I jest On gotowy przejść ją z wami jeszcze raz – powiedział papież.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze