W poszukiwaniu raju na ziemi. Nowa książka Wojciecha Jagielskiego

Wschód i zachód. Jak oni nas widząJak my widzimy ich? I gdzie jest ten upragniony raj? Wielki szlak do Indii, który hipnotyzuje do dziśI fascynuje. Na wschód od zachoduTa książka – jak ocenia krytyk Max Cegielski – jest zupełnie inna od tego, co Wojciech Jagielski pisał wcześniej (np. Wszystkie wojny Lary czy Modlitwa o deszcz).  

 Skąd u Jagielskiego hippisi? Wojciech Jagielski, ceniony reporter wojenny podąża tym razem „wielkim szlakiem hippisów”. Afganistan, Pakistan, Nepal i na końcu Indie. Miejsca duchowej inicjacji, zderzenie z systemem  kast, regiony targane konfliktami zbrojnymi, gdzie pojęcie „wolność” nabiera innego znaczenia. Czy ta wolność jednocześnie daje szczęście i spokój ducha? 

 
Historie, które fascynują  
Autor książki spotkał się z czytelnikami w warszawskim Teatrze Powszechnym. Max Cegielski, które spotkanie prowadził, zauważył, że nie jest to typowy, tak zwany twardy temat dla korespondentów wojennych. A takim korespondentem przez lata Wojciech Jagielski był (choć sam teraz o sobie mówi: pisarz, dziennikarz). Jagielski opowiedział, skąd książka się wzięła. Otóż od wielu lat przywoził z zagranicy rzeczy, które nie pasowały mu do dziennikarskich depesz, a fascynowały go historie, które one opowiadały. – Rzucałem to pod ścianę i czekałem na to, by zaczęło z tego coś rosnąć. I patrzyłem, czy nada się to na książkę albo reportaż – mówi Jagielski. To, co wiąże się z Indiami i hipisami, zacząłem zwozić od początku, od połowy lat osiemdziesiątych, to był wyjazd prywatny, dziennikarzem zacząłem dopiero być (choć jak przyznał Jagielski – nawet urlopy planował tam, gdzie była szansa na znalezienie ciekawego tematu do reportażu). Czułem, że nie mogę tego zostawić, że to jest coś warte. Szkoda było się za to nie zabrać – mówił autor.  

 

Dwóch bohaterów: ten sam cel, inna droga 
– Napisałeś kiedyś, że zazdrościłeś czegoś hipisom. Jak widziałeś te kraje – jak Afganistan, kraj rozdarty wojną – to bohaterowie, na których się skupiasz, tę rzeczywistość widzieli zupełnie inaczej niż ty. Pokazywałeś kontrast: jak to widzi mieszkaniec, jak widzi korespondent – rozpoczął temat Cegielski. – Chciałem zobaczyć wartości, którym byli wierni hippisi. Muzyka staje się u nich czymś więcej niż muzyką, to sposób myślenia i czucia. Oni opowiadali o sielankowej krainie, Ziemi obiecanej, gdzie się dobrze bawili, spodziewali się, że na jej końcu spotkają coś naprawdę niesamowitego, a ja później jechałem po tych krajach jak po pogorzelisku. Buło jeszcze trzecie spojrzenie – jak na nas patrzyli miejscowi, jak oni odbierali dziwną dla nich naszą fascynację, jak patrzyli na przybyszów z Zachodu – opowiadał Jagielski.  

Święty Nikt  
Po swoistym prologu w drugiej części książki poznajemy kluczowego dla niej bohatera. To „Święty nikt”.  – To centralna część książki. Poznajemy starego hippisa, najstarszej daty. Hippisem został w czasie pierwszego momentu tego ruchu, fenomenu kulturowego. Nie był hippisem z przekonania, a bardziej z przypadku. Po prostu wszyscy wtedy „hippisowali”. Pasowały mu długie włosy, sposób mówienia, spędzania czasu, muzyka. Pasowała też idea wędrówki na Wschód – tym Wschodem były Indie. Tak samo wybierali się tam ludzie z drugiej strony -z Australii. Indie były celem. Przeszedł szlak hippisów – przez Afganistan (to był niezmiernie ważny punkt tego szlaku, żaden szanujący się hippis go nie omijał). 

Upadek raju na ziemi  
Wylądował na Plażach Goa – przez wiele lat raju dla hippisów. Kraina bezludna, rajskie tropikalne plaże, niewielu tubylców – chrześcijan. To był stan należący do Portugalii, ziemia formalnie indyjska, ale wielu nazywało ją autonomiczną wyspą hippisów. Tam Święty Nikt przeżył pół swojego życia. Wojciech Jagielski spotkał go w Delhi. Dlaczego Święty przeniósł się z raju do tak wielkiego miasta? Goa zaczęła się zmieniać. Jego sława się rozniosła za sprawą samych hippisów. Gdy w Indiach doszło do transformacji ustrojowej, kapitalizm przechodził szaleńczy etap. Na Goa pojawiły się sieci hotelowe, przyjechało mnóstwo Rosjan. Rosjanie chcieli grać w hazard, ale był – z przyczyn właśnie religijnych – zabroniony. Narkotyki nie, hazard tak. Przepisy jednak obchodzono – na przybrzeżnych statkach organizowano kluby hazardowe. Kroplą, która przelała czarę goryczy, była śmierć dziewczyny, która przyjechała z matką hippiską. Scarlett została zamordowana. Stała się symbolem upadku tego raju na ziemi. Święty uznał, że to już nie jest to miejsce i on musi się stamtąd wynieść. Pojechał do Delhi. Liczył na odpowiedź, co dalej ze sobą zrobić. Himalaje czy powrót na Zachód? Czy można z bycia hippisów się wypisać? Chyba nie, jak już się nim człowiek staje to na „amen”. 

 Święty uciekał od cywilizacji Zachodu. Jego życie to wolna miłość, narkotykowe seanse, religijne komuny i hedonistyczne wspólnoty na Goa. Wszędzie szuka jednego – szczęścia. A ono wciąż mu się wymyka. – Święty chyba nie był do końca pewien,  czy dobrze przeżył życie. To była postać na rozdrożu – mówi Wojciech Jagielski. 

Zderzenie perspektyw  
Wojciech Jagielski podkreślał w czasie spotkania, jak ciekawym doświadczeniem było to, jak z różnej perspektywy Zachód patrzy na Wschód i Wschód na Zachód. I rozczarowanie, które często towarzyszy podróżom. I co bardzo ważne – rozczarowanie ludzi Wschodu, którzy przybywają na Zachód bywa o wiele mocniejsze i często o wiele boleśniejsze. „Nasza” (ludzi Zachodu)” wędrówka na Wschód kończy się co najwyżej problemami finansowymi, wizytą w ambasadzie, debetem na karcie i postanowieniem: „już nigdy w życiu nie wrócę do Bangkoku czy Islamabadu”. Zupełnie inaczej wyglądać to z drugiej strony. Człowiek Wschodu sprzedaje niekiedy wszystko, zaciąga dług wioskowy czy powiatowy – jemu musi się udać. Nie jest ważne, czy mu się podoba, czy nie. On musi się tu jakoś zakotwiczyć, by pomóc rodzinie, która została. Dlatego w podróż idą ci najmłodsi, najsilniejsi. Rozczarowanie Zachodem jest niewspółmierne, kończy się niekiedy ludzkimi tragediami. – Widziałem Kongijczyków odsyłanych z Brukseli czy Francji – rozpaczali nie dlatego, że się w Europie zakochali, ale dlatego, że w Afryce czekają ci, których oni zawiedli – mówił Jagielski.  

Drzewo oliwne w mieście Jenin, na północy Zachodniego Brzegu, fot. EPA/ALAA BADARNEH

 Część trzecia  Kamal  
Tę część czyta się jak powieść. To opowieść o dziewczynie, która wyjechała na Wschód (jak twierdzi jej matka przez Wojciecha Jagielskiego). – To wszystko przez pana, panie Wojciechu – mówiła. Naczytała się ponoć moich reportaży i pojechała na Wschód. To oczywiście nie jedyne przyczyny. Kamal opuściła Warszawę z jednym plecakiem. Nie chciała dwóch fakultetów, mieszkania i pędu za karierą. Wybrała Indie – kraj, w którym największą wartością jest osiągnięcie duchowej równowagi. Dziś już nie pamięta poprzedniego życia… To było coś innego niż zrobił Święty. On osiadł w Indiach, ale był już taki od początku. Hippisowski. Kamal od początku przeszła zupełnie na drugą stronę. Przekonwertowała się.  

 To właśnie w podróży do Kamal poznałem Świętego – wspomina Jagielski. Ponad tydzień rozmawialiśmy. To były przedziwne rozmowy. To był ten sam język, ale nie rozumiałem, co ona do mnie mówi, a ona nie rozumiała, o co ja ją pytam. To była dziwna rozmowa, spisałem wszystkie słowa, nie miałem problemów z odtworzeniem jej trasy, ale miałem wrażenie, że czegoś brakuje, czegoś, co zawsze  było dla mnie konieczne przy pisaniu reportażu – oczywistego przekonania, że rozumiem postać, o której się piszę. Mogę się mylić, ale wiem, kto ten ktoś czuł, myślał, robił. Przy Kamal było jednak inaczej – opowiada Jagielski.  

 Pomoc żony i nieznośne wykrzykniki  
Rozmawiałem o tym z żoną. I ona szybko pojęła, o co chodzi Kamal. Pomyślałem: skoro Grażyna tak dobrze ją czuje, to może uda mi się namówić Grażynę, by to ona napisała tę część? – wspomina pisarz. Jego żona się zgodziła. Czy tę część  można nazwać reportażem? Pewnie nie. W tej rozmowie było sporo znaków zapytania, ale – jak mówi Jagielski – „znaki zapytania są często dla mnie ważniejsze niż kropki. Szczególnie stanowczo stawiane. A już szczególnie nie znoszę wykrzykników. Nie wierzę ludziom, którzy z każdej podróży przywożą odpowiedzi na wszystkie pytania, którzy rozwiązują wszystkie problemy.

Czy da się zmienić tak wiele?
Czy da się być tak bardzo innym, czy da się nie być sobą? Czy da się zmienić swoje życie? Książka „Na Wschód od Zachodu” to opowieść o tych, którzy próbowali to zrobić. Sam Wojciech Jagielski na spotkaniu z czytelnikami uznał, że możemy się odmieniać, ale pierwsze nasienie nas definiuje i od tego uciec jest bardzo trudno. Kamal ma syna i musi zostawić mu pełną wolę. Jej syn może wrócić na warszawską Saską Kępę – nie dlatego, że będzie mu wygodniej, ale dlatego, że dokona takiego wyboru. I jak widać – jedna zmiana może za sobą pociągać kolejne. Świętemu udaje się uciec pod względem geograficznym, ale czy uciekając, znajduje szczęście? Kamal to bohaterka, które cały czas ucieka, szuka swojego miejsca, ucieka od „zachodniości”, uciekła od „starej” siebie. 

 Potrzebne rozczarowanie 
Czytelnicy zadali Jagielskiemu pytanie, czy ta książka opisuje rozczarowanie Zachodem. Autor uznał, że każdy, kto przynależy do jakiegoś miejsca, ma prawo do bycia rozczarowanym, bo to miejsce mogło być czymś lepszym. Niektórzy decydują się wtedy na ucieczkę, wyjazd. Do Indii przyjeżdżają masy ludzi, ale czy by zmienić, polepszyć życie należy uciekać? Może wystarczy podróżować, ale nie uciekać? Podróżnik Jagielski nie daje jasnej odpowiedzi. Na pewno podróże uczą. A samo bycie w Indiach Jagielski zawsze wiązał z przemieszczeniem, a to zawsze wiązało się z wysiłkiem i przez to z kształtowaniem własnej osobowości. – W czasie podróży jest człowiek najbardziej wolny, bo wtedy najmniej można wziąć ze sobą, człowiek zostaje sam ze sobą i to jest często potrzebne.  

 Losy hippisów to losy ludzi, którzy poszukiwali raju na ziemi. Po drodze popełnili jednak sporo błędów. Ich kultura życia nie stroniła od narkotyków: najpierw dla własnego użytku, później stało się to interesem uzależniającym innych i wciągającym ich w tragedie. Ich utopijna wizja Indii rozprysła się, gdy wtargnął tam dziki kapitalizm. Pojedynczy hippisi, którzy przeżyli swoje życie zgodnie z własnymi wartościami, nie byli rozczarowani życiem. I to obojętnie, gdzie żyli. Byli bardziej rozczarowani ruchem, szczytnymi ideami, które rozprysły się w zderzeniu z rzeczywistością. Jedno jest pewne: to od nas zależy życie i to, jak je przeżyjemy, a nie od tego, gdzie akurat jesteśmy. To rozczarowanie wędrówką jest wszędzie obecne, ale to nie znaczy, że nie należy ruszać w podróż. Rozczarowanie to wartość, której też potrzebujemy. Potrzebujemy jej w poszukiwaniu tego miejsca na ziemi.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze