Źródło. Śmierć jest drogą do zbawienia 

„Źródło” to film, który nie każdy zrozumie. Darren Aronofsky, znany z takich obrazów jak „Requiem dla snu”, „Czarny łabędź” czy „Pi”, stworzył za pomocą jednej opowieści (przedstawionej w trzech rzeczywistościach) historię najpotężniejszego ludzkiego pragnienia.  

Zawsze uwielbiałam filmy, które nie są ściśle chrześcijańskie, a jednak potrafią w jakiejś formie opowiedzieć o ludzkim poszukiwaniu sensu życia. Uwielbiałam zawsze także produkcje, które nie dają łatwych odpowiedzi na najważniejsze ludzkie pytania i pozwalają widzowi na własną refleksję. Dokładnie tak jest w przypadku „Źródła” – filmu, którego tytuł oczywiście nie jest przypadkowy.  

Cała opowieść rozpoczyna się historią lekarza, który pragnie wynaleźć lek na raka. Nie ma przez to czasu dla swojej żony, Izzi, która jest pisarką i kończy właśnie opowiadanie o konkwistadorze i jego wyprawie w głąb dżungli amazońskiej w celu znalezienia fontanny młodości dla królowej, w której jest zakochany. Wkrótce potem okazuje się, że i ona ma raka i nie zostało jej wiele czasu. Główny bohater jeszcze bardziej gorączkowo zaczyna szukać leku, chcąc zdążyć i ją uratować. Sam jednocześnie zaczyna wpadać w metafizyczne stany ducha, w których zastanawia się nad prawdą o życiu i śmierci. Wielu ludzi może doszukiwać się w całej tej historii nawiązania do mitów Majów, buddyzmu czy po prostu science fiction. Wielu ludzi myśli także, że film opowiada trzy, mocno zbliżone do siebie historie. Jest to jednak jest opowieść dziejąca się na przestrzeni trzech wieków, rzeczywistości i światów. W tej formie – trzeba przyznać – która nawet dzisiaj dość pomysłowa, Darren Aronofsky stworzył obraz najważniejszego ludzkiego pragnienia, jakim jest miłość i nieśmiertelność.  

Kadr z filmu „Źródło” (2006 r), reż. Darren Aronofsky, w rolach głównych: Rachel Weisz i Hugh Jackman

W mojej całkowicie subiektywnej ocenie ten film nie tylko ma w sobie przesłanie chrześcijańskie, ale jest głęboko metafizycznym obrazem duchowego zmagania się każdego człowieka na ziemi. Prawie każdy z nas nie chce umierać, i każdy z nas pragnie miłości. Tak było i będzie. Kluczowy jest jednak moment, w którym zdajemy sobie z tego z sprawę. Możemy oczywiście szukać leku na nieśmiertelność jak bohater tego filmu, ale możemy także znaleźć zupełnie inną odpowiedź. Osią filmu jest Drzewo Życia, którego poszukuje główny bohater we wszystkich trzech wymiarach. Gdy oglądałam ten film, miałam tak naprawdę tylko jedno skojarzenie. Przecież w całej historii zbawienia przewija się motyw drzewa. W ogrodzie Eden to rajskie drzewo, z którego owoc zjadła Ewa. Był to pierwszy grzech naszych prarodziców. Potem w samych przypowieściach słyszymy o różnych drzewach: sykomorze, na którą wspiął się Zacheusz (Łk 19, 2-9), o drzewie i jego owocach (Łk 6,43-45), czy o drzewie figowym (Łk 13, 6-9). I w końcu najważniejsza dla chrześcijanina historia także wydarzyła się na Drzewie Krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, a potem zmartwychwstał.  

Całość zamyka się w tym właśnie kluczu. Pragnienie każdego człowieka, a więc miłości i nieśmiertelności, zamyka się na Drzewie Krzyża. Chrystus na tym właśnie Drzewie dał nam życie wieczne i tyle miłości, że właściwie nie jesteśmy w stanie do końca jej pojąć. Film Aronofskiego jest niezwykłym poszukiwaniem odpowiedzi na te ważne pytania. Bo przecież śmierć nie jest końcem życia, ale drogą do zbawienia. 

Zobacz pozostałe recenzje z cyklu #DobryFilmNaWakacje

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze