Przyjmować czy nie przyjmować?

Wielu z nas, katolików różnej opcji politycznej zastanawia się nad problemem kryzysu migracyjnego w Europie. Jedno jest pewne – to niewątpliwie kryzys, z którym państwa europejskie sobie nie radzą.

A więc przyjmować czy nie przyjmować uchodźców? Niestety będę musiała was zmartwić, ponieważ nie udzielę jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Co więcej, moje poglądy polityczne nie mają tutaj żadnego znaczenia. 

Czyli przyjmować

I znów sprawa się komplikuje. Polska, która uchodzi za państwo konserwatywne, postrzegana jest również przez wiele lewicowych mediów za państwo zamknięte na pomoc innym. Flagowym argumentem jest tutaj historia przywoływana sprzed wielu lat, gdy to Polacy byli migrantami. Jak wiadomo jednak, migracja była od zawsze – ludzie przemieszczali się nieustannie. A jednak, na terenie zachodniej Europy dzisiaj możemy mówić o kryzysie nie tyle migracyjnym, co uchodźczym. Jeśli chcielibyśmy znów zagłębić się w definicje – kto jest uchodźcą a kto nie – sprawa staje się jeszcze trudniejsza a można by nawet powiedzieć nierozstrzygalna. Konwencja Genewska, która dzisiaj stanowi podstawę uznawania kogoś za uchodźcę mówi, że to osoba, która

przebywa poza krajem swego pochodzenia i posiada uzasadnioną obawę przed prześladowaniem w tym kraju ze względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne lub przynależność do określonej grupy społecznej.

Na pierwszy rzut oka, w definicji tej wszystko jest zrozumiałe, jednak gdy przyjrzymy się jej bliżej, okazuje się, że niekoniecznie tak jest. Po pierwsze, czy można uzasadnić obawę przed wendetą lub przemocą psychiczną w swoim kraju? Osoba, która została złapana na granicy a która ubiega się o nadanie statusu uchodźcy musi przed funkcjonariuszami udowodnić, że z jakiegoś powodu jest prześladowana. Najlepiej oczywiście, gdyby przedstawiła pismo z podpisem osoby jej prześladującej (to ironia). Idąc dalej można oczywiście zastanawiać się, czym dla określonych grup społecznych jest wyznanie, poglądy polityczne czy rasa.

Niestety nie będę się w to zagłębiać, chciałabym jedynie nakreślić złożoność problemu z jakim mamy do czynienia. Każdy z nas chciałby znać odpowiedź na pytanie czy przyjmować uchodźców czy nie. Chcielibyśmy żyć w świecie, który jest klarowny, w którym zło jest złem a dobro dobrem. Tak niestety nie jest. A jednak tę naszą wewnętrzną chęć, wykorzystują politycy, by spolaryzować nasze poglądy a w efekcie zdobyć własny elektorat.

Czyli nie przyjmować

Zagadnienie uchodźców to niesłabnący pod względem popularności temat w Internecie. Wystarczy wypowiedzieć słowo „uchodźca” i nasze oczy bądź uszy nagle zakładają na siebie filtr swoich poglądów i uprzedzeń. Jednym z argumentów ludzi raczej przeciwnych przyjmowaniu uchodźców jest poniższy obrazek:

Fot. wykop.pl

Z kolei innym ale poważniejszym argumentem w toczącej się bitwie o przyjmowanie uchodźców są słowa samej Beaty Szydło, która powiedziała, że pomaganie ludziom nie może być równoznaczne ze zgodą na szantaż brukselskich elit.

 

Po tych słowach premier Szydło została okrzyknięta drugą Marie Le Pen. Jeszcze innym argumentem prawicowych katolików jest hasło Deus Vult a więc Bóg tak chce, które w czasach papież Urbana II były wezwaniem do krucjaty.

Czyli co robić?

Znów powiem to samo – nie odpowiem na to pytanie. Jestem chrześcijanką, która chce przestrzegać prawd zawartych w Ewangelii. Ale czy chrześcijanin to osoba, która nadstawiając drugi policzek powinna pozwalać sobie by już zawsze nią pogardzano? Bardzo lubię słowa z encykliki św. Jana Pawła pt. „Fides et Ratio” :

Wiara i rozum są jak dwa skrzydła unoszące człowieka ku kontemplacji prawdy.

Odkrywając prawdę musimy być więc racjonalnymi katolikami. Nie żyjemy dla prawa, ale prawo pomaga nam żyć.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze