Skup się na Bogu! Apel do duchownych panów

Dawno w trakcie czytania książki nie śmiałem się tak szczerze i jednocześnie dawno tak nie dziękowałem Bogu, że ten jednak powołał mnie do małżeństwa. Inaczej mógłbym głosząc rekolekcje natknąć się na autorkę książki i – kto wie – może zostać opisanym?

Gdy do rąk wpadła mi książka siostry Małgorzaty Borkowskiej, usłyszałem, że jest kontrowersyjna. Z jednej strony stanowi apel o godziwe taktowanie sióstr, z drugiej jednak siać ma antyklerykalną propagandę. Trudno było o lepszą reklamę, zatem pochłonąłem ją przy najbliższej okazji. Niecałe sto stron zapisanych dużym drukiem powoduje, że jest przystępna nawet dla najbardziej zagorzałych wrogów czytelnictwa. I przyznać muszę szczerze, że choć tematyka jest poważna, to dawno w trakcie czytania nie śmiałem się tak szczerze, jednocześnie nie czując ulgi, że powołany zostałem do małżeństwa i nie będzie mi dane głosić rekolekcji dla klasztoru, w którym mieszka autorka.

Siostra Małgorzata Borkowska swój „apel do duchownych panów” formułuje w sposób niezwykle cięty, przytaczając przy tym niezliczoną liczbę anegdot obnażających sposób, w jaki często traktowane są siostry, ale też niedoskonałości i błędy kaznodziejów. „Zdawałoby się czasem, że ambitni celebransi prześcigają się, kto znajdzie więcej szparek, w które można by wetknąć dodatkowe kazanie: w osobne długie pouczenie rozwijają każde wezwanie modlitwy wiernych, a poza tym i policzyć trudno, ile kazań potrafią włączyć w jedną liturgię: sześć, osiem? U nas rekord był: trzynaście. Tylko żadne z nich nie jest homilią, nawet to po Ewangelii, choć się homilią nazywa, bo żadne Ewangelii nie wyjaśnia…”

U niejednego księdza lektura wywoła z pewnością rumieniec wstydu, a może i wściekłości, jednak próżno szukać w niej jakiegoś bezmyślnego antyklerykalizmu. Siostra Borkowska z autentyczną troską o Kościół przez przykłady z życia, wyraża swój sprzeciw wobec wypaczania i przerabiania Słowa Bożego na swoją modłę. Protestuje przeciw liturgicznym dziwactwom, herezjom głoszonym z ambony, wierze w czary i klątwy, a także, niestety, traktowaniu zakonów żeńskich jak terenu wpływów. „Nie po to poszłam do klasztoru, żeby w nim być czyimkolwiek terytorium, czyjąkolwiek strefą wpływów! Żadnego człowieka!” – pisze.

Miejscami autorka, opisując i wyjaśniając błędy kaznodziejów zagłębia się jednak w takie szczegóły i dywagacje, że sam głośno przełykałem ślinę i dziękowałem Bogu, że nie czeka mnie głoszenie rekolekcji w żeńskim klasztorze i narażenie się na tak wnikliwą krytykę.

Choć z pewnością gorzka to pigułka dla polskiego kleru, jednak jakże potrzebna! Przepełniona troską i życzliwością krytyka nie ma na celu ośmieszenia, ale zwrócenie uwagi na potrzebę skupienia się w kazaniach choć trochę na Bogu zamiast na sobie i własnym widzimisię.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze