Stos, klątwa i pieniądze. Tajemnice templariuszy 

Był marzec 1314 r. Na jednej z wysp na Sekwanie w Paryżu zapłoną stos. W ostatnich chwilach życia Jakub de Molay, Wielki Mistrz zakonu templariuszy, zdążył rzucić klątwę na papieża Klemensa V i Władcę Filipa IV Pięknego. „Papieżu Klemensie, królu Filipie, rycerzu Wilhelmie! Nim rok minie, spotkamy się na Sądzie Bożym!” – miał wykrzyknąć resztkami sił. Miesiąc później zmarł papież, a w następnym roku wylew krwi do mózgu zabił francuskiego monarchę. Przypadek? – mogą zapytać tropiciele sensacji. – Niekoniecznie.  

Od jakiegoś czasu członkowie zakonu oskarżani byli o herezje, innowierstwo, magię, czary, kult bożka Bafometa i inne bezeceństwa. Zapewne niewiele w tym było prawdy. Faktem jest natomiast, że w 1311 r. synod w Vienne zdecydował o kasacie templariuszy. Rok później papież Klemens V wydał bullę potwierdzającą zawieszenie Zakonu Świątyni. W chwili kasaty zakon ów liczył prawie 200 lat.   


Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona powstał około 1118 r., gdy pewien rycerz z Szampanii Hugo de Payens i jego ośmiu towarzyszy złożyli przed patriarchą Jerozolimy śluby ubóstwa, czystości, posłuszeństwa i walki za wiarę. Zobowiązali się bronić pątników i chronić szlaki pielgrzymkowe do Ziemi Świętej. W połowie XIII w. ci rycerze – zakonnicy byli potęgą militarną, polityczną i gospodarczą. Po upadku Królestwa Jerozolimskiego w 1291 r. przenieśli się do Francji. To był – wydawałoby się – początek końca. Niewątpliwie templariuszy zgubiły finansowe relacje z władcą Francji Filipem IV Pięknym. Monarcha był początkowo protektorem zakonu, jednak szybko stał się jego dłużnikiem. To on, zamiast spłacać pożyczone pieniądze, oskarżał templariuszy o wszystko, byle tylko ich zniszczyć i zagarnąć ich majątek. Poniekąd mu się to udało. 

Kasata zakonu, płonące stosy – dawna potęga legła w gruzach. Filip Piękny liczył na zawartość skarbca templariuszy, w którym miały się znajdować kosztowności przywiezione z Ziemi Świętej. Ale się przeliczył. Skarbiec okazał się pusty. Zakonnicy przechytrzyli władcę – krótko przed masowymi aresztowaniami zakonna flota opuściła port i oddaliła się w nieznanym kierunku. Do dziś skarb templariuszy obrasta coraz to nowymi legendami. W tajemniczym skarbcu miały się w nim znajdować nie tylko złoto i kosztowności, ale także święte księgi, i materiały, które ponoć rzucały nowe światło na życie i śmierć Chrystusa. Ale to nie wszystko. 

Z templariuszami związane są też opowieści o legendarnym Graalu – kielichu, którego podczas Ostatniej Wieczerzy używał sam Jezus Chrystus i zaginionej Arce Przymierza. To ci świątynni zakonnicy mieli też przechowywać Całun, zwany dzisiaj Turyńskim – płótno, w które miało być owinięte ciało Zbawiciela. Domysłów jest więc wiele.  


Emocje podsyca fakt, że mimo iż reguła templariuszy była niezwykle surowa,  zakon zawsze kojarzył się z przede wszystkim z pieniędzmi. Templariusze udzielali pożyczek władcom, prowadzili rachunki biskupom, wydawali czeki podróżne, wprowadzili swoisty system bankowości i coś na kształt kart debetowych. Każdy mógł „wpłacić” w dowolnym miejscu (tzw. komandorii) określoną kwotę pieniędzy. W zamian otrzymywał kawałek materiału z zaszyfrowaną wiadomością (żeby był bezużyteczny dla ewentualnych rabusiów), który uprawniał go np. do przenocowania czy zakupu towaru w każdym innym miejscu na świecie. Zakonnicy musieli się więc też znać na przeliczaniu walut, co – jak podkreślają badacze – w tamtych czasach nie było prostą sztuką.  

Templariusze trafili również do Polski. Niektórzy mówią, że Zakon Świątyni pojawił się w naszym kraju za sprawą syna Bolesława Krzywoustego – księcia Henryka Sandomierskiego, który pomiędzy 1152 a 1155 r. wracał z krucjaty w Jerozolimie. Monarcha miał nadać mnichom Opatów i 16 wiosek wokół niego.  

Inni twierdzą, że nie ma na to przekonujących dowodów, a za sprowadzenie templariuszy na Śląsk „odpowiada” książę Henryk I Brodaty, który w 1226 r. ofiarował im Oleśnicę Małą. Sześć lat później książę wielkopolski Władysław Odonic nadał zakonowi tereny na ziemi lubuskiej, na której znajdowały się m.in. Myślibórz i Chwarszczany. To tam – jak mówią legendy – templariusze poukrywali cenne skarby, wśród nich ten największy – bursztynową komnatę.  

„Nie wiem, czy w Polsce są skarby zakonu templariuszy. Natomiast zdaję sobie sprawę, że tę gazetę czyta prawie pół miliona ludzi. Z tego pół miliona zapewne przynajmniej kilku lub kilkunastu zapragnie zostać posiadaczami bezcennych skarbów. I rozpocznie się takie myszkowanie za owymi skarbami, że aż zimno mi się robi na samą myśl o tym. Zaczną kuć dziury we wszystkich starych zamkach, przeorają i przekopią każdy metr ziemi. Skarbów oczywiście nie znajdą, bo być może nie ma ich u nas, ale na pewno utrudnią poszukiwania tym, którzy ta sprawą zechcą zając się na serio. Dlatego właśnie rozgniewał mnie ten artykuł”.  

O skarbach , które templariusze mieli ukrywać, nie tylko w Polsce, powstało wiele legend, historii i mniej lub bardziej kryminalnych opowieści. Nakręcono niejeden film, a ostatnio nawet serial. Na tle tych nowości cytowany „Pan Samochodzik” to niewinna opowiastka.   

Fot. orientacja.pl

Mimo czternastowiecznych kłopotów zakon ocalał i… istnieje do dziś, choć w nieco zmienionej formie. Na świecie żyje podobno około 20 tys. templariuszy, a w Polsce odrodzili się blisko 15 lat temu. Są wśród nich kobiety, czyli „damy” i  mężczyźni, czyli „kawalerowie”. Muszą być katolikami, bo templariusze włączają się w działania Kościoła. O rzekomych skarbach nic nie wiedzą, na co dzień wyglądają całkiem normalnie. Ale kiedy przywdzieją szaty galowe – białe płaszcze, długie do samej ziemi, z charakterystycznymi białymi krzyżami – czas zaczyna się cofać. Przed oczami stają bogate zamki, dostojni rycerze i ich giermkowie, mimowolnie słychać tętent kopyt… Przestaje dziwić, że w średniowieczu templariusze budzili tyle emocji, skoro nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie nawet dziś.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze