Zdjęcie: kadr z filmu „Chata”, fot. mat. prasowe

A gdyby Bóg zaprosił cię na weekend do siebie? O filmie „Chata”

Co by się stało, gdybyś weekend spędził sam na sam z Bogiem? W Jego chacie. Mógł zjeść z Nim śniadanie, pójść nad jezioro, wyspać się w Jego pokoju i pogadać jak z dobrym znajomym? 

Taką możliwość miał Mackenzie „Mack” Phillips (w tej roli Sam Worthington). Choć w sumie… to do końca nie wiadomo, gdzie on był i z kim spędził weekend. W chacie? W niebie? A może po prostu przyśniło mu się to w czasie, gdy był w narkozie po wypadku samochodowym? „Chata” ma sporo z bajkowej konwencji. Zakwalifikowana jest zresztą jako film fantasy. Trochę bajka, trochę fantasy, ale przy okazji stawia sporo ważnych pytań. O Boga i naszą z Nim relację. 

Zdjęcie: główni aktorzy: Octavia Specner i Sam Worthington, fot. kadr z filmu

Niezbadane wyroki boskie 

Mack był w dzieciństwie bity przez ojca. Po latach ożenił się z Nan. Mieli trójkę dzieci: Kate, Josha oraz Missy. Podczas rodzinnego wyjazdu nad jezioro porywacz uprowadził najmłodszą Missy. Ojciec przeżywa traumę, nie jest w stanie się z tym pogodzić, a za to, że nie udało się uratować córki, wini przede wszystkim Boga. Rok później Mack znajduje w skrzynce na listy tajemnicze zaproszenie podpisane przez Tatę” (Boga). Tak, razem z małą Missy, nazywali Boga. Zaproszenie kieruje go do miejsca, w którym zamordowano jego córkę. „Dlaczego mam tam wrócić?” – pyta Mack, a w odpowiedzi słyszy: „Bo nie potrafisz się stąd wyrwać”. W „Chacie” porywacza przyjmują go trzy postacie – jedną zna z dzieciństwa. Okazuje się, że to jego dobra sąsiadka jest Bogiem (a przynajmniej pełni taką rolę wobec niego). W tej roli Octavia Spencer – Afroamerykanka, co oczywiście dodaje klimatu religijności tej grupy etnicznej. Synem jest młody mężczyzna, którego, ze względu na pochodzenie, przypisalibyśmy do kultury arabskiej. A Duch Święty? To Azjatka przedstawiona jako Sarayu.

Zdjęcie: główni bohaterowie filmu, od naszej lewej: Avraham Aviv Alush jako Jezus Chrystus, Sam Worthington jako Mack Phillips, Octavia Specner jako Tata – Bóg, Sumire Matsubara jako Sarayu.

Niektórzy pewnie się skrzywią na takie przedstawienie Trójcy Świętej. No bo niezgodne z naszą tradycją, pojmowaniem tajemnicy Trójcy i po prostu – z naszymi przyzwyczajeniami. No właśnie, może warto te przyzwyczajenia nieco zmienić? W końcu to Tajemnica, którą na ludzki (na pewno ułomny sposób) próbujemy zrozumieć. Taki pomysł na przedstawienie Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego przypomniał mi, jak ograniczone możemy mieć spojrzenie na naturę Boga. Bo czy Bóg nie może być Afroamerykanką? Wiem, wiem… kobieca natura Boga to temat na dysputę, na którą mogłoby nawet internetowej przestrzeni wystarczyć… Film jednak nie przyzwyczaja nas do tej jednej „wersji Boga”. W pewnym momencie widzimy Boga jako mężczyznę w średnio-starszym wieku. I znowu musimy dać Mu zaskoczyć.  

Dajmy się zaskoczyć  

W sumie… ten film jest właśnie o zaskakiwaniu. To Bóg nas zaskakuje. Zaskakuje tym, że ciągle nas kocha i ciągle jest przy nas ale jak? Także wtedy, gdy spotyka nas coś złego? Co sprawia ogromny ból?). To film o odkrywaniu „Bożego planu” w naszym życiu. To odkrywanie może być bardzo bolesne. Niekiedy może wymagać od nas wywrócenia naszej dotychczasowej hierarchii wartości. W „Chacie” bardzo mocna podkreślona jest wolność człowieka – wolność w przyjmowaniu Bożego zaproszenia. Mack mógł pojechać w to miejsce, ale nie musiał. Mógł nawet zawrócić i nie spędzać całego weekendu w chacie z Trójcą Świętą. Mógł nawet „Chatę” opuścić. „Nie chcę niewolników” mówi mu Bóg. Bardzo pokrzepiającą jest ta świadomość, także ta o bezkresnej miłości Boga do człowieka, o której ten drugi często zapomina i którą często może ludzkim umysłem nie ogarniać. „No bo jak może kochać mnie Bóg, który pozwala na śmierć mojej córki?” pyta Mack. Bóg (Octavia Spencer) niejeden raz mu powtarza: „Nawet nie wiesz, jak jesteś Mi bliski”. Mack nie może jednak zrozumieć i z nieukrywanym gniewem i złością pyta: „Gdzie byłaś, gdy moja córeczka potrzebowała Ciebie najbardziej?”. Cała ta rozmowa odbywa się nie na klęczkach, nie w modlitwie. To rozmowa przy stole, na werandzie. Rozmawiają też w kuchni, przy ugniataniu ciasta. A czy nie właśnie w takich okolicznościach o trudnych sprawach rozmawia się najlepiej?  

Tajemnica, którą trudno po ludzku zrozumieć  

Miłość Boga jest tajemnicą. Właśnie – miłość Boga do nas, a nie nasza do Niego. Film trochę odwraca ten kierunek, a tak naprawdę uświadamia, gdzie jest źródło tej miłości, źródło niewyczerpane. Jednocześnie ta miłość może do człowieka nie dotrzeć. Dzieje się tak wtedy, gdy przepełnia nas ból. Ból, który również może powodować u nas chęć zemsty, smutek, permanentne nieszczęście. To mój najsilniejszy wniosek z tego filmu. „Gdy widzisz tylko ból, tracisz mnie z oczu” mówi Bóg do naszego bohatera. I dodaje: „Źle odczytujesz tę tajemnicę”. „Chata” uświadamia nam, że życie w bólu powoduje, że nie jesteśmy zdolni do życia życiem, do którego zostaliśmy stworzeni. Ból sprowadza nas w dół – dosłownie. Zabija, powoli ale skutecznie. Widać to, w obrazowej scenie chodzenia po wodzie. Mack wybiera się łodzią nad jezioro, ale w pewnym momencie przypominają mu się złe wydarzenia z przeszłości. Pod łódką widzi tonącego syna, czarna woda zaczyna wlewać się do łódki. W tym momencie Jezus mówi to niego, by patrzył w górę, patrzył na Niego i by nie pozwolił, by koszmar sprowadził go w dół. Wtedy wszystko zależy od Macka – czy zaufa Jezusowi? 
„Chata” to również lekcja o przebaczaniu. Trudnym, niekiedy rozłożonym na wiele etapów. Na prawdziwe, pełne i przede wszystkim ozdrowieńcze przebaczenie nie ma szybkiego lekarstwa. Życie wymaga czasu, przebaczenie także. Najważniejsze, by dać sobie na to szansę. Bez tego nie pozbędziemy się smutku, a żyjąc w smutku bardzo szybko można się w życiu pogubić. I choć nikomu tak drastycznych przeżyć jak u głównego bohatera nie życzę, to na pewno każdy z nas ma w życiu taki „znak”. Warto zapamiętać taki moment dotknięcia łaską. Wracać do niego w „czarnej godzinie”, w chwili zwątpienia. A gdy ból wydaje się nie do zniesienia, warto zakrzyknąć „Boże, gdzie jesteś?”. On prędzej czy później wyśle do nas zaproszenie. 

Zdjęcie: kadr z filmu „Chata” („The Shack”)

Film to ekranizacja książki o tym samym tytule. Okazała się bestsellerem. I choć ma pewien „protestancki sznyt i fantastyczne wątki, to warto „Chatę” obejrzeć. Może to i bajka, ale taka, która wiele mówi i do wielu przemyśleń skłania. Jedno jest pewne – bez Bożej łaski, bez łaski wiary wiele rzeczy i trudnych sytuacji wydaje się w życiu nie do przeskoczenia, nie do przejścia. No właśnie – wydaje się. Uwierzmy, że Bogu naprawdę na nas zależy, tak bardzo nas kocha. I jak bardzo jest szczęśliwy, gdy zajrzymy od czasu do czasu do jego Chaty… 

Zdjęcie: Mack i jego żona, kadr z filmu „Chata”, fot. mat. prasowe

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze