Fot. Facebook/Bp Adrian Galbas SAC

Bp Galbas: nadzieja nie polega na naiwnym myśleniu, że to, co złe się skończy i będzie dobrze [ROZMOWA]

O tym, w jaki sposób przeżywać swoją wiarę, żeby jej nie stracić i w jaki sposób Kościół może się odnaleźć w rzeczywistości epidemii w rozmowie z Justyną Nowicką mówi biskup pomocniczy diecezji ełckiej Adrian Galbas SAC. 

 

Justyna Nowicka: Księże biskupie, potrafię sobie wyobrazić, że wielu ludzi jest zagubionych w obecnej sytuacji. Fundamentem wiary była na przykład konieczność uczestnictwa w niedzielnej mszy święteja teraz okazuje się, że jest od tego dyspensa. Przez 30, 50 czy 70 lat taka była wystarczająca. A teraz wszystko się zmieniło 

Biskup Adrian GalbasRozumiem tych ludzi, którym jest trudno i którzy czują się w tej sytuacji bardzo zagubieni. Zwłaszcza, że utrudniona jest w tej chwili możliwość jakiejś katechizacji, wytłumaczenia wielu spraw i pogłębionego przekazu nauki Kościoła czy nawet prostego odpowiadania na te wszystkie pytania, wątpliwości i rozterki. Myślę tu przede wszystkim o tych, którzy nie korzystają Internetu. Wiele starszych osób jest przecież odciętych od świata wirtualnego, a te osoby mogą mieć wiele takich wątpliwości. 

Ważne, aby pamiętać, że istota wiary pozostaje niezmienna. Wiara jest oświeconą słowem Bożym decyzją, by iść za Chrystusem i na Nim budować swoje życie. To pozostaje niezmienne. Zmienia się forma, w której tę wiarę wyrażam i poprzez którą ją karmię i pielęgnuję. 

Dodatkową trudnością jest dziś i to, że my do tej całej sytuacji nie mogliśmy się w żaden sposób przygotować. Koronawirus spadł na nas jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”. Cała mądrość Kościoła musi przejawić się więc teraz w tym, żeby w tej sytuacji się odnaleźć. To nie jest tak, że Kościół nagle „ma wolne”. Niektóre drogi są zamknięte, ale chodzi o to, by szukać dróg otwartych, by Kościół nadal spełniał swoją misję, czyli prowadził ludzi do Chrystusa. 

Fot. FaceBook/Bp Adrian Galbas SAC

Tak naprawdę nie mówimy o niczym nowym, ale może nie dość do tej pory pokazywaliśmy różnorodność form przeżywania wiary w Kościele? 

To jest ważna rzecz. To nie jest tak, że Kościół teraz naucza czegoś innego. Od zawsze przecież było jasne, że jeżeli ktoś nie może uczestniczyć w mszy św., bo jest chory albo np. wyjechał do miejsca, gdzie nie ma żadnego kościoła katolickiego, to nie będąc na mszy, nie ma grzechu ciężkiego. Nie można dawać nikomu ciężaru nie do uniesienia. I teraz wszyscy znaleźliśmy się w sytuacji zagrożenia utraty zdrowia, a nawet życia i to niejako podwójnie, jako zagrożony i zagrażający. Pojawiły się ograniczenia w organizowaniu zgromadzeń publicznych, w ludziach jest dużo uzasadnionego lęku i stąd takie decyzje Kościoła. Wynikają przede wszystkim z miłości bliźniego, a nie z tchórzostwa biskupów. 

A zaraz za dyspensą pojawiły się wszystkie te formy, które w sposób zastępczy i nadzwyczajny, ale jednak pomagają uczestniczyć w mszy św. Ponad 10 000 parafii transmituje mszę świętą ze swojego kościoła, żeby wierni mogli uczestniczyć w tej konkretnej Eucharystii, żeby mogli zobaczyć swój kościół czy swojego księdza. 

Papież Benedykt XVI mówił, że Internet jest „cyfrowym kontynentem”, na którym także należy głosić Ewangelię. Może to moment, w którym niektórzy dostrzegą w misji Kościoła także taką potrzebę? 

Na pewno z jednej strony jeszcze bardziej wykorzystujemy teraz możliwości Internetu, portali społecznościowych itd. i jeszcze bardziej doceniamy, jak te narzędzia mogą być przydatne w ewangelizacji (fajne jest to, jak wiele uczą tutaj księży ludzie świeccy)z drugiej strony jednak widać niezastępowalność kontaktu bezpośredniego. Bo wielu ludziom bardzo jednak brakuje osobistego i bezpośredniego udziału we mszy św 

Fot. FaceBook/Bp Adrian Galbas SAC

Czyli ksiądz biskup się nie boi, że ludzie nie wrócą do kościołów? 

Może być taka obawaCzy tak się stanie, moim zdaniem, będzie zależało od dwóch czynników. 

Po pierwsze, od tego czy nasza religijność jest zdrowa. Czyli – czy i jak bardzo wyrasta ona z wiary i tę wiarę wyraża? Jej przeciwieństwem jest religijność chora. Albo, mówiąc delikatniej, niedojrzała, która może nie mieć związku z wiarą. Jest trochę jak wielkanocna wydmuszka. Może być bardzo kolorowa bardzo bogata na zewnątrz, natomiast w środku jest pusta. Wbrew pozorom nie jest to sytuacja rzadka. Przypomina się tu zdanie, które Pan Jezus, cytując Izajasza, mówi do ludzi religijnych: „Ten lud czci Mnie jedynie wargami”. Wargi są pełne Pana Boga, a serce jest Pana Boga pozbawione, wargi są pobożne, a serce jest bezbożne. Teraz zostaliśmy pozbawieni możliwości praktykowania wielu tradycyjnych form naszej religijności. Nie było klasycznie przeżywanych gorzkich żali, dróg krzyżowych, rekolekcji i święconki, ba, nawet Triduum Paschalnego. I jeżeli czyjaś religijność była tylko wydmuszką, jeżeli nic, albo niewiele było w środku, to taki ktoś może teraz dojść do przekonania, że bez tych praktyk religijnych spokojnie się obędzieNatomiast jeżeli religijność wynika z wiary, to nie tylko nie ma takiej obawy, ale wręcz przeciwnie: praktyki religijne i obecność we wspólnocie Kościoła zostaną jeszcze bardziej docenione. 

A po drugie, wiele zależy teraz od gorliwości księży. Od tego, czy ksiądz będzie jedynie siedzi na plebanii i myślał o tym, jak sobie zająć ten czas, który jeszcze jest do przeczekania, aż wszystko wróci do normy, czy przeciwnie: będzie starał się dziesięć razy bardziej niż przed pandemią. 

Ksiądz biskup w liście do księży napisał, że ludzie mogą kapłanom wybaczyć wiele, ale jeśli ich teraz zostawimy, to nigdy nam tego nie wybaczą. Mocne słowa. 

Tak, i jestem o tym nadal przekonany. Jest mnóstwo księży, którzy na różne sposoby próbują teraz dostać się do ludzi. Znam takiego, który postanowił zadzwonić do wszystkich swoich parafian. Na kolędzie zbiera się numery telefonów, więc podzielił się tymi numerami ze swoimi wikariuszami i zadzwonili do każdej osoby w swojej parafii. Pytali każdego, czego w tej sytuacji potrzebuje. Ważne było to, że ci księża zadzwonili pierwsi. Bo można powiedzieć: „Tutaj jest mój numer telefonu, zadzwońcie do mnie”. To jednak nie wystarczy. Myślę, że istotne jest, kto robi pierwszy krok. Ci księża zyskali bardzo wiele informacji o ludziach: kto jest samotny, kto potrzebuje uczynku miłosierdzia, co do ciała, a kto co do ducha, na przykład pocieszenia. Wierzę, że podobnych przykładów kapłańskiej gorliwości jest teraz bardzo dużo. 

Ale mogą być i inni, którzy myślą jedynie „już szósty tydzień nie mam tacy”. Spotykam się teraz niestety także biadoleniem. A przecież to, czy ksiądz „tacę” będzie miał, kiedy sytuacja w jakiś sposób się unormuje, zależy do tego, jak w tej chwili się zachowa. Ludzie, którzy doświadczą teraz naprawdę głębokiej opieki duszpasterskiej ze strony księdza, będą jeszcze bardziej rozumieli, że są też konkretne wydatki, które ponosi parafia i na pewno się na nie zrzucąa jeśli ludzie będą czuli się opuszczeni, bo nikt się o nich nie zatroszczył, kiedy tego potrzebowali, to będzie im trudniej zrozumieć, że powinni materialnie zatroszczyć się o swoją parafię. Bo nie bardzo będą uważali jej za „swoją”. 

Fot. FaceBook/Bp Adrian Galbas SAC

Może to odnowi w Kościele trochę takiej ufności, że ludzie naprawdę chcą zatroszczyć się o Kościół, też finansowo, jeśli będą czuli, że są dla Kościoła ważni. 

Ksiądz, który obdzwonił wszystkich swoich parafian opowiadał mi, że nikogo nie prosił o żadne pieniądze, a na koncie ma bardzo dużo wpłat.  

To jest moment dla nas wszystkich, duszpasterzy, by w swoją posługę włożyć więcej wysiłku. Więcej, a nie mniej. 

Ostatnio na nowo przeżyłem Ewangelię, którą czytamy w Niedzielę Miłosierdzia o tym, jak apostołowie zachowali się po męce Jezusa. Zrobili najprostszą rzecz, jaką można było zrobić. Schowali się i pozamykali przed całym światem. A Jezus przychodzi z tej rzeczywistości, przed którą oni uciekli. Dziś pewnie Pan Jezus przychodzi w maseczce i mówi do każdego w Kościele – posyłam cię do tego świata z koronawirusem. To jest ten świat, w którym chcę być przez ciebie obecny. Zaangażuj się w tę rzeczywistość.  

O tę obecność cały czas prosi papież Franciszek. Abyśmy odkryli na nowo i okazali w relacjach między nami – nie świętoszkowatość, nie tkliwość czy nadopiekuńczość – ale właśnie czułość. 

Tak! Czułość jest taka ważna. Jest też takie ładne polskie słowo: wyczulenie. Bo nie ma tylko zbiorowych potrzeb. Przede wszystkim są te indywidualne, gdy każdy człowiek w tej samej sytuacji potrzebuje czegoś innego. Wyczulenie pozwala mi dotrzeć do tej potrzeby. Ale, powtórzę się, ważne jestkto tu wychodzi pierwszy. 

Ile ostatnio w Kościele mówiliśmy o ewangelizacji, o wyjściu, o tym, że to my pierwsi musimy zapukać, że każdy jest misjonarzem? Proszę bardzo: mamy ku temu idealną okazję.Myślę nawet, że świeccy lepiej sobie w tej całej sytuacji radzą niż duchowni.  

Dlaczego? 

Może są bardziej doświadczeni, a może bardziej odporni na trudy… 

Jeden z księży opowiadał mi, że myśli, że sytuacja, w której martwi się o to, czy spłaci kredyt, pozwoli mu być bliżej ludzi, w ich codzienności. 

Może nawet bliżej Ewangelii. Jeśli staniemy się teraz jako wspólnota Kościoła bardziej ubodzy (a na to wygląda), może nas to przybliżyć do ducha Ewangelii, może sprawi, że bardziej zaufamy Panu Bogu, a w każdym razie bardziej niż naszym ludzkim zabezpieczeniom. 

Fot. FaceBook/Bp Adrian Galbas SAC

Wydaje się, że wszystko zależy od wyboru – czy będziemy czekać na „stare”, czy będziemy chcieli odkrywać coś na nowo. 

Tak. Powtórzę to, o czym mówiliśmy na początku. Istota pozostaje niezmienna, ale zmienia się forma wyrazu. Przekaz wiary musi się odbywać, ale w takich okolicznościach, jakie mamy i w taki sposób, w jaki jest to możliwe.  

Nie wiemy, jak długo to wszystko będzie trwało. Wielki Post był czasem wysypu różnych inicjatyw, rekolekcji, nabożeństw online. Teraz wszystko się trochę pokończyło. I obserwuję pewną niedobrą skłonność polegającą na strategii „przesuwania”. Na przykład uroczystości pierwszokomunijne przesuwamy na czerwiec, może na wrzesień, spotkania, zjazdy, pielgrzymki, wszystko przesuwamy. Czyli mamy przerwę w naszej dotychczasowej normalności. Nie wiemy, ile ona będzie trwała, ale to tylko przerwa. Potem wrócimy do starego i będzie znów „normalnie”. To jest bardzo wygodne, ale niestety niebezpieczne. Oczywiście, niektóre wydarzenia trzeba przesunąć. Papież Franciszek przesunął nawet Światowe Dni Młodzieży. To konieczność. Ale czy wszystko? Niektóre rzeczy nie muszą być zrobione później. Mogą się odbyć teraz, tylko inaczej! 

 Nie mogę Pierwszej Komunii zrobić tak jak zawsze, ale mogę każdą rodzinę zaprosić na indywidualne spotkanie, dać im katechezę na temat wartości Eucharystii, a potem na mszy świętej, nawet w dzień powszedni, udzielić po raz pierwszy Komunii Św. temu konkretnemu, jednemu dziecku (albo małej grupie). Następnego dnia rodzina kolejnego dziecka, a potem kolejnego. Tak jak ma to miejsce przy chrzcie św. Przyjęcie można przecież zrobić w pierwszą rocznicę Pierwszej Komunii. Może się okazać, że będzie to miało błogosławione skutki dla duchowego życia tych rodzin. Tak może być z wieloma innymi sprawami. Mamy za chwilę Niedzielę Pisma Św. i Tydzień Biblijny. Jak pomysłowo można to zorganizować teraz, gdy tak zachęcamy ludzi, by zostając w domach czytali Biblię. A więc: zmieniam formę, istota zostaje! Duszpasterstwo staje się bardziej indywidualne, bardziej bezpośrednie. Przestaje być masowe! 

Przeżywam to wszystko, jako szansę, a nie jako stratę. Nie patrzę, co mi ta sytuacja zabrała i nie biadolę, tylko myślę, co mi ona daje i to wykorzystuję. Nie ma co czekać na to, kiedy epidemia się skończy i wrócimy do starego porządku. Stare już było 

Fot. FaceBook/Bp Adrian Galbas SAC

Wydaje się, że jest taka pokusa, żeby przyjąć taką strategię „przeczekania”, żeby ten czas po prostu spisać na straty. 

Stracić! Tak, dokładnie. Podobnie jak w sytuacji, kiedy jesteśmy na dworcu i czekamy na opóźniony pociąg. Już przeczytaliśmy wszystkie reklamy i wszystkie gazety, a pociągu nie ma i nie ma. Opóźniony pociąg przynajmniej zapowiadają, kiedy wreszcie przyjedzie. A my nie wiemy, kiedy skończy się epidemia. Może za dwa lata… 

czy ksiądz biskup ma nadzieję? 

Mam nadzieję, ale taką, która nie polega tylko na naiwnym myśleniu, że to złoktóre jest teraz kiedyś się skończy i będzie dobrze, tylko taką, która polega na robieniu dobra w tej sytuacji, w jakiej jesteśmy dzisiaj. Z przekonaniem, że to dobro ma sens. A czy zobaczymy jego owoce, to się okaże… 

 

>>> Bp Galbas SAC do kapłanów: dajcie wiernym swój numer telefonu, by czuli, że ich pasterz jest blisko

 >>> Bp Galbas: jestem wystraszony powierzchownością i magicznością naszej wiary [WIDEO]

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze