EPA/Godofredo A. Vasquez

Sebastian Zbierański: kogo robi się świętym, czyli o śmierci George’a Floyda  [KOMENTARZ]  

Śmierć czarnoskórego Amerykanina George’a Floyda rozgrzała do czerwoności cały świat, stając się iskrą zapalającą ruch społeczny o skali, jakiej dawno nie obserwowaliśmy. Masowe protesty i fala „black lives matter” są jak bomba o globalnym zasięgu. Mam jednak silne przeczucie, że wbrew oczekiwaniom, wybuch tej bomby przyniesie światu więcej szkody niż pożytku. Jak zresztą zazwyczaj bywa w przypadku bomb.  
 
Nie chcę uchodzić za ignoranta, ale trudno chyba zaprzeczać stwierdzeniu, że okoliczności tego zabójstwa (bo rzecz trzeba nazwać po imieniu) są niefortunne. Białoskóry policjant zatrzymuje czarnoskórego podejrzanego. Już chwilę potem dociska jego kark do ziemi. Leżący mężczyzna ma wyraźne problemy z oddychaniem, skarży się na brak tlenu. Mimo to funkcjonariusz nie zwalnia ucisku. Agonia Floyda, uwieczniona na filmie, który błyskawicznie obiega sieć, trwa 9 minut. George umiera, ale jego śmierć wielu uznaje za przebudzenie. Co z niego wynika? 

>>> Ten biskup pierwszy dołączył do protestujących po śmierci Floyda. Potem zadzwonił do niego papież….

Oblicza rozpalonych ulic

Przede wszystkim to, że promowane przez ostatnie tygodnie hasło „stay home” nagle straciło na znaczeniu. Ludzie wylegli na ulice. Protesty i manifestacje wywołane tym wydarzeniem różnią się jednak między sobą pod wieloma względami. Jak świat szeroki  jedni modlą się w geście solidarności, gdy drudzy kilka tysięcy kilometrów dalej podpalają sklepy i plądrują magazyny. Nasuwa mi się gorzka refleksja, że możemy być świadkami czegoś w stylu klasycznego efektu motyla – w USA ginie mężczyzna, a w Poznaniu dziesiątki ludzi kładą się na ziemię. To coś niepokojącego. Bo choć wyrażanie żalu z powodu całego zajścia w tym wypadku jest słuszne, powstaje pytanie o adekwatność formy tego żalu. Każda śmierć człowieka, szczególnie ta, która ma miejsce w dramatycznych okolicznościach, to wielka tragedia. Na ile jednak otaczająca nas fala „przebudzenia świadomości” jest świadectwem głębokiego przeżywania tego dramatu, a na ile polityczno-kulturową szopką, która ma poważnie zamieszać w strukturach społecznych i cichaczem odejść do historii?  

>>> „Pax Christi” potępia rasizm i żąda podjęcia działań na rzecz sprawiedliwego świata

EPA/Peter Foley

Gdzie leży prawda?

Od lat mówi się o zatrważająco wysokim poziomie agresji wśród amerykańskich policjantów. Wszyscy, którzy widzieli wstrząsające nagranie z zatrzymania Floyda nie mają wątpliwości co do stanowczo brutalnego zachowania funkcjonariusza Dereka Chauvina. Przemoc trudno usprawiedliwić. I zresztą, nie o jej usprawiedliwienie tutaj chodzi. Wydaje się, że samo aresztowanie mogło przebiegać w spokojniejszy sposób. Żeby jednak dokonać takiej oceny, warto porządnie stanąć na gruncie obiektywizmu – spojrzeć na całą sytuację z dwóch stron. Wyniki oficjalnej autopsji po śmierci Floyda wskazują bowiem, że przyczyną zgonu było kilka czynników, w tym m.in. poważna choroba serca i obecność w jego organizmie środków odurzających. Co ciekawe, również wykonany pośmiertnie test na SARS-CoV-2 dał wynik pozytywny. Istotny jest jednak fakt, że w raporcie nie ma mowy o uduszeniu podejrzanego. Nie dopatrzono się także uszkodzeń jego karku. 
 
Trzeba też jednak uczciwie spojrzeć na sprawcę. Derek Chauvin nie należał do wzorowych policjantów, nie miał czystej karty. Aż 18 razy składano na niego doniesienia za przekraczanie służbowych uprawnień. Wysoce prawdopodobne jest, że do ich przekroczenia doszło i tym razem. Ale wierzę, że i on przeżywa w tym wszystkim swój osobisty dramat – po tym, jak odwrócili się od niego wszyscy, łącznie z własną żoną. Znosi gorycz porażki zawodowej potęgowanej świadomością, że zabił człowieka. Stoi nie tylko pod gradobiciem sądowych oskarżeń, ale także tych fundowanych za sprawą medialnej nagonki. A ja jako chrześcijanin chcę pamiętać o tym, że w nim także żyje Chrystus. 

EPA/JUSTIN LANE

>>> Katolicki biskup żegna George’a Floyda: zapaliłeś ogień, który płonie

Niebezpieczna amplituda zdań

Trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że wielu odnoszących się do tej kontrowersyjnej sprawy i manifestując swój stosunek do niej w tak różnorodny sposób, zapomina o faktach. Ich miejsce natomiast wypełnia jedynie tłem problemu, za które uznana została odmienność rasowa obydwu uczestników zajścia.  
 
Na dłuższą metę to krzywdzące spojrzenie dla obu stron. Rodzi bowiem stereotyp „przestępcy” i „napastnika” – odpowiednio przypisywany do rasy. Takie myślenie może grozić wychyleniami w dwóch kierunkach. Mamy więc do czynienia z męczennikiem, któremu wciska się na głowę aureolę i doczepia anielskie skrzydła – a jego mordercy grozi latami ciężkiego więzienia. Ci, którzy gorączkowo krzyczą o bohaterze – Floydzie  zapominają jednak o całokształcie. Podczas jego pogrzebu kilka razy można było odnieść wrażenie, że jego życie było krystalicznie czyste. Wychwalający wielkość George’a, podkreślający, że „zmieni świat”, jakby zupełnie pomijali fakt, że w przeszłości miał liczne problemy z prawem. Był wcześniej oskarżany m. in. o kradzież i posiadanie narkotyków. Skazano go też na 5 lat więzienia za włamanie z użyciem broni.  
 
Z drugiej strony stajemy przed poważnym ryzykiem bagatelizowania problemu rasizmu, który w Stanach Zjednoczonych jest efektem wielu lat kolonialnych ucisków, a następnie nierównej walki z segregacją rasową. Żadne z tych stanowisk nie wróży niestety nic dobrego i z każdym z nich warto polemizować. Choćby po to, żeby przekonać się o prawdziwym podłożu reakcji na to zabójstwo i intencjach osób, które do niego się odnoszą.  

>>> Kard. O’Malley: rasizm to choroba, która zabija

Protesty nadmuchane

Larry Elder, znany amerykański czarnoskóry prawnik i publicysta, ostro krytykuje protesty i zamieszki. Zwraca uwagę, że podobne akcje białoskórych policjantów przeciwko czarnoskórym podejrzanym należą do rzadkości. Przywołuje statystyki, w których jak na dłoni widać zestawienie wysokiej przestępczości czarnoskórych mieszkańców USA (teraz wzmożone przy okazji manifestacji), ze stronniczością wielkich amerykańskich mediów, niekryjących wsparcia dla demonstrantów. To żelazny argument dla wszystkich wybielających protesty i ich uczestników.  

fot. EPA/AARON M. SPRECHER

Krzykliwe banery uchwytywane przez media podczas demonstracji wołają, że „czarne życie (życie czarnoskórych) znaczy”. Ale czy do tej pory nie znaczyło? Odczytuję to uderzenie jako atak w porządek pewnej bioetyki, która w końcu jest niezmienna. Z chrześcijańskiego punku widzenia każde życie ludzkie jest wartościowe w sposób nieoceniony i nie mają tu zastosowania kryteria rasowe, kulturowe czy zdrowotne. Tak samo wartościowe było życie George’a Floyda. Zatem, chciałoby się powiedzieć, „all lives matter!” Tyle, że jeśli uczciwie spojrzeć na sytuację w samych tylko Stanach Zjednoczonych, hasło to nie miałoby szans zastosowania w praktyce. Choćby dlatego, że obecnie w USA działa ponad 800 placówek, w których przeprowadza się zabiegi przerwania ciąży. Codziennie życie w tym kraju traci około 2400 nienarodzonych dzieci. Między innymi z tego powodu tak krytycznie patrzę na „obrońców czarnoskórego życia”. Wielu z nich reprezentuje środowiska proaborcyjne.  
 
Sądzę, że działania związane z protestami mogą być zagraniem politycznym. Mogą stanowić próbę przechylenia pewnej szali w społeczeństwie – pod pozorem jej wyrównania. Niestety, jestem przekonany, że w myśleniu wielu Afroamerykanów zaangażowanych w manifestacje dominuje nie tyle już sama chęć zapłaty za krzywdy, co próba wyniesienia własnej rasy na piedestał. Mówiąc wprost – zajęcia w społeczeństwie miejsca do tej pory dostępnego tylko białoskórym. Taki prąd jest bardzo niebezpieczny i stanowczo zasługuje na potępienie. Przy tym wszystkim naprawdę nietrudno o ideowe rozdwojenie jaźni. 

>>> Kard. Turkson apeluje do Amerykanów o wyrzeczenie się przemocy i przebaczenie

EPA-EFE/SHAWN THEW

Kościół i ogień

Głos w sprawie zabiera także Kościół. Biskup Frank Nubuasah z Bostwany wystosował do zmarłego Floyda specjalny list pożegnalny. Pisze w nim o „ofiarniczej śmierci” i o tym, że George zapalił „ogień, który płonie na rzecz pokoju i zmian”. Nie wydaje mi się, żeby ogniem pokoju płonęły supermarkety w USA. Działaniem na rzecz pokoju nie można też nazwać kradzieży, bójek i niszczenia mienia społecznego. W Meksyku, w akcie „zemsty”, dochodzi do profanacji kościołów – a przecież to Kościół, jak mało która organizacja na świecie, zawzięcie broni każdego życia.  
Papież Franciszek także odniósł się do sytuacji związanej ze śmiercią Floyda, zapewniając o modlitwie za niego. Pogratulował nawet katolickiemu biskupowi, który włączył się w protesty. Uważam, że uwielbiane przez media manifestacje, nawet jeśli „podnoszą społeczną świadomość”, nie służą właściwie niczemu poza tym. Zwłaszcza, jeśli odbywają się w miejscach, w których problem rasizmu nie istnieje. Jestem przekonany, że do prawdziwie pokojowych zmian nie może dojść inaczej, jak na drodze dialogu i pojednania. Jak jednak realnie podjąć działania, które wpłyną na uzdrowienie sytuacji? Do tego z pewnością potrzeba spokoju. I raczej nie da go „ogień”, który rozpalił George Floyd. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze