Czy katolik musi być hipokrytą?

Śledząc dyskusję o uchodźcach można zauważyć, że wielu ludzi uznaje się za wierzących, jednocześnie odrzucając słowa, które spisane są w Ewangelii. Czy to oznacza, że jesteśmy katolikami-hipokrytami?  

Ostatnio wybrałem się na wykład, podczas którego prelegent próbował udowodnić, że chrześcijanin równa się hipokryta. Trudno było się z nim nie zgodzić. Kwestia uchodźców bardzo dobrze to pokazuje. Mimo że nasza wiara mówi nam o tym, byśmy kochali drugiego jak siebie samego, brakuje przekucia słów w czyny. A bez nich wiara staje się martwa. 

Kolejny bodziec do rozwoju  

Dość powszechnym zjawiskiem w ostatnich miesiącach jest tzw. bronienie Polski i Europy przed napływem muzułmanów. Znowu wcielamy się w rolę obrońców – swoiste przedmurze chrześcijaństwa. Wynika to z naszej megalomani. Chcemy zawrócić kijem rzekę, mimo że już nie da się tego zrobić. Misje niemożliwe do zrealizowania? Co to przecież dla Polaków.  

Zamykamy Kościół na to, co nowe, ożywcze. Na to, co może nauczyć nas wiary i ją rozwinąć. Kwestia uchodźców nie jest wyzwaniem dla Kościoła, ale kolejnym bodźcem do jego rozwoju, dzięki któremu możemy rozszerzyć horyzonty i wyjść do ludzi stojących poza Kościołem. Nie mamy walczyć z muzułmanami, ale iść z nimi ramię w ramię. Tylko tak możemy zmieniać rzeczywistość.  

Lękamy się, przez co próbujemy zabarykadować i zamknąć Kościół. Zapominamy tym samym, że Kościół, który jest zamknięty, zacznie w końcu się dusić. W przyjęciu uchodźców przeszkadza nam wygoda. Nie lubimy zmian i boimy się tego, co nieznane. Niepotrzebnie. Nasza wiara i jej świadomość może się tylko pogłębić, właśnie dzięki uchodźcom.  

Opcja alternatywna 

W narracji mediów można zauważyć ich stosunek do kwestii uchodźców. Lewicowa strona robi wyrzuty sumienia osobom wierzącym, pytając ich o to, gdzie ich wiara i gościnność. Z drugiej strony obserwujemy narrację, w której unika się słowa „uchodźca”. Głównie dlatego, że niesie ono z sobą konotację: w końcu uchodźca przed czymś musi uciekać. Wygodniej jest mówić „migrant”, bo to kojarzy nam się z dobrowolną decyzją osoby migrującej.  

Wielu ludzi stara się odwracać wzrok od problemu. Nie dostrzegamy potrzebującego. Na pewno byśmy mu pomogli, jednak nie wierzy tak samo jak my i nie ma tego samego obywatelstwa. Chcemy naprawiać innych, zapominając, że prawdziwe nawrócenie należy zacząć od samego siebie.   

Oczywiście przyjmowanie uchodźców powinno odbywać się racjonalnie. Jest to delikatny temat i tak naprawdę nie wiadomo, jak ostatecznie ta kwestia się rozstrzygnie. Według opinii publicznej Kościół w Polsce robi za mało w tej sprawie. Nie umie przebić się ze swoim stanowiskiem. Ostatnio wystartowała akcja „Rodzina rodzinie”, która zakłada pomoc muzułmanom w ich własnych państwach. Jest to jednak jedynie alternatywa. 

Teoria pięknych słów 

Jesteśmy tacy, że lubimy interpretować różne rzeczy tak jak nam wygodnie. Podobnie jest z Ewangelią. Mimo że wprost jest napisane, by gościć przybyszów i karmić głodnych, wolimy tak nagiąć słowo, by wyszło po naszemu. 

Kwestia uchodźców nakazuje nam pochylić się nad własną postawą i wiarą. Być może jest to dobry moment, by zadać sobie pytanie: jesteśmy religijni czy wierzący? Warto też wspomnieć o tym, że żadna teoria i piękne słowa świata nie zbawią. Dość pustych sloganów, czas na działanie. 

fot. Spathis Loukas architecture, flickr.com

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze