Pokojówka królową życia [FILM „MADAME”]

„Nie oceniaj ludzi po wyglądzie”, „Nie oceniaj po pozorach”. To zasada, której rodzice próbują nas nauczyć od małego. Mówili nam o tym, gdy szliśmy do przedszkola, do szkoły. To zasada, która powinna być nam znana również w dorosłym życiu. I im bardziej otwarte społeczeństwo, im bardziej „zachodnie”, tym większa niezgoda na sortowanie ludzi według ich pochodzenia, wykonywanego zawodu. To jest uznawane po prostu za zachowanie zaściankowe. Tyle w teorii. 


Wydawałoby się, że to jasne i że przerobiliśmy to (jako ludzie) po wszystkich rewolucjach społecznych i kulturowych. Praktyka i życie często bywają inne. Pokazuje to najnowszy film „Madame”, w reżyserii Amandy Sthers. To komedia, ale jednocześnie studium zachodnioeuropejskich elit – oczywiście ich konkretnego wycinka, ale jednak. To obraz paryskiej śmietanki towarzyskiej i amerykańskiej arystokratycznej pary. Do pary przyjeżdżają goście – to kolacja, podczas której dochodzi też do umówienia szczegółów sprzedaży drogocennego obrazu Caravaggio. Pani domu w tej roli stara się, by wszystko było w jak najlepszym porządku i spełniało jak najwyższe standardy. Pokojówki, kelnerki, pracownice kuchni (Imigrantki – z Hiszpanii, Azji) to prawdziwe mistrzynie. Wszystko jest dokładnie odmierzone i dopasowane. Szefowa pokojówek to Maria (w tej roli Rossy de Palma). 

fot: Le News


Piękno, którego kupić nie można
Okazuje się, że gości przy stole będzie w sumie trzynastu. To zła liczba. Gospodyni (Toni Collette) postanawia więc, by do stołu doprosić szefową domowej służby – Marię. Ona za żadne skarby nie chce tego zrobić. Nie czuje się dobrze na salonach, nigdy na nich nie bywała. Wie wszystko o tym, jak idealnie nakryć do stołu, ale niekoniecznie wie jak przy tym stole się zachować. Pani domu jednak wymusza tę decyzję. Maria przychodzi więc na przyjęcie, na którym każdy chce zaznaczyć swoją pozycję i pokazać się od jak najlepszej strony. Każdy coś gra. Z pełnią uczciwości przychodzi za to szefowa pokojówek. I choć na początku mocno się pilnuje i stosuje do zasady, którą dostała od swojej pracodawczyni: „nie pij za dużo, nie mów za dużo”, to później staje się coraz bardziej rozluźniona i jest po prostu sobą – czyli jest szczera. A to rodzi kłopoty dla pani domu. Maria pozwala sobie nawet na dłuższe dywagacje. W końcu to ona przejmuje kontrolę nad stołem, zaczyna opowiadać żarty i prowadzić dyskusję. Robi się przez to i śmiesznie, i… niebezpiecznie. Dynamikę sytuacji wzmaga dodatkowo to, że jednemu z gości Maria się po prostu podoba. Jest nią oczarowany i mimo że to inna kobieta zabiega o jego względy, on jest zainteresowany jej naturalną urodą. Jej urok jest specyficzny, oryginalny. To sytuacja, gdy mówimy, że dany człowiek jest po prostu ładny, piękny – całym sobą, bo jest w zgodzie ze sobą. Gra miała zakończyć się wraz z kolacją, ale niestety (z punktu widzenia pani domu) wraz z kolacją dopiero się zaczyna. I całej tej historii oczywiście opowiadać nie zamierzam. Najlepiej po prostu ją zobaczyć. To ciekawa gra aktorska: ścieranie się charakterów, próby życia w prawdzie i w zgodzie ze sobą kontra konwenanse i uzależnienia, które człowiek sam sobie nakłada.  

Uczucie zostaje odwzajemnione, bo także Maria ulega czarowi mężczyzny. Jednak nie chce przed nim nikogo udawać. Mówi mu prawdę (choć do końca filmu nie dowiadujemy się tego, czy oboje dokładnie się w tej sprawie zrozumieli). I tak naprawdę to ona uczy życia panią domu. Gdy ta uświadamia jej, że nigdy nie była i nie będzie należeć do „tego świata” (tego – czyli wyższych sfer), to ona uświadamia jej, że pochodzenie i to, jaki zawód wykonujemy nie jest często naszym wyborem, a kwestią uwarunkowań, w których przyszło nam urodzić się i żyć. Dlatego tak bardzo powinniśmy wystrzegać się szufladkowania ludzi tylko i wyłącznie z tych powodów.  

fot: film.org.pl

 

Kto jest najpiękniejszy
W filmie urzekający jest wątek przywiązania Marii do zasad, do tradycji, religii – generalnie swojej tożsamości. Mimo że dzięki nowej znajomości otwiera się przed nią wielki, bogaty świat, ona nie wstydzi się swojej wiary, tego, że miłość w wymiarze fizycznym – tak, ale nie bez sformalizowania związku. Jej przywiązanie do religijności prowadzi niekiedy do komicznych sytuacji – chociażby wtedy, gdy pytana o obraz, który najbardziej ceni (rozmowa o sztuce, która wymaga wielkiej zasobności portfela), ona ze szczerością odpowiada, że to Matka Boża z Dzieciątkiem, która wisi nad jej łóżkiem.  

I choć koniec filmu można różnie interpretować, to cały obraz uczy na pewno kilku bardzo ważnych zasad, których stosowanie prowadzi człowieka do szczęścia. A szczęście to piękno. Szczęście rozumiem tu jako życie uczciwe, przede wszystkim wobec siebie samego. Pani domu ma niby wszystko – wielki dom, zasobny portfel, znajomości. Może wszystko, a jednak czegoś ciągle szuka. Szefowa służby może nie ma wiele, ale ma poczucie własnej wartości, wynikające wprost z człowieczeństwa. A bez tego inne rzeczy nigdy nie mogą cieszyć tak naprawdę, tak na sto procent. Nie potrzebuje bogatego męża i grubego portfela, by czuć się pewnie. A jak pokazała sytuacja przy stole, to właśnie tacy ludzie świecą najmocniej i najpiękniej. Są po prostu piękni. I to właśnie Maria – pokojówka, współczesna wersja Kopciuszka – była prawdziwą damą, Madame, Królową Życia!  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze