Ks. Stefan Batruch: bogactwo Kościoła ukryte jest w różnorodności [ROZMOWA]

Bogactwo Kościoła katolickiego ukryte jest w różnorodności, także różnorodności obrządków – powiedział w rozmowie ks. mitrat Stefan Batruch. Proboszcz grekokatolickiej parafii w Lublinie, która obchodzi 25-lecie istnienia deklaruje dalsze zaangażowanie na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego.

Damian Burdzań: Lubelska parafia grekokatolicka obchodzi 25. rocznicę swojego erygowania. Czy z Księdza perspektywy 25 lat to dużo czy mało?

Ks. mitrat Stefan Batruch: – Z perspektywy historii to bardzo niewiele, ale gdy popatrzymy na ten czas po ludzku, to dosyć dużo. Moja obecność w Lublinie sięga już ponad 30 lat. Tutaj ukończyłem grekokatolickie seminarium duchowne, studia licencjackie, doktoranckie. Tak się potoczyło, że abp Jan Martyniak polecił mi wskrzeszenie w Lublinie parafii grekokatolickiej.

Ale to współczesne duszpasterstwo grekokatolickie w Lublinie sięga dalej niż 1993 r.?

– To prawda, księża, którzy podejmowali studia okazjonalnie zajmowali się duszpasterzowaniem. Takimi przykładami mogą być ks. Józef Ulicki czy ks. Jarosław Moskałyk. Także wychowawcy seminaryjni włączali się w posługę duszpasterską dla lubelskich grekokatolików, jak chociażby o. Teodozjusz Janków, bazylianin czy ks. Bogdan Drozd.

Jeszcze zanim w 1993 r. powstała parafia, liturgie sprawowano albo w kościele św. Jozafata przy ul. Zielonej, albo w kościele św. Wojciecha na Podwalu. Dużą rolę odegrało seminarium i obecność kleryków na niedzielnych liturgiach. To oni dbali o śpiew i uroczysty charakter celebracji. Klerycy też angażowali się i angażują w wiele akcji organizowanych w parafii, sami wychodzą z inicjatywami. Dzięki czemu wykształciła się taka dobra symbioza między seminarium a parafią. Ogromne zasługi dla społeczności grekokatolickiej ma także zmarły niedawno prof. Michał Łesiów.

Ilu parafian liczyła parafia w momencie swojego powstania?

– Samych parafian, bez kleryków, było około 50. Byli to ludzie, którzy zadeklarowali, że chcą tworzyć parafię i są gotowi zaangażować się w jej działalność. Ta liczba na przestrzeni lat zmieniała się. Niestety, wielu grekokatolików mieszkających w Lublinie nie miało w sobie wystarczającej cywilnej odwagi, żeby ujawnić się. Wynikało to najpewniej ze strachu i niepewności, gdyż władze PRL-u były wrogo nastawione wobec Kościoła Grekokatolickiego. Jego istnienie było podważane, nie można było o nim ani mówić ani pisać, często był niesprawiedliwie oskarżany o polityczne zaangażowanie w przeszłości. Przez to wielu wiernych bało się przyznać do swojego obrządku, w obawie, że zostaną odrzuceni.

Jestem ogromnie wdzięczny tej pierwszej grupie wiernych parafian, bez których odnowienie i powołanie do życia na nowo wspólnoty byłoby niemożliwe. Obecnie parafia liczy ponad 100 osób. Tworzą ją stali mieszkańcy Lublina, pracownicy naukowi oraz doktoranci i studenci lubelskich uczelni, gdyż coraz więcej młodzieży grekokatolickiej z Polski oraz Ukrainy a także innych krajów przybywa do Lublina na studia. Przybywając do Polski chcą mieć kontakt z Kościołem Grekokatolickim, z namiastką „swoiskości”, i tak dochodzą do naszej parafii.

Lublin jest miastem studenckim, gdzie studiuje też wielu młodych ludzi zza wschodniej granicy. Jak duży wkład w parafię mają też studenci?

– Kiedyś nie byli tak liczną grupą, dopiero w połowie lat 90. zaczęło pojawiać się więcej studentów z Polski i przyjezdnych z Ukrainy. Niestety, są bardzo specyficzną grupą: przyjeżdżają, angażują się, a po studiach wyjeżdżają. Wracają do swoich rodzinnych miast albo próbują szukać swojego miejsca gdzieś indziej. Z drugiej strony młodzi są w takim okresie swojego życia, że łatwo im porzucić praktyki religijne, dlatego wielu studentów jeszcze na pierwszych latach studiów włączało się czynnie w życie wspólnoty, a później widywałem ich w cerkwi bardzo rzadko albo wcale. Na szczęście zdarzają się też odwrotne przypadki, że ktoś obojętny religijnie, właśnie tu, w Lublinie, na nowo odkrywa Pana Boga i przez to wiąże się z naszą parafią.

Fot. EPA/SERGEY DOLZHENKO

Jeśli wciąż liczba parafian będzie się zwiększać, to niedługo świąteczne liturgie trzeba będzie sprawować na zewnątrz świątyni, jak w Białym Borze.

– (Śmiech) Kiedyś przyjdzie konieczność poszukania nowych rozwiązań. To lokum które mamy, było dla nas bardzo ważne, bo chociaż korzystaliśmy z gościnności księży rzymskokatolickich, to jednak chcieliśmy mieć swoje miejsce modlitwy. Swoje, to znaczy odpowiednie miejsce dla liturgii wschodniej – z całą potrzebną aranżacją wnętrza. Kiedy erygowano parafię, nie mieliśmy możliwości zbudowania swojej świątyni, dlatego powstał pomysł przeniesienia istniejącej, nieużytkowanej cerkwi do Lublina. Wtedy też próbowano zrekompensować grekokatolikom w Polsce, przynajmniej w jakiejś części to, że stracili wszystkie swoje nieruchomości w okresie powojennym. Z jednej strony zaangażowało się miasto, z drugiej dotarła do nas informacja, że Muzeum Wsi Lubelskiej miało zamiar przenieść do skansenu nieużywaną cerkiewkę. Odwiedziliśmy kilka miejsc na Lubelszczyźnie, między innymi Tarnoszyn w diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Tamtejszy proboszcz ks. Mariusz Leszczyński, obecny biskup pomocniczy, bardzo pozytywnie odniósł się do tej propozycji i za darmo i bez zbędnych formalności przekazał nam świątynię.

To musiało być logistycznie trudne, przenieść małą, ale zabytkową cerkiew z Tarnoszyna do Lublina?

– Została uruchomiona cała procedura, żeby spełnić wszystkie warunki konserwatora zabytków. Równocześnie zaczęliśmy szukać środków na to przedsięwzięcie. Krok za krokiem, spełnialiśmy wszystkie formalności i obiekt stanął w Lublinie. Co ciekawe, otwarta została kwestia wyposażenia wnętrza, bo tarnoszyńska cerkiew nie posiadała ikonostasu, gdyż zostały po nim tylko ramy. Do parafii dotarła informacja o przechowywaniu w Lublinie ikonostasu z nieistniejącej cerkwi w Teniatyskach. Był on o 20 cm szerszy niż cerkiew, ale dzięki propozycji zespołu konserwatorskiego ze Lwowa na czele z panią Ireną Ślusarenko udało się dopasować go do wnętrza świątyni, tak, by nie stracił nic ze swojego piękna.

Co prawda jego podobizna nie znajduje się w ikonostasie, ale nieco z boku na ścianie – w lubelskiej cerkwi, w sposób szczególny, odbiera cześć bł. Emilian Kowcz, grekokatolicki ksiądz i męczennik Majdanka…

– W trakcie formowania się naszej wspólnoty, pojawiały się różne elementy które dzisiaj tworzą naszą tożsamość. Jednym z nich była beatyfikacja w 2001 we Lwowie ks. Emiliana Kowcza, proboszcza z Przemyślan, który zginął w nazistowskim obozie koncentracyjnym na Majdanku. Był niezwykłą postacią, bo choć nie wolno mu było sprawować sakramentów, to dał się poznać jako „proboszcz Majdanka”. Słuchał i rozgrzeszał nie tylko grekokatolików, ale i wiernych obrządku łacińskiego, czy prawosławnych, wspierał duchowo żydów. Sam prosił swoją rodzinę w grypsach, żeby nie czynili starań o jego uwolnienie, bo czuł się potrzebny w obozie. Dla mnie osobiście, jako księdza, jest on wzorem duszpasterza bezgranicznie oddanego służbie ludziom, także tej w sferze pojednania między narodami, religiami i Kościołami.

Życie Bł. Emiliana Kowcza jest w pewnym sensie „programem duszpasterskim” dla wspólnoty. Jakie perspektywy, zadania stoją przed lubelską parafią grekokatolicką u progu jubileuszu 25-lecia istnienia?

– Staram się nie mieć precyzyjnych planów, wolę słuchać i odpowiadać na bieżące potrzeby. Z jednej strony pragnę dalej podejmować współpracę z parafiami i kapłanami rzymskokatolickimi. Razem możemy pokazać jaką wartością jest Kościół katolicki, którego bogactwo ukryte jest właśnie w różnorodności, także różnorodności obrządków.

Drugim kierunkiem jest dążenie do pojednania polsko-ukraińskiego. Rozumiem tragedię rodzin, które doświadczyły okrucieństwa Zbrodni Wołyńskiej, jednak chciałbym, by w relacjach międzyludzkich zaistniała przestrzeń przebaczenia, by nigdy więcej nie doszło do tak wielkiej tragedii wśród sąsiednich narodów.

Fot. kul.pl

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze