Niekatolickie parafie – rozmowa z Ryszardem Szmydkim OMI z Watykanu

Na temat papieskich Dzieł Misyjnych, niekatolickich parafiach oraz Jezusie jako polskim proboszczu, z o. Ryszardem Szmydkim OMI, dyrektorem generalnym Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary rozmawia Kinga Baszczuk. 

 Kinga Baszczuk: Jak widzi się misje zza watykańskiego biurka? Jak z tej perspektywy ocenia Ojciec zaangażowanie misyjne Kościoła w Polsce?

Biuro watykańskie to także miejsce wielu dobrych spotkań. Odwiedzają nas liczni biskupi z krajów misyjnych oraz misjonarze i misjonarki. Patrzę na misje poprzez ich gorliwość i zaangażowanie, patrzę więc z nadzieją i radością, bo w naszych rozmowach najczęściej wyczuwa się zdrowy, misyjny puls Kościoła.

Z drugiej strony, zza biurka w Papieskim Dziele Rozkrzewiania Wiary widać głównie potrzeby materialne misji. Otrzymujemy rocznie około 4 tys. próśb o finansowe wsparcie różnych dzieł misyjnych. Dużo czasu i energii poświęcamy zatem studiowaniu wniosków i rozdzielaniu funduszy zebranych w Światową Niedzielę Misyjną. Zza biurka widać też wielką szczodrość katolików wspierających finansowo misje na całym świecie. Proszę sobie wyobrazić, że w niektórych krajach afrykańskich składka na cele misyjne z roku na rok się podwaja!

Z tego punktu widzenia zaangażowanie misyjne Kościoła w Polsce jest godne uznania. Składka z Niedzieli Misyjnej (przedostatnia niedziela października) w naszym kraju wrasta każdego roku. Jednakże w porównaniu w krajami ościennymi, jak Słowacja czy Czechy, w przeliczeniu na liczbę wiernych wciąż pozostajemy w tyle. Polska przoduje natomiast w Europie co do liczby misjonarzy i misjonarek pracujących na misjach ad gentes.

Według jakiego klucza dobiera Ojciec współpracowników? Czym się zajmują?

Moich współpracowników zastałem w obecnym składzie. Zostali dobrani głównie według kompetencji w pracy biurowej i znajomości języków. Oprócz włoskiego, korespondencję i całą dokumentację prowadzimy w języku angielskim, francuskim i hiszpańskim, a sporadycznie niemieckim. Dziesięcioosobowy zespół, złożony z sześciu narodowości, zajmuje się nade wszystko projektami, które otrzymujemy do finansowania z terenów misyjnych, tzn. protokołowanie, analiza, uzupełnianie dokumentacji, kontakty z tymi którym pomagamy, gromadzenie sprawozdań. Wspomniane już 4 tys. próśb o wsparcie obsługuje 5 pracowników, podzieleni według stref geograficznych i językowych. Jedna osoba odpowiada za stałe kontakty z dyrekcjami krajowymi papieskich dzieł misyjnych, inna prowadzi rachunkowość; ktoś odpowiada za rozsyłanie funduszy, inny za dział archiwalny. Ponadto niemal codziennie przyjmujemy w naszych biurach biskupów i misjonarzy.

Jakie jest główne zadanie Papieskich Dzieł Misyjnych współcześnie? 

Papieskie Dzieła Misyjne mają nade wszystko ożywiać ducha misyjnego wśród wiernych: pośród dzieci, młodzieży i dorosłych, włączając księży. Chodzi o stałe budzenie odpowiedzialności za misje na poziomie parafii, o pobudzanie świadomości, że każdy ochrzczony jest misjonarzem, że jeśli ktoś osobiście nie uczestniczy w dziele misyjnym bezpośrednio lub poprzez modlitwę, ofiary duchowe czy dary materialne, to nie jest jeszcze w pełni uczniem Chrystusa.

Dzieci w Kenii - fot. s. Amabilis Gliniecka

Dzieci w Kenii – fot. s. Amabilis Gliniecka

Papieskie Dzieła Misyjne propagują i także wspierają wyjazdy na misje zarówno księży, osób konsekrowanych jak i świeckich. Ponadto, „uniwersalny fundusz solidarności”, czyli całość składek z niedzieli misyjnej, służy budowaniu i podtrzymywaniu ducha komunii i powszechnej solidarności miedzy Kościołami lokalnymi. Z tego funduszu Dzieła organizują znaczącą pomoc finansową dla młodych Kościołów, wspierają formację księży, osób konsekrowanych i katechistów.

Jakie są największe troski tej instytucji? Jakiego rodzaju pomoc misjom jest najskuteczniejsza?

Papieskie Dzieła Misyjne to w pierwszym rzędzie charyzmat, czyli dar Ducha Świętego dla dobra Kościoła. Po roku pracy na rzecz Dzieła Rozkrzewiania Wiary, bardzo mi zależy, żebyśmy zachowali ten charyzmatyczny charakter i nie byli utożsamiani z instytucją do zbierania i rozdzielania pieniędzy na misje. Przypomnę, że charyzmat Rozkrzewiania Wiary zrodził się w duszy młodej Francuski, Pauliny Jaricot. Jej bardzo zależało, żeby każdy katolik bez wyjątku nosił w sercu sprawę krzewienia wiary, by wspierał misje codzienną modlitwą i ofiarą duchową oraz regularnymi datkami pieniężnymi. W tym celu Paulina zainicjowała pisemko misyjne, zakładała „koła misyjne” i „Żywy Różaniec”. Rzucona przez nią Boża iskra w XIX w. zapaliła misyjnie mnóstwo parafii w Europie i Ameryce. W 1922 r. Pius XI rozszerzył do dzieło na Kościół powszechny.

Naszą wielką troską jest, aby ten charyzmat dzisiaj był nadal żywy we wszystkich Kościołach lokalnych na całym świecie. Chcemy nadal przekonywać biskupów i proboszczów, że każda wspólnota parafialna ma święty obowiązek wspomagać misje. W przeciwnym razie parafia przestaje być katolicka i zamyka się w sobie, czyli karłowacieje. A misjom najbardziej jest potrzebna pomoc duchowa. Bez skarbca modlitwy i ofiar duchowych misje bankrutują. Pieniądze są niezbędne do prowadzenia misji, ale pieniądze mogą też rujnować misje, jak mówi papież Franciszek. Doświadczenie uczy, że finansowa pomoc misjom jest skuteczna, kiedy prowadzi do samodzielności i wspiera inicjatywy lokalne, gdy w młodych Kościołach dopinguje do aktywnego udziału wiernych.

Jak Dzieła wspierają formację miejscowych powołań na terenach misyjnych? Czy lepiej wysyłać kleryków do Rzymu czy budować seminaria na miejscu?

Wspieraniem formacji miejscowych powołań zajmuje się głównie Papieskie Dzieło św. Piotra Apostoła. Ono przeznacza na utrzymanie seminariów większość zebranych funduszy, organizuje sesje formacyjne dla formatorów. Nasze Dzieło wspiera budowę seminariów, finansuje różne spotkania formacyjne dla osób konsekrowanych na terenach misyjnych, a także specjalistyczne studia dla księży i sióstr w Rzymie. Na drugie pytanie odpowiedź jest oczywista – trzeba budować seminaria na miejscu. Tak dzieje się od kilkudziesięciu lat. Klerycy i księża z terenów misyjnych studiujący w Rzymie to malutki procent. Niemniej Kościół bardzo ceni to doświadczenie i je podtrzymuje. Stanowi ono pewien trwały zaczyn uniwersalizmu Kościoła, jest szkołą przekraczania barier etnicznych i kulturowych oraz kuźnią jedności i komunii ze Stolica Piotrową.

Czy wg Ojca Polska jest terenem misyjnym? Jak wygląda pod tym względem na tle Europy?

Zastanawiam się, co robiłby Pan Jezus, będąc proboszczem w polskiej parafii. Jedno jest pewne, zostawiałby 99 owieczek i wybierałby się na poszukiwanie owieczek zagubionych. W naszych wielkomiejskich parafiach ok. 60 procent ochrzczonych żyje na peryferiach Kościoła. To ogromne pole misyjne! Papież Franciszek mocno to podkreśla. Ponadto coraz więcej osób żyjących pośród nas nie zna Chrystusa, wielu cierpiących, zagubionych czeka na Ewangelie, świat mediów i polski areopag polityki wyraźnie potrzebują ewangelicznego zaczynu. Jednym słowem, Polska jest terenem misyjnym. Pod tym względem szybko doganiamy europejski peleton. Europa odcina się od swoich chrześcijańskich korzeni. W kraju nad Wisłą i Wartą dzieje się podobnie, co potwierdzają choćby ostatnie ustawy naszego sejmu. Wszystko to stanowi jednak misyjne wyzwania dla Kościoła. Bogu dzięki, że w Polsce mamy dużo żywotnych parafii, wielu biskupów i duszpasterzy mają oczy otwarte i żarliwe serca, liczni świeccy działają w stowarzyszeniach, ruchach i wspólnotach kościelnych. To oni są szansą naszego Kościoła, a gdzie teren misyjny, tam Kościół czuje się w swoim żywiole!

Czy nie kusiłaby Ojca, osobiście, perspektywa wyjazdu na misje ad gentes z rodzinami neokatechumenalnymi?

Szczerze mówiąc, jeszcze rok temu po cichu myślałem, że kiedy skończę posługę prowincjała to poproszę mojego następcę o zgodę na wyjazd na misje z rodzinami neokatechumenalnymi. Wiele tych rodzin znam osobiście i jestem pełen podziwu dla ich posłannictwa. Kolejni papieże potwierdzili aktualność tego rodzinnego modelu ewangelizacji. W moim przypadku Kościół postanowił jednak inaczej, powierzył mi na 5 lat zadanie kierowania Papieskim Dziełem Rozkrzewienia Wiary. Zanim upłynie termin kadencji, każdą myśl o wyjeździe na misje rzeczywiście odbieram jak swoiste kuszenie. Kościół wyznaczył mi miejsce pracy za watykańskim biurkiem, teraz to jest moja misja i sposób pełnienia woli Bożej. Ciągle uczę się być zadowolonym tam, gdzie mnie postawiono.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze