
Katedra gnieźnieńska, fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi
1025. rocznica Zjazdu Gnieźnieńskiego
Boso i z modlitwą na ustach wkraczał w marcu 1000 roku do Gniezna cesarz Otton III, największy władca ówczesnej Europy. Przybył do grobu swojego przyjaciela i mentora biskupa Wojciecha, który rok wcześniej został ogłoszony świętym. To właśnie wtedy zrealizowano papieski dekret o erygowaniu archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej – pierwszej samodzielnej organizacji kościelnej na ziemiach Polski.
Historycy przyjmują, że Zjazd Gnieźnieński rozpoczął się 7 lub 8 marca, zakończył zaś 10 marca. W tych dniach przypada 1025. rocznica tego wydarzenia.
„Trudno uwierzyć i opowiedzieć, z jaką wspaniałością przyjmował wówczas Bolesław cesarza i jak prowadził go przez swój kraj aż do Gniezna” – relacjonował w swojej kronice biskup Thietmar z Merseburga, któremu zawdzięczamy wiele cennych informacji na temat początków naszego państwa. Choć nieprzychylny pierwszemu królowi Polski, w opisie pielgrzymki Ottona powstrzymał się od kąśliwych uwag. „Gdy Otto ujrzał z daleka upragniony gród, zbliżył się doń boso ze słowami modlitwy na ustach. Tamtejszy biskup Unger przyjął go z wielkim szacunkiem i wprowadził do kościoła, gdzie cesarz zalany łzami, prosił świętego męczennika o wstawiennictwo, by mógł dostąpić łaski Chrystusowej”.
Wojciech, Otton, Bolesław
Znali się i to najprawdopodobniej od dawna. W 1000 roku Bolesław Chrobry miał 33 lata i od 8 lat był władcą państwa stworzonego i ochrzczonego przez Mieszka I. Otton III z dynastii Ludolfingów, panującej nad Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego, miał 20 lat. Biskup Pragi Wojciech Sławnikowic, gdyby żył, miałbym 44 lata.
Profesor Andrzej Nowak w „Dziejach Polski” sugeruje, że Wojciech i Bolesław mogli spotkać się już w 973 roku w Magdeburgu, gdzie przyszły święty studiował, a sześcioletni Bolesław był gościem-zakładnikiem na cesarskim dworze. Bolesław i Otton poznali się w 995 roku. Młody Otton, od roku sprawujący pełne rządy, podobnie jak jego poprzednicy, organizował wyprawy przeciwko pogańskim Słowianom. I właśnie na jednej z nich, przeciwko Lutykom, stawił się Bolesław Chrobry.
Rok później, w 996 roku, Otton poznał Wojciecha. Szesnastoletni wówczas władca przybył do Rzymu, aby spacyfikować wiecznie zbuntowane miasto i koronować się w nim na cesarza. Wojciech z kolei przebywał w rzymskim klasztorze benedyktynów, prowadząc proste i ascetyczne życie mnicha. Zafascynował Ottona od pierwszej chwili. Cesarz był pod wrażaniem nie tylko jego uczoności, ale i świątobliwości. Po koronacji zaproponował Wojciechowi, by towarzyszył mu w podróży powrotnej do Niemiec, a ponieważ do Pragi biskup wrócić już nie mógł (w wyniku walki o władzę niemal całą jego rodzinę wymordowano), wkrótce powstał projekt, by za zgodą papieża i w porozumieniu z Bolesławem Chrobrym biskup udał się z misją ewangelizacyjną do pogan. Niewykluczone, że jej kierunek – kraj Prusów na wschód od Gdańska – wskazał właśnie Bolesław. Kraina ta bowiem – jak zapisał Jan Kanapariusz w pierwszym żywocie św. Wojciecha – „była bliższa i znana wspomnianemu księciu”.

Męczeństwo u podstaw
Wojciech zginął śmiercią męczeńską wkrótce po rozpoczęciu wyprawy. Pod koniec marca 997 roku chrzcił jeszcze „gromady ludu” w Gdańsku, a niespełna miesiąc później, 23 kwietnia, już nie żył. Prusowie przeszyli go włóczniami, a od ciała odcięli głowę. Dwóch towarzyszy Wojciecha – jego brata przyrodniego Radzyma Gaudentego i tłumacza Boguszę Benedykta – puścili wolno. I to oni powiadomili Bolesława Chrobrego, ten zaś – jak zauważa prof. Andrzej Nowak – wykazał się błyskawicznym refleksem i zarazem wyczuciem niezwykłej szansy. Polecił wykupić ciało męczennika, ze czcią sprowadził je do Gniezna i pochował w kościele wzniesionym najprawdopodobniej jeszcze przez Mieszka I.
Terra Polanorum, czyli Polska miała teraz swojego męczennika i to nie byle jakiego – pisze autor „Dziejów Polski” – ale znanego w całej niemal ówczesnej łacińskiej Europie, osobistego przyjaciela cesarza, podziwianego przez papieża, przez opatów najdostojniejszych klasztorów Italii, Francji i Niemiec. Takiej relikwii – jak zaznacza historyk – nie miały nawet znamienite arcybiskupstwa w Magdeburgu i Hamburgu. A Paweł Jasienica dodaje: „Kanonizacja człowieka, który zginął jako misjonarz, działając z ramienia władcy Polski, rozsławiła nasz kraj i obracała na niego powszechną uwagę”.
>>> Kard. Tagle w Sopocie: staliśmy się uczniami i misjonarzami w chwili chrztu
Czwarty filar chrześcijańskiej Europy
Wojciech został kanonizowany dwa lata po śmierci, w 999 roku, przez papieża Sylwestra II, człowieka tak uczonego, że jego wiedza wydawała się ówczesnym ludziom zjawiskiem nadludzkim. To on pierwszy wprowadził arabskie cyfry i skonstruował mechaniczny zegar. On również był wychowawcą, a później doradcą Ottona III, któremu zaszczepił ideę odrodzenia cesarstwa rzymskiego jako uniwersalnej monarchii opartej na chrześcijaństwie. W jej budowaniu specjalna rola miała przypaść Bolesławowi Chrobremu, który pod patronatem św. Wojciecha miał przewodzić wschodniej flance tej nowej chrześcijańskiej Europy.
Szeroko znana jest iluminowana karta z ewangeliarza Ottona III z ok. 1000 roku, na której cztery ukoronowane kobiety składają hołd i dary cesarzowi siedzącemu na tronie. To personifikacje czterech krain – Italii, Galii, Germanii i właśnie Sclavinii czyli Słowiańszczyzny, które miały tworzyć nowy chrześcijański porządek i wnosić do niego swój indywidualny wkład.
Kanonizacja Wojciecha w 999 roku i podjęte wówczas decyzje o utworzeniu samodzielnej prowincji kościelnej w państwie Bolesława Chrobrego były krokiem do urzeczywistnienia tej pięknej wizji. Na jednym z cesarskich dokumentów z tego okresu widnieje napis Archiepiscopus sancti Adalberti – arcybiskup św. Wojciecha w odniesieniu do Radzyma Gaudentego, który jako pierwszy objął urząd pasterza nowo utworzonej metropolii gnieźnieńskiej. Misja podjęta przez św. Wojciecha nie skończyła się wraz z jego śmiercią, ale miała być kontynuowana i właśnie zyskała instytucjonalną podstawę.

Najstarsza metropolia kościelna
Nowe arcybiskupstwo ze stolicą w Gnieźnie, z trzema podległymi biskupstwami w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu ogromnie podnosiło znaczenie i prestiż młodego państwa polskiego. Takiego arcybiskupstwa nie miały nawet Czechy, które przyjęły chrześcijaństwo daleko przed Polakami (Czechy otrzymały arcybiskupstwo dopiero w XIV wieku). Szczegóły tej rodzącej się struktury kościelnej miał doprecyzować synod wyznaczony w Gnieźnie na marzec 1000 roku, który historia zapamiętała właśnie jako Zjazd Gnieźnieński.
Papież delegował na niego swojego legata kard. Roberta i on jako jedyny znany jest z imienia spośród wszystkich uczestniczących w wydarzeniu dostojników kościelnych. Wiemy, że Otton III przybył do Gniezna prosto z Rzymu. Wyjechał pod koniec grudnia 999 roku i jadąc przez Rawennę, Bawarię i Turyngię, w lutym dotarł do wschodniej granicy swojego cesarstwa. Tam witał go Bolesław Chrobry i eskortował do samego Gniezna. Było to w pierwszej połowie marca.
Wielu historyków przyjmuje, że Zjazd Gnieźnieński rozpoczął się 7 lub 8 marca, zakończył zaś 10 marca. Na spotkaniu tym zrealizowano papieski dekret o utworzeniu arcybiskupstwa i metropolii ze stolicą w Gnieźnie z trzema podporządkowanymi biskupstwami. Od Thietmara wiemy, że na ich czele stanęli: biskup Poppon w Krakowie, biskup Jan we Wrocławiu i biskup Reinbern w Kołobrzegu. Istniejące już wcześniej biskupstwo misyjne w Poznaniu wyłączono spod pastorału Gniezna, głównie ze względu na osobę tamtejszego biskupa Ungera, który uwięziony później w Magdeburgu, uznał zwierzchnictwo tamtejszego biskupa. Z czasem stało się to jednym z argumentów uzasadniających roszczenia metropolitów Magdeburga najpierw względem zwierzchności nad diecezją poznańską, a później całą polską prowincją kościelną.
Koronacja – była czy nie?
Wraz z arcybiskupstwem gnieźnieńskim młode państwo polskie zyskało szereg przywilejów. Świątynię w Gnieźnie podniesiono do rangi katedry, a arcybiskup Radzym Gaudenty – po nim zaś wszyscy jego następcy – zyskali prawo koronacji władców. Bolesław Chrobry z kolei zyskał prawo inwestytury przysługujące wyłącznie królom. Ponadto – jak czytamy u Galla Anonima, cesarz Otton „zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew tryumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego (…)”, obdarzając dodatkowo tytułami „przyjaciela” i „współpracownika cesarstwa”. Historycy wciąż nie są zgodni, czy była to specyficzna forma koronacji czy mające rangę symbolu wyróżnienie potwierdzające status Bolesława jako samodzielnego władcy chrześcijańskiego i cesarskiego sprzymierzeńca.
Gall Anonim pisał swoją Kronikę przeszło sto lat po Zjeździe Gnieźnieńskim, ale można przypuszczać, że korzystał z jakichś wcześniejszych dostępnych mu źródeł. W większym stopniu niż biskup Thietmar skupił się na zewnętrznej oprawie wydarzenia, chcąc z pewnością dodać splendoru i blasku polskiemu władcy. Od niego wiemy, że radosne biesiady trwały trzy dni, i że każdego dnia zmieniano na stołach naczynia na coraz kosztowniejsze. Wiemy również, że oprócz hojnych darów Bolesław podarował Ottonowi skarb najcenniejszy – ramię św. Wojciecha, relikwię w średniowiecznej Europie nie do przecenienia. Cesarz zabrał ją później z sobą do Rzymu i złożył w niewielkim kościele, który kazał zbudować na ruinach świątyni Asklepiosa na Wyspie Tyberyjskiej. Prawie tysiąc lat później, (w latach 20. XX wieku) mały fragment tej kości wrócił do Gniezna i dziś oglądać go można w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |