Abp Józef Guzdek: trudno myśleć o przyszłości Kościoła bez otwarcia na świeckich [ROZMOWA]
– Synodalność to nic innego jak normalność – tłumaczy w rozmowie z KAI abp Józef Guzdek, metropolita białostocki. Podkreśla, że wszyscy, bez wyjątku, księża i świeccy, od chrztu świętego jesteśmy odpowiedzialni za Kościół w każdym jego wymiarze, a zwłaszcza za dzieło ewangelizacji. Kreśli przyszłość Kościoła w Polsce w sytuacji nacisku prądów sekularyzacyjnych i spadających powołań kapłańskich.
Arcybiskup w rozmowie podkreśla, że Podlasie jest miejscem współistnienia różnych kultur i religii. Żyją tutaj razem katolicy, grekokatolicy, prawosławni, grupy przedstawicieli Kościoła reformowanego oraz islamu. A współpraca, pomimo różnic, jest bardzo dobra. Pytany o relacje miedzy wiarą a polityką, deklaruje, że „ci, którzy uwierzyli i praktykowali związek tronu z ołtarzem, powinni zrobić sobie dokładny rachunek sumienia i uznać, że zbłądzili”. Mówi też o niełatwej roli jaką Kościół odgrywa przy granicy polsko-białoruskiej., stwierdzając, że „Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej był i jest sprawdzianem autentyczności naszej wiary”.
>>> Abp Józef Guzdek: niezależnie od obranej drogi, nasze życie powinno być świadectwem Ewangelii
Marcin Przeciszewski, KAI: Jakie nadzieje wiąże Ksiądz Arcybiskup z procesem synodalnym zainicjowanym przez papieża Franciszka? W planie Kościoła powszechnego oraz w swej archidiecezji?
Abp Józef Guzdek: Podczas wielu spotkań, często tłumaczę i przekonuję, że synodalność to nic innego jak normalność! Wszyscy, bez wyjątku, od chrztu świętego jesteśmy odpowiedzialni za Kościół w każdym jego wymiarze, a zwłaszcza za dzieło ewangelizacji.
Zdaję też sobie sprawę z tego, że wśród kapłanów, szczególnie starszych, jest ostrożność względem osób świeckich, co do powierzania im pewnych zadań w Kościele. W Polsce być może spowodowane jest to tym, że w czasach PRL-u wielu księży zawiodło się na osobach świeckich, ponieważ doświadczyło inwigilacji i prześladowań z ich strony.
Jednak nie da się żyć i twórczo działać bez wzajemnego zaufania – szczególnie w Kościele. Jestem przekonany, że takie zaufanie i współdziałanie funkcjonuje na wielu płaszczyznach – i to zarówno pomiędzy duchowieństwem, jak i w relacjach duchownych ze świeckimi.
Zanim podejmę jakąkolwiek ważną decyzję najpierw spotykam się i rozmawiam z Radą Kapłańską, Radą Duszpasterską, Radą Ekonomiczną czy innymi gremiami na szczeblu diecezjalnym. Wzajemnego słuchania się i wypracowywania optymalnych rozwiązań trzeba też uczyć się w ramach parafialnych rad duszpasterskich i ekonomicznych. Mądry jest ten, kto nie boi się mądrości i doświadczenia innych. Przecież we wspólnotach parafialnych, w diecezjach jest wielu specjalistów, którzy mogą służyć profesjonalną radą, pomóc w rozwiązaniu problemów, spraw, na których znają się lepiej niż ich duszpasterz. Oczywiście, ostateczną decyzję podejmuje biskup lub proboszcz i oni ponoszą odpowiedzialność, ale dobrze jest najpierw tę decyzję wypracować podczas merytorycznej dyskusji. Ta zasada dotyczy parafii i diecezji, a także i Kościoła powszechnego.
– Archidiecezja białostocka znajduje się w pierwszej dziesiątce polskich diecezji o najwyższej religijności. Wyniki ostatnich badań dowodzą, że 36,05% wiernych praktykuje tu systematycznie. Czy to oznacza, że walec sekularyzacji toczy się tu nieco wolniej? Jak to widzi Ksiądz Biskup?
– Wysoki poziom religijności w archidiecezji białostockiej to przede wszystkim zasługa wychowania dzieci w rodzinnych domach, wszak tam „wszystko się zaczyna”. Duży wkład w podtrzymywanie, rozwój i pogłębianie wiary miała i nadal ma pełna poświęcenia służba kapłanów, katechetek i katechetów oraz osób konsekrowanych. W naszej archidiecezji na szkolną katechezę uczęszcza 74% dzieci i młodzieży. Do tej pory archidiecezja cieszyła się łaską wielu powołań kapłańskich. W dużej mierze gorliwa praca kapłanów z dziećmi i młodzieżą, a także organizowanie przez nich różnych grup przy parafiach, przyczynia się do pogłębienia wiary, która dla wielu staje się świadomym wyborem i uznaniem Jezusa za swojego Pana i Boga. Wspomnę tylko, że w czasie minionych wakacji około tysiąca dzieci i młodzieży wzięło udział w rekolekcjach w ramach Ruchu Światło-Życie. Równocześnie ok. 15 tys. diecezjan (to 4,26% diecezji!) uczestniczyło w pielgrzymkach do sanktuariów, w rekolekcjach rodzin czy osób dorosłych. Posługiwało im ponad 120 kapłanów (ok. 1/3 czynnych księży!).
Swoje zrobiła też historia. Jest takie powiedzenie, że to, co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi. Ta zasada ma pełne potwierdzenie w historii mieszkańców Podlasia. Na przestrzeni wieków doświadczali oni wielu represji i prześladowań od zaborców i okupantów, ale pozostali wierni Bogu i Kościołowi. Nade wszystko, geny wolności, wiary i pobożności maryjnej przekazywane były z pokolenia na pokolenie w polskich rodzinach. W nich przechowywane były również tradycje chrześcijańskie i ojczysty język. Jeszcze raz podkreślę, że klimat głębokiej wiary, w dużej mierze zależy od środowiska rodzinnego i żywych wspólnot parafialnych.
>>> Abp Guzdek: jesteśmy wezwani do głoszenia prawdy o Bogu miłosiernym
– A jak dziś powinniśmy sobie radzić z tą falą sekularyzacji, która powoduje, że wiara przestaje być już przekazywana z pokolenia na pokolenie?
– Trzeba uznać fakt, że współczesny świat stał się globalną wioską. Na wychowanie dzieci i młodzieży, ich hierarchię wartości coraz większy wpływ mają media, zwłaszcza internet. W mediach społecznościowych zarówno Bóg, Kościół, jego historia czy dzieło katechizacji ukazywane są najczęściej w sposób negatywny. Stąd, na pytanie: Jaka powinna być odpowiedź ze strony Kościoła na falę sekularyzacji? – trafnej odpowiedzi udzielił sam Jezus mówiąc: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Nie ma innej drogi, jak konsekwentne głoszenie prawdy. Skoro Jezus powiedział o sobie: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”, to i my mamy być świadkami prawdy.
Wspaniałym przykładem jest osoba bł. ks. Jerzego Popiełuszki, syna podlaskiej ziemi, który był wiernym świadkiem ewangelicznej prawdy, aż do męczeńskiej śmierci. W dzisiejszych czasach, nie ma innej drogi dla Kościoła, tj. duchownych, osób konsekrowanych i świeckich, jak świadectwo żywej wiary. Słowa tylko pouczają, zaś przykład pociąga! W tym kontekście warto też zwrócić uwagę na coraz mniej docenianą wartość, jaką jest wierność. To poprzez wierność: wierność kapłanów, wierność małżonków, wierność podjętym zobowiązaniom, dorastamy do wierności Bogu. Musimy też być otwarci – wszyscy – na ludzi poszukujących prawdy, wątpiących lub w zaawansowanym kryzysie wiary, bo Jezus uczy nas, by szukać zagubionych i ofiarować im swoją pomoc.
– Jakie są – zdaniem Księdza Arcybiskupa – przyczyny jednak dość silnego spadku powołań kapłańskich, zjawiska, które nas dotknęło w ostatnich latach. Jak w związku z tym Ksiądz Arcybiskup postrzega przyszłość struktur parafialnych w swej diecezji za 20 – 30 lat? Czy jest jakiś pomysł na ten nowy model życia parafialnego?
– Przyczyn spadku powołań kapłańskich i zakonnych jest wiele. Nie można pominąć czynnika demograficznego, ale bez wątpienia najbardziej przyczynia się do tego laicyzacja społeczeństwa. Dotychczas proces przekazu wiary dokonywał się najczęściej w rodzinach, ale obecnie i rodziny doznają wielkiego kryzysu. Niektóre z tych osób wchodząc w kolejne związki – już niesakramentalne, nie mogąc korzystać z sakramentu pokuty i Eucharystii, często rezygnują z udziału w niedzielnej liturgii. Podobnie postępują ich dzieci. Nie mając przykładu praktykujących rodziców, rezygnują z katechezy, sakramentów świętych i niedzielnej Mszy św.
Jest jeszcze jedna przyczyna tego, że do seminariów zgłasza się mniej kandydatów. Wiele dziewczyn i chłopców odczuwa powołanie, ale boi się reakcji nieprzyjaznego otoczenia. Są też i tacy, którzy żyjąc w kulturze tymczasowości, boją się podjąć decyzję na całe życie.
Myśląc o przyszłości lokalnego Kościoła, w sytuacji coraz mniejszej liczby alumnów przygotowujących się do kapłaństwa, w duchu rozwiązań synodalnych, powiększamy grono nadzwyczajnych szafarzy Komunii św. Mamy też nadzieję, że właśnie spośród nich, przynajmniej niektórzy, zdecydują się podjąć przygotowanie i przyjąć święcenia diakonatu stałego.
Obecnie Podlasie jest jednym z najbardziej wyludniających się regionów w Polsce. Wielu młodych wyjeżdża w inne rejony naszej Ojczyzny lub poza jej granice, nie widząc tutaj swojej przyszłości, stąd w wielu parafiach dominująca jest liczba pogrzebów, zaś niewiele jest ślubów i chrztów. Zapewne w niezbyt odległej perspektywie trzeba będzie łączyć te najmniejsze parafie z dwóch powodów – małej liczby wiernych i braku kapłanów. Z tego też powodu konieczna jest pogłębiona formacja ludzi świeckich, którzy będąc w lokalnych wspólnotach, będą częściej odpowiedzialni za np. animację modlitwy, katechezę czy parafialną administrację.
– No właśnie. Widzimy, że przychodzi czas świeckich. Jakie konkretnie miejsce w procesie ewangelizacji przewiduje Ksiądz Arcybiskup dla świeckich?
– Kiedy odwiedzam parafie jestem pełen podziwu dla kapłanów, którzy nie celebrują liturgii sami. Otacza ich nie tylko grono ministrantów młodszych czy starszych, ale także i wielu dorosłych, choćby lektorów – kobiet i mężczyzn czytających słowo Boże, wezwania modlitwy wiernych. Są także osoby świeckie, które troszczą się o oprawę muzyczną podczas liturgii – schole dziecięce, młodzieżowe, chóry. Budujące jest zaangażowanie w różnych grupach parafialnych. Jestem przekonany, że ich wiara staje się świadomym wyborem Chrystusa i akceptacją drogi, jaką On nam nakreślił. To właśnie oni, którzy przyjęli wiarę i na co dzień żyją Ewangelią, mogą zaangażować się w dzieło ewangelizacji. Dlatego trzeba położyć nacisk na dojrzewanie do pełni wiary w istniejących już grupach parafialnych oraz zadbać o powstawanie nowych wspólnot wzrastania w wierze, odpowiedzialności za Kościół i za drugiego człowieka.
– Archidiecezja białostocka ma co najmniej jedną piątą mieszkańców innego wyznania, należących głównie do Kościoła prawosławnego. W samym Białymstoku mamy dwie katedry. Jak układają się wzajemne relacje, jak kształtuje się tu ekumenizm?
– Podlasie jest miejscem współistnienia różnych kultur i religii. Żyją tutaj razem katolicy, grekokatolicy, prawosławni, niewielkie grupy przedstawicieli Kościoła reformowanego oraz islamu (potomkowie polskich Tatarów). Sięgając nieco do historii, o której już wspomniałem, zaznaczę tylko, że w seminarium duchownym w Wilnie alumni musieli znać trzy języki: polski, litewski i rosyjski. Ponadto, kiedy to było możliwe, wielu księży z diecezji w Białymstoku, a później archidiecezji białostockiej podejmowało posługę duszpasterską na Białorusi i w Rosji, zawsze mając świadomość, że pracują w społeczeństwie wielokulturowym i wielowyznaniowym. Obecnie w jednej z parafii białostockich odprawiana jest liturgia niedzielna i świąteczna w języku białoruskim. W innym z kościołów, została użyczona duża kaplica na potrzeby kultu sprawowanego w obrządku greckokatolickim.
Archidiecezja białostocka od lat stara się rozwijać dialog ekumeniczny i międzyreligijny, stając się dla wielu wzorem współpracy i wzajemnego szacunku. Tu nie ma innej drogi jak współpraca, choćby z tego powodu, że w tym rejonie Polski zawieranych jest wiele małżeństw mieszanych, szczególnie katolicko-prawosławnych.
>>> Abp Guzdek: miłosierdzie i prawda nie mogą być rozdzielane
Kiedy w wielu rejonach naszej Ojczyzny, raz w roku, w ramach Tygodnia Ekumenicznego organizowane są spotkania i wspólna modlitwa z prawosławnymi, na Podlasiu spotkania takie są bardzo częste, niemal codzienne. Bardzo dobrze układają się nam relacje z abp. Jakubem, prawosławnym metropolitą białostocko-gdańskim. Podobnie, bardzo poprawne są relacje między proboszczami różnych wyznań na poziomie parafii naszej archidiecezji. Od dwóch lat w Wielkim Poście organizowane są nabożeństwa i rekolekcje dla małżeństw mieszanych.
– Nowy fenomen archidiecezji to Sokółka. W sposób absolutnie nieplanowany – w ciągu ostatnich 15 lat – wyrosło tam sanktuarium kultu eucharystycznego. Jaki jest oficjalny status tego miejsca i wydarzeń z 2008 roku?
– W ostatnim roku Sokółkę odwiedziło ok. 60 tys. pielgrzymów w zorganizowanych i zgłoszonych grupach. Szacuje się, że drugie tyle osób nawiedziło sanktuarium sokólskie w grupach niezgłoszonych, które docelowo udawały się do Wilna czy sanktuarium MB Różanostockiej, a nawet przy okazji nawiedzenia sanktuarium Miłosierdzia Bożego z relikwiami bł. ks. M. Sopoćki i sanktuarium bł. Bolesławy Lament w Białymstoku.
Do Sokółki przybywają też liczni indywidualni pielgrzymi, w liczbie kilkunastu tysięcy rocznie, szczególnie w miesiącach letnich – od maja do września. Zatrzymując się na indywidualnej modlitwie w kaplicy adoracji, która jest otwarta przez cały dzień, chcą umocnić swoją wiarę w realną obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a także odnaleźć nadzieję i ratunek w trudnych sytuacjach życiowych. Wielu z tych pielgrzymów korzysta z sakramentu pokuty i karmi się Ciałem Chrystusa.
Jeśli chodzi o status prawny nic się nie zmieniło. Potwierdzeniem niezwykłości tego miejsca są budujące świadectwa nawróceń i otrzymanych łask, o które proszą pielgrzymi, a zwłaszcza liczne grupy wiernych, którzy uczestniczą we Mszy św., trwają na modlitwie i adoracji, co przecież jest istotą kultu eucharystycznego.
– Na wschodzie archidiecezja białostocka ma długą granicę z Białorusią. Jak wiemy, dzieją się tam dramatyczne sceny, zdarza się, że ludzie giną. Na ile jest to wyzwaniem dla Kościoła? W jaki sposób Kościół włącza się w pomoc tym nieszczęsnym uchodźcom, którzy jej tam wymagają, ofiarom oszustwa i manipulacji ze strony Białorusi, ale jednak ludziom? Jak układa się współpraca z władzami i wojskiem na tych terenach?
– Przykazanie miłości Boga i bliźniego jest podstawowym przesłaniem głoszonym w naszych świątyniach. Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej był i jest sprawdzianem autentyczności naszej wiary. Jeszcze jako biskup polowy, a później już jako metropolita białostocki, wielokrotnie byłem na granicy wspierając duchowo żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej, strzegących naszego domu ojczystego. Osobiście mogłem się też przekonać, że w siedmiu naszych przygranicznych parafiach mieszkają katolicy, którzy są nie tylko wierzący, ale wiarygodni, tzn. potwierdzają swoją wiarę konkretnymi czynami. Wielu księży, a także osoby świeckie udzielały pierwszej pomocy tym, którzy jej potrzebowali po przejściu granicy. Równocześnie jako obywatele państwa polskiego, przestrzegali i nadal przestrzegają polskiego prawa, tj. nie angażują się w działania nielegalne, niezgodne z prawem. Ogromną pomoc migrantom świadczy Caritas Archidiecezji Białostockiej we współpracy z funkcjonariuszami Straży Granicznej, przekazując za ich pośrednictwem żywność, odzież i środki czystości. Niemal natychmiast po wybuchu wojny między Rosją i Ukrainą w Białymstoku zostało otwarte Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom, które obecnie obejmuje wsparciem ponad 1200 osób. Udzielana jest w nim pomoc psychologiczna, prawna, prowadzone jest doradztwo zawodowe oraz nauka języka polskiego dla dorosłych i dzieci, przekazywana jest także żywność i odzież.
Pragnę również podkreślić, że będąc żywo zainteresowany tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, oraz słysząc, jak niektóre osoby poniżały żołnierzy nazywając ich „śmieciem”, zaś funkcjonariuszy policji i Straży Granicznej „mordercami”, wielokrotnie apelowałem w kazaniach i mediach o powstrzymanie emocji. Cytowałem słowa Jezusa: „A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu” i prosiłem, aby nie emocje, chęć przypodobania się komuś, a nawet walki partyjne były powodem zainteresowania losem uchodźców, ale potrzeba rozumnego podejścia do wielkiego dramatu, który dotyczy wielu, szczególnie mężczyzn zwabionych obietnicą łatwego pokonania granicy i udania się do jednego z krajów Europy Zachodniej. Pomagać trzeba, ale jest coś takiego jak ordo caritatis. Nawet w świadczeniu miłosierdzia nie może zabraknąć mądrości, odpowiedzialności i wzajemnego szacunku. Nie mówiąc już o tym, że nie można tolerować głosu tych, którzy namawiali żołnierzy i funkcjonariuszy różnych formacji do złamania przysięgi lub ślubowania, zobowiązujących ich do strzeżenia granic nawet za cenę własnego życia.
– Jak powinny wyglądać relacje Kościoła ze światem polityki? Czy w okresie rządów PiS nie popełniono na tym polu błędów? A jak prowadzić dialog z obecnymi władzami, gdyż jest on bardzo trudny?
– Święci i błogosławieni nie przemijają. Nawet po swojej śmierci mają wiele do powiedzenia współczesnym uczniom Chrystusa. Dla mnie takim niezwykłym przewodnikiem był i jest bł. kard. Stefan Wyszyński. Zmieniały się okoliczności zewnętrzne, zmieniali się sprawujący władzę, a on miał jedną receptę dla Kościoła – być wiernym misji, jaką zlecił mu jego Założyciel. Istotą Kościoła jest prowadzenie wiernych do spotkania z Chrystusem. Oznacza to, że jest społecznością nadprzyrodzoną. Nie jest więc żadnym systemem politycznym, ani gospodarczym. Jest społecznością religijną. W jednym z wywiadów, jakiego bł. Prymas Tysiąclecia udzielił red. Jerzemu Turowiczowi, w sposób trafny wyjaśnił, że Kościół jest „powszechną wspólnotą sumień”. Poprzez ukształtowane sumienia można oddziaływać na sumienie rodziny, narodu, struktur zawodowych, gospodarczych, politycznych, zawsze przekazując niezmienną prawdę teologiczną i moralną. Jako taki, przekracza on wszelkie granice i wszelkie więzi doczesne i polityczne.
Błogosławiony Prymas Tysiąclecia przestrzegał przed wiązaniem Kościoła z jakąkolwiek siłą i partią polityczną. Kościół absolutnie nigdy i nikomu nie może zostawiać mandatu, aby go reprezentował lub stał się jego „urzędowym” obrońcą. Kardynał Wyszyński nauczał, że Kościół ma spełniać swoje posłannictwo w warunkach, w jakich się znalazł. Nie może w nikim z ludzi upatrywać swego wroga, ale każdemu człowiekowi ma opowiadać Dobrą Nowinę, nie może więc do nikogo zamykać sobie drogi.
– Czy dziś trzeba cokolwiek dodać do tej mapy drogowej nakreślonej przez bł. Prymasa Tysiąclecia?
– To pytanie retoryczne. Oczywiście, że ci, którzy uwierzyli i praktykowali związek tronu z ołtarzem, powinni zrobić sobie dokładny rachunek sumienia i uznać, że zbłądzili. Zaś pozostali powinni czytać Ewangelię, przyjąć i przejąć się wskazaniami bł. kard. Wyszyńskiego, które są ponadczasowe, a więc niezmiennie aktualne. Dialog, jaki prowadził on w imieniu Kościoła w Polsce z ówczesną władzą był jeszcze trudniejszy. Ale nie rezygnował z niego, wszak kochał Boga i Ojczyznę, którą nazywał swoją Matką. Kiedy jednak granica została przekroczona wypowiedział słynne Non possumus. Za wierność Chrystusowi i Kościołowi zapłacił wysoką cenę, ale to on, jak się okazało, miał rację. I chociaż został osadzony w więzieniu, nawet z tego miejsca przypominał, by nie zarazić się nienawiścią, pamiętając o przykazaniu miłości nieprzyjaciół. Innej drogi nie widzę! Osobiście pragnę kroczyć drogą sprawdzoną, którą wytyczył bł. Prymas Polski.
– Przypomnijmy historyczne korzenie, które wciąż są tu na Podlasiu silne. Archidiecezja białostocka została zbudowana w dużej mierze na pozostałych w granicach Polski terenach dawnej archidiecezji wileńskiej. Ta spuścizna wciąż jest żywa, w czym się wyraża?
– Kiedy zostałem mianowany metropolitą białostockim, Podlasie było dla mnie regionem niemal zupełnie nieznanym. Dlatego w tamtym czasie starałem się jak najszybciej poznać historię Białegostoku, a zwłaszcza archidiecezji wileńskiej, z której powstała archidiecezja białostocka. W czasie pierwszych trzech miesięcy nawiedziłem wszystkie 116 parafii i spotkałem się z pracującymi tam kapłanami. Niezwykle ciekawe były rozmowy ze starszymi kapłanami, którzy wspominali wydarzenia z życia archidiecezji wileńskiej przekazane im przez księży, którzy kończyli seminarium i byli święceni w Wilnie.
Na początku mojej posługi wiele czasu poświęciłem także na spotkania zwłaszcza ze starszymi mieszkańcami tego regionu Polski, słuchałem ich opowieści o deportacji na Sybir, prześladowaniu w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej, a także o prześladowaniach w trudnym powojennym czasie. Niezwykle wzruszające były ich wyznania o bólu z powodu utraty znacznej części archidiecezji wileńskiej, a zwłaszcza dostępu do sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia w Ostrej Bramie po zakończeniu II wojny światowej.
Starsi księża z nostalgią wspominali abp. Romualda Jałbrzykowskiego, który na początku lipca 1945 roku, zgodnie z nakazem władz sowieckich opuścił Wilno i osiadł w Białymstoku. Podkreślali jego wiarę i dynamizm działania w nowej, trudnej rzeczywistości. Opowiadali o tym, że niemal natychmiast w części archidiecezji wileńskiej, która znalazła się w granicach Polski, utworzył podstawowe struktury lokalnego Kościoła: kurię biskupią, seminarium duchowne, sąd czy kapitułę. Podkreślali także jego niezwykłą umiejętność organizowania posługi duszpasterskiej w społeczeństwie wielowyznaniowym, co jest specyfiką naszej archidiecezji.
Do dziś, pomimo upływu wielu już lat, niektórzy duchowni i katolicy świeccy tęsknią za Wilnem, za Ostrą Bramą.
– Żywy tu jest wciąż kult Matki Bożej Ostrobramskiej, tutaj też przetrwał przez dziesięciolecia, a nawet rozwijał się dzięki ks. Michałowi Sopoćko, kult Bożego Miłosierdzia, nawet wtedy kiedy był zakazany…
– Po II wojnie światowej granice Rzeczpospolitej przesunęły się na zachód. Niemal natychmiast nastąpiła deportacja z terenu Litwy części duchowieństwa, sióstr zakonnych i wielu wiernych, mających polskie korzenie. Abp Jałbrzykowski, wypędzony z Wilna, udając się do Białegostoku zabrał ze sobą to, co najcenniejsze – kopię obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej. Madonna z Ostrej Bramy, czczona jako Matka Miłosierdzia, stała się symbolem duchowego dziedzictwa i jedności wiernych po obu stronach granicy. Przez spotkanie z Matką Jezusa w ostrobramskim wizerunku, staje się nam bliskie Miłosierdzie Boże. O tym pisał i tak dobitnie świadczył bł. ks. Michał Sopoćko, syn Kościoła wileńskiego, spowiednik św. Faustyny Kowalskiej, który po II wojnie światowej osiadł w Białymstoku. Nadał on diecezji w Białymstoku, a później archidiecezji białostockiej wyjątkowy charakter, ponieważ to zwłaszcza dzięki jego posłudze szerzono tutaj kult Miłosierdzia Bożego. A Białystok, którego patronem jest bł. ks. Michał Sopoćko, został nazwany Miastem Miłosierdzia.
Tradycje religijne, liturgiczne i kulturowe Kościoła wileńskiego zostały zachowane i są pieczołowicie pielęgnowane w naszej archidiecezji. Świadczą o tym związki miejscowego duchowieństwa z Kościołem na Litwie i Białorusi, kontakty naukowe i duszpasterskie. Dużym wsparciem dla archidiecezji wileńskiej były wykłady prowadzone przez naszych księży profesorów w Polskim Centrum Katechetycznym w Wilnie. Niezwykłym powodzeniem cieszy się organizowana już od ponad trzydziestu lat coroczna ekumeniczna pielgrzymka z Białegostoku do Wilna.
– Jeszcze jeden szczegół. W nieodległej od Białegostoku Bobrówce mieszka syn tej ziemi, abp Sławoj Leszek Głódź. Czy uczestniczy w życiu diecezji służąc jakąś pomocą? Łączy Was przecież posługa w Ordynariacie Polowym i stopień generalski. Jak układają się relacje z nim?
– Abp Sławoj spędza jesień swojego życia w rodzinnej Bobrówce. Oprócz udziału w kilku wydarzeniach religijnych na terenie archidiecezji białostockiej, nie jest zaangażowany w pomoc duszpasterską. Zapewne zniechęcony wieloma atakami medialnymi usunął się w cień.
Jednak nie wolno zapomnieć i przekreślić wielu lat jego duszpasterskiego zaangażowania w trosce o dobro Kościoła powszechnego, kiedy pracował w Rzymie i dla Kościoła w Polsce. Pragnę podkreślić jego wielki wkład w odtworzenie struktur Ordynariatu Polowego w czasie kiedy pełnił obowiązki biskupa polowego. Warto także zauważyć, że nie jest obojętny na los człowieka potrzebującego pomocy. Wspomnę tylko, że po wybuchu konfliktu zbrojnego na Ukrainie, abp Głódź dał schronienie i zorganizował pomoc dla 15 uchodźców wojennych. Dobro jest mniej atrakcyjne i woli ciszę. Ale niech tak zostanie!
– Dziękuję za rozmowę.
Marcin Przeciszewski
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |