fot. Archiwum fundacji „Głodnych nakarmić”

Albertynki z Ostrowa Wielkopolskiego: bezdomni chcą rozmawiać o Bogu, ale nie mają odwagi [REPORTAŻ]

„Ale my tutaj Kościoła nie chcemy” – krzyknął jeden z mężczyzn w kryzysie bezdomności, gdy kilka lat temu siostra albertynka rozpoczęła modlitwę w jadłodajni w Ostrowie Wielkopolskim. Dzisiaj w miejscu tym jest zupełnie inaczej. Jak? Sprawdziła to Karolina Binek.

Od wielu lat biskupi kaliscy zapraszali siostry albertynki do utworzenia wspólnoty w diecezji. Ze względów personalnych trudno było jednak zrobić cokolwiek w tym kierunku. Dlatego przez długi czas nic się w tym temacie nie działo. W 2022 r., w związku z pięćdziesięcioleciem polskiej prowincji, siostry zaczęły zastanawiać się znów nad tą kwestią. W międzyczasie zlikwidowano kilka domów, które nie do końca były związane z albertyńskim charyzmatem. Zdecydowano więc o otwarciu nowej placówki. A że akurat Fundacja Głodnych Nakarmić, potrzebowała kogoś do pomocy, to zakonnice trafiły do Ostrowa Wielkopolskiego.

– Pierwotne założenie było takie, że zamieszkamy w Kaliszu. A dlaczego tam? Ojciec naszego założyciela – brata Alberta Chmielowskiego – był oficerem carskim i pracował na granicy. Kiedy Albert miał około dwóch lat – przeprowadził się wraz z rodzicami do Szczypiorna pod Kaliszem. Z kolei święty Józef jest patronem naszej prowincji – wyjaśnia albertynka.

Pierwszą do Ostrowa przyjechała siostra Helena, która pracuje w Ostrowie w stacji Caritas jako pielęgniarka środowiskowa. Było to 17 października 2022 r.. Miesiąc później w nowej wspólnocie albertynek zamieszkała siostra Benedykta, która od razu rozpoczęła posługę w jadłodajni dla ubogich i osób z kryzysie bezdomności. Z kolei siostra Renata dojechała do swoich współsióstr 4 marca 2023 r.

>>> Dom Nadziei w Opolu: każdego dnia wydajemy 80 posiłków dla potrzebujących [ROZMOWA]

Pobudka przed szóstą

Dzień sióstr rozpoczyna się modlitwami o godzinie 5.25. O godzinie 6.45 odbywa się msza święta w kaplicy. Odprawia ją ks. Bogumił Kempa. A po szybkim śniadaniu przychodzi czas na codzienne obowiązki. Siostra Helena jedzie do swoich pacjentów, a siostra Renata wraz z siostrą Elizą o 8.30 wyjeżdżają do jadłodajni znajdującej się przy ulicy Ledóchowskiego 8. Od niedawna kierowniczką tego miejsca jest siostra Eliza. Posługa albertynek polega tu m.in. na wydawaniu posiłków z cateringu. Niestety w budynku zagospodarowanym na jadłodajnię nie ma miejsca na kuchnię. Jeżeli ktoś przyjdzie zawszawiony lub brudny, ma również możliwość wzięcia kąpieli. Siostra Eliza obcina im także włosy.

Dom sióstr albertynek, fot. Archiwum fundacji „Głodnych nakarmić”

W zależności od pory roku – około południa siostry wracają do domu przygotować obiad, po czym wracają do jadłodajni, w której w tym momencie jest wolontariusz. O godzinie 16 nadchodzi koniec posługi w tym miejscu i już o 17.15 siostry rozpoczynają wspólne modlitwy. Po nich pora na kolację i na kompletę.

Jeśli natomiast zdarza się dzień, w który siostry nie są akurat przy Ledóchowskiego – wówczas zajmują się domem oraz ogrodem.

>>> Wspólnota Ostoja – dzieło miłosierdzia, które powstało po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski [ROZMOWA]

Miejsce antydepresyjne

Moja rozmówczyni przez długi czas mieszkała w Poznaniu, gdzie prowadziła zajęcia kulinarne dla ubogich i osób w kryzysie bezdomności, których w tym mieście znajduje się o wiele więcej. Następnie zakonnica pracowała we Włocławku, gdzie razem z innymi albertynkami mieszkała z osobami w kryzysie bezdomności w schronisku dla mężczyzn i kobiet.

– Ze względu na te aspekty uważam, że w Ostrowie nie ma tak wielu osób bezdomnych. Oczywiście wiele zależy też od pory roku. Kiedy jest cieplej – przychodzących do jadłodajni jest o wiele mniej. Kolejnym czynnikiem są pieniądze. Jeśli ktoś akurat je otrzyma, nie korzysta z pomocy. Poza tym zauważyłam, że przychodzi do nas wielu emerytów i osób samotnych. Ich głównym celem jest po prostu rozmowa z drugim człowiekiem. Ale wiem też, że nasi podopieczni mieszkają w pustostanach. Niestety przez moje dwa lata bycia w Ostrowie wielu zmarło z powodu nadużywania alkoholu – przyznaje ze smutkiem siostra Renata.

Niektórzy przychodzący do jadłodajni chętnie dzielą się swoimi historiami, a innym trudno się otworzyć. Większość z opowiadanych przez nich historii jest jednak bardzo trudna. To m.in. historia mężczyzny, który miał przez jakiś czas problem z alkoholem, poszedł na terapię, a później znów zaczął pić, stracił swoją firmę i dzisiaj mieszka w pustostanie.

>>> Ekwador: życie jak w bajce? [ROZMOWA/MISYJNE DROGI]

– Nigdy nie naciskamy na kogoś, by się zwierzał. Jeśli ktoś chce, to się otwiera. Jest na przykład jedna starsza pani, która zawsze podkreśla, że jadłodajnia jest dla niej miejscem antydepresyjnym. Tutaj czuje się najlepiej. Natomiast najbardziej poruszyła mnie historia pana, który stracił żonę i córkę w wypadku samochodowym. Z jego opowieści wynika, że byli bardzo dobrym małżeństwem. Ale też dotyka mnie historia chłopaka, który jest bardzo agresywny. Kiedyś miałam okazję przeprowadzić z nim rozmowę, podczas której powiedział mi, że nigdy nie był akceptowany przez ojca, że był w rodzinie wręcz czarną owcą. I moje spostrzeżenia są takie, że on nigdy nie doświadczył miłości rodzica. Myślę, że miał bardzo dobry kontakt z mamą, ale niestety ona zmarła dość szybko, do czego również przyczynił się ten ojciec. Chciałabym pomóc temu chłopakowi. Ale zdaję sobie sprawę, że potrzebna do tego jest dłuższa terapia i że przede wszystkim musiałby przestać pić – mówi siostra Renata.

fot. Archiwum Fundacji „Głodnych nakarmić”

Nikt nie chce się modlić?

W jadłodajni zdarzają się też rozmowy dotyczące wiary. Może nie odbywają się one zbyt często, ale już od ponad roku w każdy wtorek o 9.20 siostry wraz z osobami ubogimi i w kryzysie bezdomności odmawiają różaniec. Jeszcze przed rozpoczęciem tej inicjatywy siostra Renata usłyszała, że nikt na pewno nie będzie chciał się razem z zakonnicami modlić. Dzisiaj natomiast do jadłodajni przychodzi mężczyzna, który prowadzi ten różaniec oraz dzieli się swoim świadectwem. Od niedawna dodaje też krótkie rozważania. Zgłaszają się też inni chętni do prowadzenia modlitwy, a liczba uczestników sięga czasem nawet szesnastu osób.

– O samym Panu Bogu bezdomni chcą rozmawiać, ale nie do końca mają odwagę. Udało nam się natomiast przeprowadzić dwie katechezy. Kiedyś przyszedł też do nas ksiądz z chłopakiem, który opowiedział swoją historię związaną z wiarą. Duchowny z kolei wygłosił katechezę, która wciąż otwiera naszych potrzebujących na Pana Boga. W Wielkim Poście rozpoczęliśmy w jadłodajni drogę krzyżową. W zeszłym roku odbyła się tylko raz, a teraz mamy w planie, by odbywała się w każdy piątek. Poza tym w naszych codziennych rozmowach staramy się też wyjaśniać, że Pan Bóg jest miłosierny, że może pomóc, że warto wejść na nową drogę. Zapewniam też bezdomnych o modlitwie za nich. Ale nie prawię im kazań. Raczej stawiam na małe kroczki – uśmiecha się albertynka.

„Ale my tutaj Kościoła nie chcemy”

I choć dzisiaj siostry spotykają się w ostrowskiej jadłodajni z sympatią – nie zawsze tak było. Na początku siostra Benedykta, która jako pierwsza zaczęła pracować w tym miejscu, prowadziła modlitwę przed jedzeniem. Zdarzyło się, że ktoś krzyknął przed jej rozpoczęciem: „Ale my tutaj Kościoła nie chcemy”. Zakonnica była jednak bardzo uparta i mimo że nie czuła się zaakceptowana – nadal prowadziła swoje dzieło.

– Pojawił się jednak duży kryzys i moment, w którym siostrze Benedykcie trudno już było wytrzymać. Nosiła przy sobie obrazek z relikwiami świętego brata Alberta, do którego powiedziała: „Jak mi nie pomożesz, to ja wyjeżdżam”. Poprosiła go też wtedy o pomoc. I niedługo później przychodzący do jadłodajni zaczęli ją przyjmować. Chociaż mi też zdarzały się sytuacje, że pochodziłam do stolika, by z kimś porozmawiać, a siedzący przy nim nagle wychodzili na papierosa albo odpowiadali, że u nich dobrze i na tym kończył się nasz dialog – wspomina moja rozmówczyni.

Siostra Renata w pustelni na Kalatówkach fot. archiwum siostry Renaty

W zeszłym roku albertynki zorganizowały dwie pielgrzymki jednodniowe. Zaangażowały się w nie również siostry z Poznania i z Wrocławia. Po pierwszym wyjeździe, który odbył się w czerwcu nastąpiła integracja osób, które wzięły w niej udział. Było ich dziewięcioro, bo mogli jechać tylko ci, którzy byli trzeźwi. W drugiej, wrześniowej pielgrzymce udział wzięło już osiemnaście osób. W najbliższym czasie, najprawdopodobniej w maju, odbędzie się natomiast pielgrzymka śladem męczeństwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

>>> Doprowadzić ludzi do Jezusa – misjonarze ludowi o rekolekcjach wielkopostnych

Ile razy powstaniesz?

Siostrze Renacie wielką radość sprawia obserwowanie przemiany osób, które przychodzą do jadłodajni. Wszystko odbywa się oczywiście krok po kroku, ale sam fakt, że między ubogimi i bezdomnymi wywiązuje się rozmowa jest już bardzo znaczący. Zakonnica zauważa, że w tym procesie nieważne jest, ile razy ktoś upadnie, ale ważne jest to, ile razy powstanie z kryzysu.

– Często mylę o historiach, które usłyszałam w jadłodajni. Noszę je w swoim sercu, ale oddaje je też Panu Bogu. Poza tym często w modlitwie brewiarzowej i podczas różańca mamy w pamięci intencje tych, którym posługujemy. Myślę, że najlepiej oddać je Panu Jezusowi, bo On wie, co z nimi zrobić – zaznacza moja rozmówczyni.

Mimo że siostra Renata nie myślała wcześniej, że kiedykolwiek zamieszka w Ostrowie Wielkopolskim – dziś cieszy się, że tutaj trafiła. W tym mieście spotyka wiele życzliwych osób i chociaż w miejscowej wspólnocie są tylko trzy albertynki, to każdego dnia udaje im się w pełni realizować charyzmat zgromadzenia.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze