Aleksander Bańka: dlaczego jestem w Kościele? [FELIETON]
Dziś, po wielu latach, mogę już spokojnie, bez emfazy i zadęcia powiedzieć, że kocham Kościół w całej jego ludzko-grzesznej i bosko-świętej złożoności – pisze Aleksander Bańka.
Gdzie najbardziej doświadczyłem ludzkiej dwulicowości, obłudy i podłości? W Kościele.
Gdzie brutalnie zderzyłem się z ubranymi w pobożne szaty kłamstwem, plotką, obmową, hejtem, manipulacją i zawiścią? W Kościele.
Gdzie przeżyłem największe zgorszenia i rozczarowania ludźmi? W Kościele.
Gdzie mam najwięcej wrogów? W Kościele.
Gdzie widziałem największy rozjazd między Ewangelią a życiem? W Kościele.
Gdzie spotkałem ludzi ukrywających własną niechlubną przeszłość – jedną ręką budujących, a drugą burzących – złodziei domagających się przywracania standardów prawdy lub krzywdzicieli perfidnie przywdziewających szaty ofiary? W Kościele.
Dlaczego więc pozostaję w tym Kościele?
Bo kiedyś odkryłem, że Ten, który jest Absolutnym Wydarzeniem Miłości zechciał uczynić go swoim ciałem i w nim się udostępnić.
Bo w Kościele spotkałem i doświadczyłem żywego Boga.
Bo zrozumiałem, że Jego wolą jest, abym pośrodku tego, co ludzkie, słabe i grzeszne – z całym realizmem doświadczając także własnej grzeszności – był świadkiem tego, co Boże, doskonałe i święte.
Bo uświadomiłem sobie, że On nie przyszedł do zdrowych, ale do chorych, i że nie powołuje sprawiedliwych, ale grzeszników.
Bo rozeznałem, że to On chce, abym w Kościele i przez Kościół zatroszczył się o sprawy Jego królestwa – tak długo, jak On tego dla mnie pragnie.
Bo zachwyciła mnie chrzcielna tożsamość Bożego Dziecka, Dziedzica Królestwa i powołanie do współodpowiedzialności za Kościół, w który zostałem wszczepiony.
Bo zobaczyłem, jak Jezus bardzo kocha i troszczy się o swoje ciało w każdym jego grzesznym i niedoskonałym członku.
Bo w Kościele spotkałem też cudownych Bożych ludzi – nie tylko ukochaną żonę, ale także mądrych, stabilnych, zrównoważonych znajomych oraz przyjaciół, którzy bez naiwności i bezkrytycznej czołobitności wspierają mnie, razem ze mną idą i wspólnie ze mną posługują.
Dziś, po wielu latach, mogę już spokojnie, bez emfazy i zadęcia powiedzieć, że kocham Kościół w całej jego ludzko-grzesznej i bosko-świętej złożoności; że jestem w nim nie dlatego, że tak mi się przydarzyło, ale że tak wybrałem; że niczego już nie muszę, ale wszystko mogę i że służyć w nim zamierzam, dopóki Bóg mnie nie odwoła, dopóki starczy mi sił lub tak długo, jak Kościół będzie mnie potrzebował.
„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (…). I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,31b-39).
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |