fot. cathopic/juanplancarte

Antoni – nie tylko od zgubionych pieniędzy 

W XVII wieku, na wzgórzu zwanym Łysą Górą, jednemu z mieszkańców wsi  Radecznica, tkaczowi Szymonowi, miał się objawić sam św. Antoni. Święty rozmawiał z Szymonem kilka razy na szczycie góry, ale także pojawił się u jej stóp, przy źródle, które pobłogosławił. Prosił tkacza, by na miejscu objawień postawiono kościół. Obiecał, że w tym miejscu dzięki jego wstawiennictwu ludzie doświadczą wielu łask. Historia to wszystko potwierdziła. 

W tym czasie przez tereny Rzeczypospolitej przechodziły kolejne konflikty. Tym razem, w 1664 roku, z Rosją.  Święty Antoni „przyszedł” na Łysą Górę zapewne po to, by wspomóc duchowo walczących i wyniszczonych konfliktami ludzi. Zapewne też dlatego, zanim Szymon wystarał się o uznanie kultu, do Radecznicy zaczęły ciągnąć tłumy. Wystarczyły informacje o pierwszych cudach, a już na wzgórzu stanął drewniany krzyż, pod którym zaczęli się zbierać wierni. 

Uznanie objawień 

Od zawsze Kościół był ostrożny w orzekaniu o prawdziwości rożnych tzw. objawień prywatnych. Dzisiaj mamy konkretne kryteria pozwalające ocenić prawdziwość wizji. Kiedyś tych szczegółowych dokumentów i procedur nie było, ale zawsze istniała świadomość ostrożności w tych kwestiach. Jan od Krzyża mówił:   

„Od kiedy Bóg dał nam swego Syna, który jest Jego jedynym Słowem, nie ma innych słów do dania nam. (…) Jeśli więc dzisiaj ktoś chciałby Go jeszcze pytać lub pragnąłby jakichś wizji lub objawień, nie tylko postępowałby błędnie, lecz także obrażałby Boga, nie mając oczu utkwionych jedynie w Chrystusa, szukając innych rzeczy lub nowości” (św. Jan od Krzyża).  

Na szczęście, również  przypadku objawienia się św. Antoniego, nie zabrakło mądrego biskupa, który zadbał o kult, ale też o jego sprawdzenie. Zakupił on ziemię, na której właśnie powstawało samowolne sanktuarium, zbudował tam drewnianą kaplicę i malutki klasztor, do którego wprowadzili się bernardyni. Bardzo szybko  franciszkanie założyli księgę cudów, którą miała następnie zbadać specjalna komisja teologów, stworzona przez biskupa diecezji chełmskiej. W 1679 r. przesłuchała ona kilkadziesiąt osób, świadków wydarzeń, zbadano cuda zapisane w księdze i ostatecznie uznano prawdziwość objawień – czyli ich zgodność z objawieniem publicznym Jezusa Chrystusa. W międzyczasie rósł ruch pielgrzymkowy. Bernardyni postanowili postawić murowaną świątynię, bardzo szybko udało im się znaleźć fundatorów – nowy kościół został konsekrowany już w 1694 r.  

Fot. cathopic/Ranyel Paula

Kult 

Kult św. Antoniego i cudowność miejsca przyciągały pielgrzymów. W XIX w.  na odpusty 13 czerwca do Radecznicy ciągnęły tłumy – kilkadziesiąt tysięcy ludzi rocznie. Co ciekawe, nie byli to wyłącznie katolicy obrządku łacińskiego – Antoni wypraszał łaski i przyciągał także unitów i prawosławnych. Sytuacja zmieniła się po powstaniu styczniowym, kiedy zakon  bernardynów skasowano. Wrócili dopiero na początku XX w. Radecznica stała się wtedy centrum nie tylko duchowym, ale także kulturowym. Prowadzono tam wykłady, powstała szkoła męska, nawet zaczęto wydawać własne pismo. Ale wkrótce wybuchła następna wojna, a po niej władze komunistyczne próbowały zniszczyć kult, ale bez powodzenia. Śladem tych czasów jest szpital psychiatryczny, który mieści się w dawnych zabudowaniach klasztornych. Miał on „zepsuć” dobre imię miasteczka, które miało się kojarzyć odtąd z chorobami psychicznymi, a nie z uzdrowieniem. Nic z tych rzeczy się nie stało.  Lata mijają, a w sanktuarium wciąż dzieją się cuda, Antoni wyprasza zdrowie, czasem nawet sam o jego przywróceniu mówi swoim podopiecznym. Niedawno kościół otrzymał od papieża Franciszka godność bazyliki mniejszej.  

>>> Bp Szymon Stułkowski zgubił pierścień. Odnaleźć go pomógł mu św. Antoni

Kazanie do ryb 

Święty Antoni z Padwy urodził się w Portugalii, w 1195 roku, jako Fernando Martins de Bulhões . Jest od wieków znany i „popularny” na całym świecie. W Polsce jest patronem około 250 parafii oraz kilkunastu miast i miasteczek. W wieku piętnastu lat postanowił wstąpić do Zakonu Kanoników Regularnych św. Augustyna. Pociągała go  zawsze prostota i ubóstwo. Wkrótce po wstąpieniu do zakonu był świadkiem pogrzebu pięciu misjonarzy franciszkańskich z Maroka, którzy zginęli z rąk Saracenów, i zapragnął pójść w ich ślady. Po wstąpieniu do zakonu franciszkanów przyjął imię Antoni i wyruszył do Afryki. Choroba jednak pokrzyżowała mu plany i w drodze powrotnej do Europy zatrzymał się na Sycylii. Chciał osiąść w pustelni, lecz miał tak wielki talent kaznodziejski, że wkrótce zaczął głosić wszędzie, dokądkolwiek się udał. Zdobył przyjaźń i uznanie samego Franciszka z Asyżu, który mianował Antoniego pierwszym nauczycielem teologii u braci mniejszych. Wkrótce też został prowincjałem jednej z włoskich prowincji, pozostawił po sobie dwa zbiory kazań: „Kazania niedzielne” i „Kazania na święta”. Z jego życiem zwianych jest wiele legend i opowieści, jak ta o kazaniu do ryb. A miało to wyglądać tak. Antoni postanowił głosić Ewangelię w Rimini nad Adriatykiem. Od początków chrześcijaństwa miasto było siedliskiem herezji – w IV wieku n.e. Arianie, nie uznający bóstwa Chrystusa, przyczynili się do wygnania św. Hilarego. Od tego czasu miasto nie przeszło prawdziwego nawrócenia. Cel był więc jak najbardziej słuszny. Antoni zamierzał tam nauczać w kościele, nikt jednak nie przyszedł na jego nauki. Żaden słuchacz nie pojawił się także na placu. Wówczas święty powiadomił mieszkańców, że ci, którzy następnej niedzieli zechcą przyjść na plażę, zobaczą cuda. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. W wyznaczonym dniu na plaży zebrał się tłum ciekawskich. Nie zważając na nich, Antoni zwrócił się twarzą ku morzu, wszedł do wody i zaczął przemawiać do ryb: „Wy, ryby tego morza, posłuchajcie słowa Bożego, którym wzgardzili heretycy”. Na te słowa ławice ryb ponoć zaczęły podpływać ku świętemu i, podnosząc głowy, zdawały się uważnie słuchać Bożego słowa. Przypływały kolejne i kolejne. Brat Antoni wykładał im katechizm, opierając się na cytatach ze Starego i Nowego Testamentu. Swoje kazanie zakończył słowami: Niech będzie błogosławiony Bóg przedwieczny, gdyż ryby oddają mu chwałę lepiej, niż heretycy”. Tłum, który w trakcie kazania znacznie się powiększył, na widok tego cudu padł na kolana. Wówczas Antoni pobłogosławił ryby i odesłał je. Dzięki temu zdarzeniu miało się nawrócić wielu mieszkańców Rimini. Bo Antoni, mimo iż kojarzony był z odnajdywaniem rzeczy zgubionych, świętym został nie za znalezione klucze, a za wierność Ewangelii, serce wrażliwe na ludzi wkoło i pragnienia głoszenia słowa Bożego wszystkim.  

>>> Święty Antoni – kaznodzieja z drzewa orzechowego

Fot. cathopic/Ranyel Paula

Pomoc ubogim 

Jak to się stało, że Antoniego – mimo iż był skutecznym kaznodzieją i dobrym człowiekiem – kojarzymy głównie z pomocą w znajdowaniu zgubionych rzeczy? Przekazy głoszą, że ma to związek z pewnym wydarzeniem, które miało miejsce w jego życiu. Antoni pracował jako profesor teologii na uniwersytecie. Do pełnienia roli wykładowcy rzetelnie się przygotowywał i za każdym razem spisywał swoje wykłady, by potem móc je wygłaszać przed studentami. Wedle dawnego zwyczaju każdemu profesorowi towarzyszył młody brat, który miał za zadanie pomagać w przygotowaniu do zajęć. Nowicjusz, współpracujący ze świętym Antonim, pewnego razu zdecydował się na nieuczciwy krok – ukradł wykładowe notatki św. Antoniego i chciał wydać je pod swoim nazwiskiem. Święty Antoni szybko zorientował się, że jest to sprawka sił nieczystych i rozkazał szatanowi oddać notatki. Gdy uciekający mężczyzna próbował przejść przez most, diabeł stanął mu na drodze i zaczął z siekierą w ręku grozić mu zabiciem i wrzuceniem do rzeki. Przestraszony brat natychmiast zdecydował się odnieść świętemu Antoniemu ukradzione zapisy wykładów. W ten oto sposób święty Antoni, jako ten, który siłą swojej wiary spowodował, że zagubiona rzecz do niego wróciła, został mianowany patronem rzeczy zagubionych. Jest ponoć bardzo skuteczny, ale i pamiętliwy. I słusznie, że pilnuje, by obiecana za pomoc kwota trafiła, gdzie trzeba. Zebrane za swoją pomoc ofiary „przekazuje” bowiem na pomoc ubogim. To święty godny naśladowania. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze