oskary 2019

EPA/AARON POOLE

Bardzo subiektywne podsumowanie Oscarów 

„Zimna wojna” nie zdobyła żadnego Oscara. Najlepszym filmem roku wybrano „Green Book”. A co jeszcze wydarzyło się podczas oscarowej gali? 

Powiedzmy sobie szczerze: czy jest jakiś sens w zarywaniu nocy tylko po to, żeby zobaczyć kilkugodzinną transmisję gali rozdania nagród filmowych w Los Angeles? W dodatku galę, po której często stwierdza się, że była nudna? Ci, którzy kochają film i kino zgodzą się na pewno z tym, że warto. Bo Oscary, choć często nie nagradzają najlepszych, to jednak zawsze są wielkim świętem kina. Jak było tym razem? 

Co zasmuciło? 

Na pewno smuci brak nagród dla „Zimnej wojny”. Chyba każdy z nas kibicował twórcom polskiego filmu walczącego o najważniejsze nagrody w branży filmowej. Szanse były trzy, niestety, nie udało się zdobyć żadnej nagrody. „Zimną wojnę” docenia się na całym świecie, na drodze do sukcesu filmowi stanęła jednak „Roma” Alfonsa Cuaróna. To właśnie meksykański obraz w każdej konkurencji rywalizował z „Zimną wojną”. I w każdej z nich wygrała „Roma”. Warto jednak docenić, że już sama nominacja polskojęzycznego filmu do Oscarów to ogromny sukces. Żaden polski film nie zdobył wcześniej trzech nominacji! 

We wstępie pisałem o nudzie. I trzeba przyznać, że to słowo określa trochę tegoroczną galę. Nie było prowadzącego, gala miała być krótsza. Pewnie udało się uciąć jakieś pół godziny. Ale chyba kosztem jakości. Poza początkowym – bardzo dobrym – występem zespołu Queen z Adamem Lambertem działo się naprawdę niewiele. Właściwie cały czas wręczano kolejne statuetki i czasami prezentowano nominowane piosenki oraz filmy. Zabrakło czasu na stand-up, który zawsze dodawał kolorytu oscarowej gali. Zabrakło miejsca na humor – żartów było naprawdę mało. I brakowało mi też krótkich montaży, które zawsze wyróżniały galę oscarową. Oczywiście, mogło być gorzej – groziła nam uroczystość bez ogłoszenia na żywo kilku zwycięzców. Na szczęście z tego pomysłu w porę zrezygnowano. Pozytywnie warto jeszcze wyróżnić Lady Gagę i Bradleya Coopera, którzy zjawiskowo zaśpiewali piosenkę z filmu „Narodziny gwiazdy”. 

oskary 2019

EPA/Phil McCarten

Co zachwyciło? 

W ostatnich latach byłem rozczarowany głównym zwycięzcą. Nie kibicowałem „Moonlight” i „Kształtowi wody”. Tym razem bardzo cieszy mnie zwycięstwo „Green Book”. To naprawdę dobre kino drogi. Opowieść o podróży w czasach segregacji rasowej, która zmienia ludzi. Historia mądra, głęboka, ale podana w przystępnej formie, pełna humoru. To film, do którego chce się wracać. Poza najważniejszą nagrodą Akademia doceniła też scenariusz do tego obrazu oraz drugoplanową rolę Mahershala Aliego. I wszystkie nagrody są zasłużone! W tych trudnych czasach potrzeba nam filmów, które dodają światła i nadziei naszemu życiu! 

Drugi największy zachwyt to Olivia Colman, najlepsza aktorka. Jej kreacja w „Faworycie” jest świetna. Gra całą sobą, pokazała to zresztą także podczas gali – miała najlepsze, pełne ekspresji wystąpienie. Mnie urzekła już kilka lat temu, gdy zobaczyłem ją w serialu „Broadchurch”. Udowodniła w nim, jak dobry ma warsztat i jak naturalnie zachowuje się przed kamerą. Przed galą stawiano, że w tej konkurencji wygra Glenn Close – weteranka nominacji do Oscarów, która nigdy nie zdobyła statuetki. Cieszy mnie, że została pokonana przez Colman! 

oskary 2019

EPA/ETIENNE LAURENT

Co zaskoczyło? 

Po pierwsze – „Bóg jest dobry – zawsze” – to słowa, które usłyszeliśmy na początku gali. Padły z ust Reginy King, aktorki nagrodzonej za drugoplanową rolę w filmie „Gdyby ulica Beale umiała mówić”.  Publicznie tak bardzo boimy się mówić o swojej wierze i religii. Dlatego takie zdanie – przed wielomilionową publicznością – powinno na nas robić wrażenie. Na mnie robi. 

Chyba największym zaskoczeniem jest brak wygranej „Romy” w najważniejszej kategorii. Stawiano, że film Netlixa pokona wszystkich i będzie wielkim wygranym. To by mnie ucieszyło – „Green Book” i „Roma” są dla mnie obrazami podobnej jakości, oba mi się bardzo podobały i im kibicowałem. Tymczasem „Roma” zdobyła tylko trzy Oscary – te, w których pokonała „Zimną wojnę”. I choć smuci brak nagród dla polskiego filmu – to cieszy fakt, że dzieło Pawlikowskiego przegrało akurat z „Romą”. Bo to naprawdę dobre, sentymentalne kino. 

Zaskoczyły też – pozytywnie – trzy nagrody dla „Czarnej Pantery”. Akademia otwiera się trochę na kino popularne, na filmy, które przyciągają masowego widza. A „Czarna Pantera” to dobry film o superbohaterze – i o kulturze afrykańskiej. Kolejne zaskoczenia – za rok. A teraz – ruszajmy do kin! 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze