Cerkiew i monaster Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny w Warszawie Fot. Adrian Grycuk – Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=43596868

Bazylianie w Warszawie: wzrosła nam dwukrotnie liczba wiernych [ROZMOWA]

Mała wspólnota ojców bazylianów stanowi dla wielu uchodźców wyznania greckokatolickiego duchowy dom w Warszawie. Mieszkańcy stolicy przyzwyczaili się już do widoku wiernych stojących tłumnie w niedzielne przedpołudnia przed klasztorną kaplicą przy ul. Miodowej.

W tygodniu organizowane są spotkania grup duszpasterskich: mężczyźni tworzą Bractwo św. Józefa, kobiety spotykają się w grupie „Matki w Modlitwie”, młodych zrzesza „Bazyliańska Młodzież Chrystusowi”. O działalności greckokatolickiej parafii Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w Warszawie opowiada jej proboszcz o. Piotr Kuszka OSBM.

>>> Uchodźcy z Ukrainy znaleźli schronienie w prawosławnym monasterze nad Bugiem

Dorota Giebułtowicz (KAI): Jak liczna jest wspólnota ojców bazylianów w Warszawie?

O. Piotr Kuszka OSBM: – Nasza wspólnota liczy 8 osób, w tym jeden emerytowany ojciec, raczej nieczynny i potrzebujący opieki, a pozostali to: prowincjał i jego zastępca – dwóch ojców poza działalnością duszpasterską, aczkolwiek także mocno zaangażowanych, i trzech bezpośrednio w duszpasterstwie: proboszcz i dwóch wikariuszy, plus jeden brat, który m. in. obsługuje zakrystię, i jeden seminarzysta. Wspólnota jest więc nieduża i w obecnej sytuacji odczuwamy, że jest nas za mało.

Jak zmieniła się parafia bazyliańska po wybuchu wojny w Ukrainie?

– Przede wszystkim wzrosła nam dwukrotnie liczba wiernych. W niedzielę odprawiamy 6 liturgii, w tym jedna jest sprawowana w języku białoruskim, i na wszystkich cerkiew jest pełna. Szczególnie ostatni czas przygotowania do Świąt Wielkanocnych i okres paschalny to był czas intensywnej służby duszpasterskiej.

Wspólnota bazyliańska bardzo prężnie działa, jeśli chodzi o pomoc uchodźcom i samej Ukrainie.

– W tych pierwszych dniach wojny najbardziej zaangażowali się nasi parafianie organizując mieszkania dla uchodźców. Ludzie wyjeżdżali na granicę, by kogoś przywieźć, zakwaterować. Nie próbowaliśmy od początku organizować punktu pomocy charytatywnej, bo już od razu przewidzieliśmy, że to przerośnie nasze możliwości; tym się zajęła bardziej parafia grekokatolicka na Mokotowie.

fot. EPA/CRISTIAN NISTOR

Druga forma pomocy to zbiórka pieniężna i zakupy różnego rodzaju produktów dla mieszkańców Ukrainy. Nasz przełożony, który stamtąd pochodzi, nawiązał kontakty z dowódcami terenowych oddziałów samoobrony terytorialnej. Wiadomo, że Zbrojne Siły Ukrainy (ZSU) są zaopatrywane ze środków państwowych, ale terenowe oddziały samoobrony bardzo prosiły o wsparcie i tego wsparcia udzielamy im po dzień dzisiejszy, starając się zorganizować im przede wszystkim środki ochrony osobistej, kamizelki kuloodporne, drony i noktowizory.

Trzecia forma pomocy to pomoc migrantom wewnętrznym w Ukrainie, czyli osobom, które uciekły ze wschodu państwa na zachód. Na przykład Bazyliańskie Wyższe Seminarium Duchowne, prowadzone przez nasz zakon w Brzuchowicach pod Lwowem przyjęło ponad 160 osób, głównie matki z dziećmi. Siostry bazylianki w trzech klasztorach przyjęły ponad 50 matek z dziećmi. Już dwa razy organizowaliśmy dla nich transporty żywności i środków czystości. To niektóre formy pozaduszpasterskie naszej działalności.

A duszpasterskie formy pomocy?

– To przede wszystkim spowiedzi, które są często bardzo trudne, pełne emocji, więc te emocje trzeba jakoś po pierwsze przyjąć, po drugie im się nie poddać, po trzecie, pomóc, wesprzeć te osoby, by te emocje troszkę złagodzić. To są czasem także rozmowy indywidualne, szczególnie w takich trudnych momentach.

Mam w pamięci pewną sytuację. To zdarzyło się w niedzielę na pierwszej porannej liturgii: w przedsionku zakrystii na krześle siedziała kobieta strasznie zapłakana, obok niej stały dwie czy trzy osoby. Po liturgii podszedłem do niej. Okazało się, że ta kobieta po dwóch tygodniach od faktu dowiedziała się, że w Irpieniu został zniszczony jej dom i zginęły jej matka i jej babcia. To był taki dramatyczny moment, który mi mocno utkwił w pamięci. Starałem się ją uważnie wysłuchać, jakoś wesprzeć i uspokoić. I chyba nam się to udało. Ból pozostanie zawsze i tego bólu nie zdejmiemy, ale ważne jest, by w tym bólu być z osobą cierpiącą.

Wśród uchodźców jest bardzo dużo dzieci. Jak wygląda opieka duszpasterska nad nimi?

– Tak, bardzo nam wzrosła liczba dzieci. I od razu pojawiły się pytania o pierwszą spowiedź dla dzieci, które się do niej przygotowywały w swoich parafiach, zwłaszcza w zachodniej Ukrainie. W Kościele greckokatolickim nie ma pierwszej Komunii świętej, ponieważ dzieci przyjmują pierwszą Komunię zaraz po chrzcie i od tego momentu mogą do niej przystępować, ale pewną cezurą w ich życiu sakramentalnym jest spowiedź. To jest moment wzięcia już osobistej odpowiedzialności za dobro i zło, uświadomienia sobie grzechu i stawanie już z tym osobiście przed Panem Bogiem.

fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Mieliśmy grupę ok. 10-12 osób przygotowywaną od września przez katechetkę, i ta grupa podwoiła się nagle do 24 osób. Dzieci przystąpiły do pierwszej spowiedzi w piątek 27 maja, a w sobotę miały uroczystą Komunię świętą. Tworzy się już kolejna grupa, która liczy około 20 dzieci. Na jesieni powstanie pewnie trzecia.

A inne sakramenty?

– Bardzo nam wzrosła dynamika chrztów, dlatego że wśród uchodźców były matki już przy nadziei, ale też niektóre matki przyjechały z małymi dziećmi. U nas dotychczas nie było takich sytuacji, żeby przez weekend ochrzcić 8 dzieci, to pewnie nawet w dużych warszawskich parafiach nie jest na porządku dziennym.

Zapewne też wiele młodych ludzi prosi o ślub?

– Tak, wiele par, które chodziły u nas na kursy przedmałżeńskie, planowało brać ślub jak to się mówi potocznie „w domu”, czyli w Ukrainie. Ale teraz chłopcy nie mogą wyjechać, bo ich nie wypuszczą z powrotem do Polski, dlatego młodzi decydują się na śluby kościelne u nas.

Podsumowując można powiedzieć, że w związku z migracją, ze zmianą środowiska, ale też sytuacją wojenną następuje też intensyfikacja życia duchowego. Mamy takie sytuacje, że ktoś mając lat 30 czy 40 spowiada się pierwszy raz. Takie przypadki nie są liczne, ale są. Być może niektóre osoby odnajdują swoje życie duchowe dopiero tutaj.

Czy poza liturgią znajdują Ojcowie czas na organizowanie innych grup duszpasterskich?

– Przy naszej parafii działa Bractwo św. Józefa skupiające mężczyzn. Oprócz tego, że się modlą, mają spotkania w soboty wieczorem z rozważaniem Pisma Świętego. Czasem przychodzę do nich i omawiamy niedzielne czytania. Poza tym zorganizowaliśmy spotkania biblijne otwarte dla wszystkich – w każdy czwartek.

Zaczęliśmy od rozważania Starego Testamentu, mamy za sobą Księgę Rodzaju, teraz zaczynamy Księgę Wyjścia. Zajęcia prowadzimy we dwóch z wikarym, ale ponieważ jestem zaangażowany w kursy przedmałżeńskie, które się odbywają we wtorki i czwartki, więc zasadniczo on prowadzi spotkania biblijne. Zorganizowaliśmy też drugi rodzaj spotkań biblijnych dla par małżeńskich z dziećmi, w soboty przed południem. Przychodzi grupa nieduża 6-10 osób, ale bardzo aktywna, zawsze mają mnóstwo pytań, dyskutują między sobą. Jest wśród nich mężczyzna, który ma bardzo pogłębione spojrzenie, wiem, że jak on coś wytłumaczy, to na pewno dobrze.

fot. EPA/STEPHANIE LECOCQ

Poza tym działa przy naszej parafii grupa „Matki w Modlitwie”. Kobiety nie tylko się modlą, ale podejmują wiele inicjatyw gospodarczych, m.in. sprzątają cerkiew i pomieszczenia wykorzystywane dla celów duszpasterskich. Na wspólną modlitwę spotykają się w każdą niedzielę po liturgii o 9.00. Oczywiście prowadzimy też duszpasterstwo młodzieżowe – Bazyliańska Młodzież Chrystusowi. Nazwa nawiązuje do przedwojennej organizacji Ukraińska Młodzież Chrystusowi, która powstała w czasie odrodzenia religijnego.

Czy sytuacja wojny w Ukrainie poprawiła relacje z prawosławnymi w Polsce?

– Nie, sytuacja jest bez zmian. Stosunki są nadal bardzo chłodne.

A czy prawosławni przychodzą do kościoła greckokatolickiego na liturgię? Pod jakimi warunkami mogą uczestniczyć w życiu sakramentalnym?

– Tak, przychodzą i mają pełny dostęp do sakramentów. Przychodzą prawosławni rodzice, żeby ochrzcić dziecko, przychodzą narzeczeni, nieliczni, ale są. Zgodnie z dokumentami „Pro Memoria” wydanymi przez Radę Prawną Episkopatu Polski, ale też zgodnie z Kodeksem Kanonów Kościołów Wschodnich, zanim wydam zgodę na udzielenie sakramentu, jestem zobowiązany zapytać, czy wiedzą, że są prawosławne parafie w Warszawie. Na ogół odpowiadają, że wiedzą, ale jednak proszą, żebyśmy to my ochrzcili dziecko czy pobłogosławili związek małżeński. W ostatnim czasie zdarzyła mi się jedna para, która powiedziała, że pójdą w takim razie do cerkwi prawosławnej i nie wrócili.

Warto zaznaczyć, że zgodnie z prawem kościelnym chrzest czy ślub w Kościele greckokatolickim nie powoduje zmiany wyznania, to znaczy że w dokumentach zapisujemy, że ochrzczone dziecko czy pobłogosławiona para jest i pozostaje wyznania prawosławnego. Natomiast jeśli chodzi o spowiedź, to zapewne przychodzi bardzo dużo prawosławnych, ale my nikogo nie pytamy podczas spowiedzi, z jakiego jest Kościoła. A dlaczego przychodzą do nas? Sądzę, że przede wszystkim ze względu na język ukraiński, a w ostatnim czasie pewnie także ze względu na nasz jasny stosunek do wojny w Ukrainie.

Co sprawia największe problemy uchodźcom przebywającym w Polsce?

– Wydaje mi się te proste, socjalne, czyli mieszkanie i praca. Plus szkoła dla dzieci, nauczanie dzieci. Wielu z nich ma nadzieję, że niedługo powrócą, wiec chętnie widzieliby kontynuację ukraińskiej szkoły. Oczywiście polskie szkoły zapełniły się dziećmi z Ukrainy, ale wielu z rodziców pyta, czy nie ma tu ukraińskiej szkoły działającej według programu, który jest w Ukrainie. Żeby dzieci np. po półrocznym czy rocznym pobycie w Polsce mogły wrócić do swojej szkoły w tym samym rytmie.

Inne trudności to są sprawy zdrowotne, leczenie. Uchodźcy mają zabezpieczoną opiekę zdrowotną, ale np. jak dziecko czy starsza osoba trafia do szpitala to pojawiają się problemy na poziomie komunikacji, wynikające z nieznajomości języka. Kolejna sprawa to problemy związane z napięciem nerwowym, traumą wojenną i stresami związanymi z pobytem w nowym środowisku.

Jak wygląda sprawa katechizacji dzieci?

– Prowadzimy katechezę w weekendy w Międzyszkolnym Punkcie Nauczania Mniejszości Ukraińskiej przy ul. Ogrodowej 42/44 w Warszawie. Część katechezy prowadzimy w niedzielę przy klasztorze, ale nasze dwie salki trzeszczą w szwach, bo one są obliczone na 10-12 osób, a przychodzi np. 20. To nas powoli zaczyna przerastać, klasztor nie ma takich pomieszczeń, żeby zmieścić tyle dzieci naraz. Będziemy musieli to jakoś rozwiązać od września.

fot. PAP/Vitaliy Hrabar

Czy wspólnota bazyliańska nie planuje budowy nowej, większej świątyni?

– Nie mamy takich planów, ale greckokatolicka parafia w Warszawie, która od 5 lat korzysta z pomieszczeń kościoła katolickiego przy ul. Domaniewskiej, planuje budowę soboru, czyli jak to się mówi w Kościele katolickim konkatedry, bo katedra jest w Przemyślu. Wiem, że rozmowy z władzami miasta były dość trudne i różne lokalizacje się pojawiały. Mam nadzieję, że może atmosfera sprzyjająca Ukrainie, która się wytworzyła na skutek wojny, pomoże w znalezieniu odpowiedniej lokalizacji i uregulowaniu spraw.

A może wtedy także siedziba metropolity zostałaby przeniesiona z Przemyśla do Warszawy?

– Grekokatolicy historycznie są związani z tamtym terenem, ale rzeczywiście przeniesienie stolicy metropolii do Warszawy bardzo by podniosło rangę naszego Kościoła greckokatolickiego.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze