Beata Legutko: historia jednego marzenia
Kiedy w południe 19 sierpnia 2020 r. w mediach pojawiła się informacja o nawałnicy, która właśnie przeszła nad Myślenicami, Ula z Michałem wynosili z zalanego kurnika kolejne kury. Całkiem niedawno z jajek wykluło się 10 małych pisklaków. Dzieci delikatnie podnosiły je z ziemi i oglądały nowe życie. Teraz drżącymi rękami przenosili kolejne zwierzęta na suchą część działki. Bo oprócz kur, woda wdarła się też do zagrody kóz. Przez godzinę farmę przecinała rwąca rzeka, która porywała ze sobą kolejne deski. Krótko, ale bardzo intensywnie. Po opadnięciu wody okazało się, że jednej kury nie udało się odnaleźć, droga prowadząca do domu w kilku miejscach została urwana, a ogrodzenie w kilku miejscach zostało zniszczone.
Kupujcie bez pieniędzy
Oboje dorastali w mieście i w pewnym momencie życia oboje poczuli, że ich miejsce jest zupełnie gdzie indziej. Wychowywali już trójkę dzieci, mieli za sobą misyjny wyjazd do Anglii, mnóstwo wygłoszonych konferencji, kilka wydanych książek. Michał pracował jako psychoterapeuta, Ula zajmowała się domem i edukacją domową ich dzieci. Mieli – mogło by się wydawać – stabilne, spokojne życie. Ale – jak później powiedzą – Bóg złożył w ich sercach pewne marzenie, które konsekwentnie, przez te wszystkie lata w nich pogłębiał. – Marzenie o Nazarecie, o miejscu, które już mamy, zrodziło się w nas jakieś 15 lat temu, natomiast przez dwa lata, codziennie modliliśmy się rodzinnie w tej intencji – wspomina Ula. – Nie wiedzieliśmy, gdzie to będzie, ale mieliśmy marzenia, jak by to mogło wyglądać. Ja na przykład zawsze marzyłam, by mieszkać blisko gór, chcieliśmy też, żeby to była duża działka, mim, że ilekroć tym pomysłem dzieliliśmy się z rodziną, to spotykaliśmy się z niezrozumieniem. Bliscy ciągle nas przekonywali, że nasze pomysły są nielogiczne, że mamy się zająć pracą i rodziną, a nie półtorahektarową działką. Próbowali nas zniechęcić, ale modliliśmy się i prosiliśmy innych o modlitwę w tej intencji.
>>> Wzajemna miłość małżonków to najpiękniejsze świadectwo obecności Boga
A Pan Bóg dawał nam rożne znaki – opowiada.I tak po tych dwóch latach modlitwy i odczytywania Bożej woli, znaleźli wymarzoną ofertę. – To też było ciekawe, bo otrzymaliśmy słowo „kupujcie bez pieniędzy” i zastanawialiśmy się, jak to w ogóle jest możliwe. I kiedyś Michał wpisał w wyszukiwarce ofert – codziennie sprawdzał czy coś jest – wszystkie kryteria, które nas interesowały i wyskoczyło ogłoszenie. Załączono bardzo brzydkie zdjęcia, jakby ktoś starał się tej działki nie sprzedać. Myśmy tam zadzwonili, ale tylko dlatego, że na końcu oferty był dopisek „możliwa zamiana na mieszkanie w Krakowie”. Umówiliśmy się z pośrednikiem i pojechaliśmy obejrzeć to miejsce. Zachwyciliśmy się od razu, poczuliśmy pokój w sercach, wiedzieliśmy, że to jest to. Teraz tylko druga strona musiała się zdecydować. Ostatecznie doszło to zamiany i faktycznie okazało się, że „kupiliśmy bez pieniędzy”.
Głos Boga
– Mieliśmy wielkie marzenie, żeby stworzyć miejsce, które będzie służyć innym. Od samego początku nie chodziło tylko o nasz dom. To miało być miejsce tętniące życiem. Myślę, że wszyscy mamy w sercach dużo marzeń, cała sztuka polega na tym, żeby wiedzieć, które pochodzą od Pana. Kiedy Bóg wlewa w Twoje serce marzenie, daje ci też głębokie przekonanie, że ono się spełni, mimo różnych przeciwności i trudności. My – kiedy mieliśmy takie duchowe dołki – zaczęliśmy ograniczać tę wizję. Mówiliśmy sobie: „A może nie taka duża ta działka, a może nie to i nie tamto”. Marzenia od Pana Boga przekraczają nas, bo to w nich właśnie ma się objawić Jego chwała. To jest ta przestrzeń w naszym sercu, w której możesz rozpoznać, czego Bóg od Ciebie chce – mówi Michał. – Jeśli dotrzesz do marzeń, które Bóg złożył w twoim sercu, będziesz w stanie określić, co jest twoją prawdziwą misją, twoim aktualnym zadaniem. Pamiętam ten moment, kiedy Pan powołał nas do służby. Często z Ulcią mówimy, że to jest wielki dar, który od Niego otrzymaliśmy. Służba Bogu – kiedy możesz iść i głosić Jego słowo – sama w sobie jest nagrodą. I za tym poszło wiele naszych decyzji – dzieli się Michał. Od zawsze chcieli pomagać narzeczonym i małżonkom w dojrzałym przeżywaniu relacji. Jeszcze przed zawarciem sakramentu małżeństwa założyli stowarzyszenie, a potem fundację. Razem głosili konferencje, które z powodzeniem można by nazwać przygotowaniem do małżeństwa. Swoje przemyślenia spisali w kilku książkach, jeździli na rekolekcje, głosili nauki, również wtedy, kiedy zaczęły pojawiać się dzieci. W tak zwanym międzyczasie Michał założył wspólnotę dla mężczyzn, która działa do dziś pod nazwą „Droga Odważnych”. Skończył studia, został psychoterapeutą i otworzył w Krakowie Klinikę Małżeńską, której celem była realna pomoc ludziom w ratowaniu związków i budowaniu relacji. Zaczął też pisać doktorat. Intensywnie pracował zawodowo i naukowo, robił mnóstwo rzeczy i brakowało mu czasu na to, co najważniejsze. Często nie było go w domu, przy żonie i małych dzieciach.
>>> Joanna Kaźmierczyk: promocja rodziny. Promocja chrześcijaństwa
Zaczęli się zastanawiać, czy może ten Boży Głos w nich nie ucichł. Michał nie chciał przegapić tego najpiękniejszego i ważnego czasu bycia z dziećmi, tych pierwszych 12 lat, kluczowych w wychowaniu. Zrobił więc coś radykalnego – zrezygnował z pracy na uczelni, przerwał pisanie, zrezygnował z Kliniki i… zaufał. Rodzina, znajomi, bliscy nie dowierzali. Zostawić taką stabilność? I co teraz? – Ja– odkąd pamiętam – chciałem jechać na misje. To było moje wielkie marzenie. Widziałem już naszą rodzinę w Afryce, otoczoną afrykańskimi dziećmi. Ulcia była przerażona – wspomina Michał. – Oboje musieliśmy dojrzeć do pewnych decyzji – dodaje. Do Afryki ostatecznie nie pojechali, ale odkryli, że są posłani do Polaków mieszkających w Anglii. Spędzili tam rok, już z trójką dzieci. Konferencje, rozmowy, dom otwarty praktycznie cały czas – dla potrzebujących modlitwy czy rozmowy. – W pewnym momencie nasze dzieci zaczęły sygnalizować, że chcą mieć nas więcej – mówi Ula. – Zaczęliśmy się nad tym zastanawiać. W tym czasie ze smutkiem pochowaliśmy 4 dzieci, którym nie dane było się narodzić. Ale wierzymy, że w tym Pan też miał jakiś cel. Choć po ludzku to dramatyczne, wiemy, że 4 swoich świętych mamy już w niebie.
Nazaret
Żeby znaleźć się w Nazarecie nie trzeba czekać na koniec epidemii, starać się o izraelska wizę i wsiadać do samolotu. Wystarczy wsiąść do busa na dworcu w Krakowie, a potem w Myślenicach złapać podmiejski autobus. Po 15 minutach jesteśmy na miejscu. To tam w 2017 r. zamieszkała rodzina Piekarów. Dom – tak jak chcieli – był parterowy, wymagał tylko powolnego remontu. Działka, półtora hektara, obsadzona drzewami, strumyczek i lasy wokół. Powoli, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, poznawali radości i trudy życia na wsi. Z czasem pojawił się warzywniak, potem kurnik i zagroda dla kóz, rosły kolejne drzewa, pojawiły się owoce, zwierzęta i jeszcze jeden synek – wyczekiwany 5 lat. Tu znaleźli swój Nazaret. Dobrze im tu. Swoim odkryciem i radością dzielą się z innymi m.in. dzięki mediom społecznościowym. Jeśli ktoś chciałby zrobić ziołowy szampon, podglądnąć rosnący jarmuż, zajrzeć do kóz albo po prostu zobaczyć, jak wygląda wschód słońca nad kurnikiem, wystarczy wpisać wyszukiwarce „Rodzinne inspiracje”.
– Bóg nam dał tę ziemię i uczy życia przez prawa, jakimi rządzi się natura, którą stworzył. Wspaniałe jest też poczucie Jego bliskości w przyrodzie, która nas otacza – mówią małżonkowie. W świecie, w którym wszystko można mieć na „kliknięcie” myszką, tam o wiele rzeczy należy się systematycznie troszczyć, a na niektóre trzeba poczekać. I to czekanie – w dzisiejszym, zabieganym świecie – może człowieka wiele nauczyć.
Edukacja rodzinna
Teraz jest ich szóstka – dwoje dorosłych i czworo dzieci. Uczą się w domu, nie tylko szkolnych przedmiotów. Jak mówią, przygoda „edukacji domowej” to przygoda „edukacji rodzinnej”. Dzieci też „mają” swój kanał („Dziecięce inspiracje”), w którym prezentują swoje zainteresowania, talenty, przemyślenia i wiarę. Po ogrodzie biegają też dwa psy, kilkanaście kur, jeden kogut, kurczaczki, dorosłe kozy i małe kózki. Spełniają też kolejne marzenie. Ula od małego chciała „pracować w drewnie”, a Michał tu właśnie odkrył swój nowy talent. Robią deski kuchenne, ozdobne, ozdoby, elementy praktyczne do domu, drobne meble, ławki ogrodowe… Michał pracuje też nad kolejnymi książkami, tym razem o duchowości, zaczął też pisać… książki dla najmłodszych. Za jego przykładem poszły dzieci. – Jestem zaskoczona ich talentem – mówi Ula. – Kiedy nasza dziesięcioletnia Emilka przeczytała mi pierwsze trzy rozdziały tego, co napisała, myślałam, że czyta mi książkę wypożyczoną z biblioteki. Julcia, jedenastolatka, pisze jeszcze lepiej. Swoich sił próbuje też siedmioletni Emanuel. Na razie są to krótkie opowiadania, ale od czegoś trzeba zacząć – opowiada dumna mama. Nietrudno się domyślić, że książki towarzyszą im od małego. – Kiedy dziecko traktuje się poważnie od najmłodszych lat, inspiruje się je do poznawania świata i życia, to ono tę rzeczywistość chłonie. My uczymy się czytać na Biblii i wartościowych książkach, tym samym wprowadzamy dzieci od początku w świat wartości.
>>> Polski ksiądz – mąż, ojciec i przedsiębiorca [ROZMOWA]
– Mamy jeszcze dużo drobnych marzeń, pojawiają się, gdy Bóg je wkłada w nasze serca. Mamy też taką niepisaną zasadę, że robimy wszystko, co tylko możliwe, aby je spełniać. I te dziecięce, i te nasze. Ostatnio wróciło do nas marzenie o kamperze, o tym, żeby przerobić samemu wnętrze jakiegoś dużego samochodu i jeździć nim na rekolekcje, głoszenie, ale i na takie zwyczajne wyjazdy. Chcemy zabierać dzieci na wyprawy po Polsce, pokazywać im piękne miejsca. Wiemy, że przy edukacji domowej jest to możliwe. Z czwórką dzieci na pokładzie nie stać nas na wynajmowanie apartamentów i hoteli. Poza tym, nie o to chodzi w poszukiwaniu przygód. Chcielibyśmy po prostu wsiąść do kampera, pojechać w miejsce, które dzieci pokażą na mapie, i spokojnie spać w samochodzie. Przy talentach Miska moglibyśmy sami sobie zrobić wnętrze takiego samochodu, z drewna, dopasowując je do swoich potrzeb. Tak, żeby były schowki na jedzenie, ubrania i jakieś miejsca do spania. Poszukujemy transportowego auta, które stanie się dla nas kolejną przygodą. Modlimy się o to – opowiadają.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |