Beata Legutko: złapać Pana Boga za nogi, czyli marzenia o nieśmiertelności
Siedemdziesięcioletni rumuński profesor, bohater jednej z powieści Mircei Eliadego, zostaje rażony piorunem. Udaje mu się przeżyć. Całą skórę ma zwęgloną, ale o dziwo nic poważniejszego mu się nie stało. Więcej. Okazuje się, że po tym całym zajściu odzyskuje sprawność i umysł trzydziestolatka. Wydawać by się mogło, że oto spełniło się wielkie marzenie ludzkości, wieczna młodość, sprawność, zdrowie… Gdyby nie ta dojmująca, coraz większa samotność…
Cudowne ziele
Mówią, że było to ponad dwa tysiące lat przed Chrystusem… Wtedy spisano taką oto opowieść. Pewien młodzieniec, w dwóch trzecich – bóg, w jednej trzeciej – człowiek, porywczy władca miasta Uruk, który większość czasu spędzał na zabawach i ucztowaniu, pewnego dnia doświadczył czegoś, co zmieniło wszystko. Umarł jego przyjaciel. Nic już nie jest takie samo, a w głowie Gilgamesza zostaje jedna myśl. Śmierć. Nieunikniona. Dla każdego. Nie może się z tym pogodzić i szuka możliwości zdobycia nieśmiertelności. I tak przez kolejne strony eposu Gilgamesz doświadcza kolejnych zwycięstw, porażek i rozczarowań. A kiedy w końcu udaje mu się znaleźć kogoś, kto wie… Kiedy na dnie morza znajduje tajemnicze ziele dające nieśmiertelność – przez zwykłą nieuwagę traci je. W jednej z ostatnich scen eposu Gilgamesz rozmawia z duchem swojego zmarłego przyjaciela, który przekonuje go, aby pogodził się z ziemskim losem. Zrezygnowany Gilgamesz wraca do rodzinnego Uruk.
>>> Beata Legutko: historia jednego marzenia
Woda życia
„Gdy Aleksander Wielki podbił liczne kraje, postanowił żyć wiecznie. Powiedzieli mu: »Musisz napić się ze źródła wody życia. Aby do niego dotrzeć trzeba jechać siedemdziesiąt lat«. Władca wyrusza w drogę”. Tak się zaczyna „Legenda o Aleksandrze Wielkim i wodzie życia”. Podobno w końcu znalazł to, czego pragnął, ale ostatecznie wody nie wypił. W czasach nowożytnych cudownej wody szukał konkwistador Ponce de Leon. Z nim też związana jest pewna anegdota. Kiedy w 1513 r. przybył do miasteczka Saint Augustine na północy Florydy, nie mógł się nadziwić, że mieszkający tam Indianie są tak piękni i młodzi. Zapytani o przyczynę swojej dobrej kondycji wskazali pobliskie źródło. Co prawda nie płynęła w nim „żywa woda” o magicznych właściwościach, ale to wystarczyło do powstania legendy.
„Był sobie kiedyś król, a był on chory i nikt już nie wierzył, że ujdzie z życiem. Miał trzech synów. Byli zasmuceni, schodzili do zamkowego ogrodu i płakali. Spotkali wtedy starego człeka, który zapytał o ich smutek. Powiedzieli mu, że ojciec jest tak chory, iż z pewnością umrze, bo nie potrafią mu pomóc. Starzec rzekł tedy: »Znam środek, to woda życia, gdy się jej napije, będzie zdrowy, trudno ją jednak znaleźć«” – to z „Baśni Braci Grimm”. Ale przecież chyba każdy z nas choć raz w swoim życiu widział „cudowne źródełko”. Albo przynajmniej czytał, że tu czy tam można zaczerpnąć takiej wody…
Kamień filozoficzny
„Skarb” poszukiwany przez alchemików od zawsze. Tajemnicza substancja, która miała zmieniać metale nieszlachetne w te szlachetne. Zapewniający nieśmiertelność eliksir życia. Ponoć jego poszukiwania zaczęły się w Egipcie. Zatrudnieni w egipskich świątyniach rzemieślnicy podejmowali próby tworzenia imitacji kamieni szlachetnych oraz cennych barwników. Posiadali specjalne umiejętności, które trzymali w sekrecie przed innymi. Ale początki alchemii, jako teoretycznej i eksperymentalnej nauki o substancjach chemicznych umożliwiających stworzenie kamienia filozoficznego, sięgają dopiero III wieku n.e. i wywodzą się z Akademii Aleksandryjskiej. Kamień ów podobno był czerwonego koloru, ponoć nie pochłaniał wody i był niepalny. Znano go również pod nazwą „kameleon”, gdyż miał niezwykłą właściwość – przy długotrwałym wpatrywaniu się w niego zmieniał kolory i mienił się barwami tęczy. Miał jeszcze jedną, cenną moc – przy jego pomocy można było stworzyć eliksir życia, który był swoistym panaceum na wszystkie choroby i zapewniał nieśmiertelność. Poszukiwania kamienia filozoficznego doprowadzały niektórych alchemików niemal do obłędu. Niekiedy poświęcali oni całe swe życie na doświadczenia i eksperymenty związane z odnalezieniem tej tajemniczej substancji. Bezskutecznie…
>>> Beata Legutko: dwie komunie i chrzest
Krionika
W lipcu 2011 r. zmarł amerykański fizyk i matematyk Robert Ettinger. Jego ciało nie zostało jednak pochowane na cmentarzu, ale zamrożone. Umieszczono je w specjalnej kapsule w temperaturze ciekłego azotu. Możliwością uzyskania nieśmiertelności Ettinger interesował się ponoć od najmłodszych lat, wierzył, że za jego życia zostanie wyjaśniona tajemnica wiecznej młodości. Przez długi czas naukowcy dystansowali się od poglądów Ettingera, ale jego teorie bardzo zyskały na popularności w 1960 r., po wydaniu książki „Perspektywa nieśmiertelności”. W 1967 r. Ettinger powołał do życia Stowarzyszenie Nieśmiertelnych, a dziesięć lat później Instytut Krioniki. Od 2008 r. Instytut ów ma status cmentarza i oferuje swoim potencjalnym klientom możliwość „przeczekania śmierci”. Do niedawna takie scenariusze były domeną filmowców rozmiłowanych w gatunku science fiction, jednak dziś zamrozić może się teoretycznie każdy, kogo na to stać.
Non omnis moriar
Niektórym się udało, choć w trochę inny sposób. Faraonowie budowali piramidy, możni władcy – okazałe pomniki, artyści tworzyli wiekopomne dzieła, czasem świadomie sugerując, że robią to po to, by ich imię nie zostało zapomniane.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |