Fot. arch. ks. Łukasza Hołuba

Jak muzułmanin pomógł katolickiemu księdzu dotrzeć na misje w Papui

Z Krakowa do Frankfurtu, z Frankfurtu do Dohy, z Dohy do Hongkongu, z Hongkongu do… Podróż na Rajską Wyspę nie była łatwa – nie tylko z powodu pandemicznych obostrzeń.

Zanim skupię się na sprawach misyjnych, dobrze, aby Czytelnicy poznali przynajmniej podstawowe informacje o kraju mojej obecnej posługi misyjnej. W przyszłości podobny artykuł zostanie poświęcony Ekwadorowi, gdzie pracowałem przez cztery lata.

>>> Ks. Łukasz Hołub: jak zostałem misjonarzem w Papui-Nowej Gwinei?

Krótka charakterystyka Papui-Nowej Gwinei

Papua-Nowa Gwinea to państwo w Oceanii, a dokładniej w Melanezji. W większości jest ono położone na wyspie Nowa Gwinea. Mieszka tu około 8 milionów osób. Językami urzędowymi są: angielski, tok pisin i hiri motu. Stolicą państwa jest Port Moresby. Waluta to kina.

Mieszkańcy Europy przypłynęli po raz pierwszy do Papui-Nowej Gwinei w XVI wieku Trzy wieki później wyspy ogłoszono koloniami Niemiec i Wielkiej Brytanii. Na początku XX w. administrację w brytyjskiej części objęła Australia, a po wybuchu I wojny światowej – również w niemieckiej. W czasie II wojny światowej wyspy zajęła Japonia.

Fot. pixbabay/ianknabel66

Pod koniec wojny japońskie wojska zostały wyparte z wysp. W 1949 roku Australia połączyła obie części w jednolite związkowe terytorium zamorskie o nazwie Papua-Nowa Gwinea. W 1951 roku rozpoczęto przekazywanie lokalnym organom zarządzania sprawami wewnętrznymi. W grudniu 1973 roku Papua-Nowa Gwinea uzyskała pełną autonomię wewnętrzną, a 16 września 1975 roku ogłosiła niepodległość.

Kraj deklaruje się jako chrześcijański, większość mieszkańców stanowią protestanci. Struktura religijna według przybliżonego Spisu Powszechnego obrazuje się w ten sposób: luteranie – 19,5%, adwentyści dnia siódmego – 12,9%, zielonoświątkowcy – 10,4%, Kościół Zjednoczony (metodyści i kalwini) – 10,3%, Sojusz Ewangeliczny – 5,9%, anglikanie – 3,2%, baptyści – 2,8%, katolicy – 26% pozostali chrześcijanie – 4,5%, nieokreśleni – 3,1%, pozostałe religie – 1,4%.

Przylot do Papui-Nowej Gwinei

Jak wspominałem w poprzednim artykule, 13 kwietnia 2021 roku udało mi się wylecieć na drugie po Ekwadorze misje do Papui-Nowej Gwinei. Nie było to łatwe zadanie z powodu obowiązujących w tamtym czasie restrykcji pandemicznych. Oprócz wizy i pozwolenia na pracę należało się postarać o specjalne pozwolenia od rządu papuaskiego oraz wskazać miejsce dwutygodniowej kwarantanny.

Wspomniane restrykcje opóźniły mój wylot o prawie cztery miesiące. W pewnym momencie oczekiwania niektórzy znajomi zaczęli mi mówić, abym wycofał się z Papui-Nowej Gwinei i wrócił do pracy w parafii w Polsce. Mimo stresującej rzeczywistości nie taki był plan Boży. Niespodziewanie zadzwoniła do mnie pracownica pewnego biura turystycznego i powiedziała, że pojawiły się loty, ale należy podjąć szybką decyzję. Bez wahania odpowiedziałem, że skorzystam z okazji. Miałem jeden dzień na spakowanie walizek.

Fot. arch. ks. Łukasza Hołuba

Trasa przebiegała z Krakowa do Frankfurtu nad Menem, potem do Dohy, stamtąd do Hongkongu, a na koniec do Port Moresby w Papui-Nowej Gwinei. W sumie około 40 godzin lotu.

Wraz z kolegą i moją mamą opuściliśmy o świcie mój dom rodzinny i ruszyliśmy w stronę Krakowa. Pierwsze problemy pojawiły się już na lotnisku w Krakowie. Tam podczas zdawania bagażu panowie z Lufthansy zastanawiali się dość długo, czy mogę lecieć. Sprawdzili wszystkie dokumenty, również specjalne wymagania nałożone przez rząd papuaski z powodu pandemii COVID-19. Po ponad 30 minutach stwierdzono, że mogę lecieć. Bagaż został nadany do Port Moresby, a karty pokładowe wydrukowane jedynie na lot do Hongkongu, ponieważ odprawa do Port Moresby w Papui-Nowej Gwinei nie była jeszcze dostępna.

We Frankfurcie nad Menem, tuż przed odlotem do Dohy, zostałem wywołany przez mikrofon przez pracowników Qatar Airways. Okazało się, że lotnisko w Hongkongu zabrania mi wlotu oraz tranzytu. Wyobraźcie sobie, że samolot miał wkrótce odlecieć, lecz wszystko wskazywało na to, że beze mnie.

Po 15 minutach sprawdzania, próbowania, wyjaśnienia sprawy, do punktu odprawy przyszedł jakiś pracownik arabskiego pochodzenia. Wypytywał, dokąd jadę i w jakim celu. Powiedziałem, że jestem księdzem katolickim i jadę na misje do Papui-Nowej Gwinei. Wtedy ów pracownik bardzo się ucieszył i dodał: niech Allah ma cię w swojej opiece. Wtedy wpadł na pomysł, aby wydrukować nowe karty pokładowe do Port Moresby. Jak wiadomo, w Krakowie wydrukowano mi karty jedynie do Hongkongu. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, bo nagle wszystkie ograniczenia zniknęły. W ten oto sposób doświadczyłem po raz kolejny pomocy Pana Boga, który posłał mi dobrego człowieka arabskiego pochodzenia.

Fot. arch. ks. Łukasza Hołuba

W Dosze i Hongkongu wszystko przebiegło sprawnie i bez kontroli. Wszystkie dokumenty i certyfikaty były w porządku. W Port Moresby w Papui-Nowej Gwinei wylądowałem o 5 nad ranem, 15 kwietnia 2021.

Kwarantanna u polskich sióstr

Na lotnisku na Rajskiej Wyspie wnikliwie sprawdzano dokumenty każdego podróżującego. Zwróciłem również uwagę na fakt, że większość podróżnych pochodziła z Chin. Nie byłem tym zaskoczony, ponieważ podobnie było przy przylotach do Ekwadoru. Jedyne zdziwiłem się tym, że Chińczycy nie władali językiem angielskim, a jednym z warunków otrzymania wizy był certyfikat językowy na poziomie co najmniej B2.

Urzędnicy na lotnisku szczególną uwagę zwracali na miejsce kwarantanny. Każdy przybywający w tamtym czasie do Papui-Nowej Gwinei musiał spędzić dwa tygodnie w izolacji. Dodatkowo należało ściągnąć z internetu aplikację na telefon i wysyłać 4 razy dziennie zdjęcia z miejsca kwarantanny. Niektórzy zamiast aplikacji wybierali bransoletkę z nadajnikiem GPS. Lotnisko udało mi się opuścić dopiero po godzinie 10. Przyjechał po mnie Raj, brat zakonny, werbista. Diecezja Goroka załatwiła mi kwarantannę u polskich zakonnic ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego, które w Port Moresby prowadzą ośrodek zdrowia.

Po wielu miesiącach oczekiwania w końcu przybyłem do Papui-Nowej Gwinei. Po drodze pojawiło się wiele stresujących momentów związanych z oczekiwaniem na otrzymanie dokumentów i pozwoleń, ale pamiętajmy, że „przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego” (Dz 14,22). Na pierwsze wrażenia z Rajskiej Wyspy musiałem poczekać jeszcze dwa tygodnie, do 30 kwietnia, kiedy to zakończyłem kwarantannę.

Źródło: niniwa.pl

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze