Bóg nie jest sprawiedliwy
Ewangelista Mateusz w 20 rozdziale przytacza opowiadaną przez Jezusa historię gospodarza, który wynajmuje pracowników do pracy w swojej winnicy. Jak to było w zwyczaju, w starożytnej Palestynie chętni do pracy stali na placu w miasteczku, a ci, którzy potrzebowali robotników przychodzili tam, by ich zatrudnić. Biblijny gospodarz był tam aż pięć razy! I za każdym razem kogoś angażował. Ale tylko z zatrudnionymi wczesnym rankiem umówił się na konkretną zapłatę – jednego denara.
I nadszedł moment wypłaty. Co ciekawe, gospodarz polecił, by wypłacono należność w kolejności odwrotnej do tej, w której byli zatrudniani. To znaczy najpierw tym, którzy zostali zatrudnieni, jako ostatni, a na samym końcu ci, którzy pracowali najdłużej. Tak jakby chciał sprowokować sytuację, żeby wszyscy mogli zobaczyć, że dostali taką samą kwotę. Nie chce mi się wierzyć, że nie przewidział awantury, jaką takie działanie wywoła. I rzeczywiście wybuchła.
Myślę, że naturalne jest pytanie, jak to możliwe, że ci, którzy pracowali najdłużej zostali tak niesprawiedliwie potraktowani. Postępowanie gospodarza przeczy logice. A niejednego teologa, czy kaznodzieję wprawia w zakłopotanie, kiedy wie, że gospodarz jest obrazem Boga. Jak zatem wytłumaczyć Pana Boga z tak niesprawiedliwego postępowania?
Trzeba pamiętać, że ten fragment jest przypowieścią. Jezus ukazuje sytuację znaną ludziom, do których mówił, a następnie pokazuje drugie dno. By w sposób zrozumiały dla tych ludzi powiedzieć jakąś prawdę o Królestwie Bożym. My jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia w sposób bardziej bezpośredni i dlatego na pierwszy rzut oka ten fragment może nam się wydawać jakąś opowieścią o sprawiedliwości społecznej.
Ale jeśli zobaczymy, że Jezus opowiada tę historię po drodze do Jerozolimy, gdzie idzie na śmierć. I cały czas próbuje wytłumaczyć Apostołom to, co się wydarzy i jaki jest cel Jego misji. Wtedy możemy zrozumieć, że Chrystus chce powiedzieć, że niektórzy być może całe życie będą przy Nim i będą dla Niego żyć. Ale będą też tacy, którzy przyjdą do Niego na kilka minut przed końcem. I dla każdego Bóg ma ten sam dar. Ma tak samo wielką miłość, którą chce dać w sposób bezinteresowny.
Nadal jednak możemy czuć się nieco niesprawiedliwie potraktowani. Bo staramy się żyć Ewangelią. Czasami daje to radość, ale czasami wymaga rezygnacji z różnych rzeczy. A ktoś kto przyjdzie do Boga pod koniec życia będzie miał z tego taką samą korzyść?
I tutaj natrafiamy na „słowo klucz” – korzyść. Jeśli chcemy być z Bogiem dla korzyści, dla uprzywilejowanego miejsca, to pewnie nie raz będziemy zawiedzeni. Bo wiemy, że Bóg ma słabość do zagubionych owiec, tych zepchniętych na margines, oszustów, łajdaków wszelkiej maści i grzeszników. I zawsze będzie chciał dać każdemu z nas tak wielką miłość, jaką tylko zdołamy pomieścić. Od zazdrości, od patrzenia „złym okiem” na Boga i na innych może nas uwolnić tylko miłość. Bo tylko wtedy, gdy z miłości do Chrystusa chcę pracować w Jego winnicy to nie będę się kłócić, że pracuję więcej niż inni. Nie będę strzelać focha, że wydaje mi się, że nie wynagradza mnie tak bardzo, jak mogłabym oczekiwać, ale ufam, że daje mi tyle ile mi potrzeba na dziś. Tylko miłość może sprawić, że będę cieszyć się tak jak Jezus z każdego, który przyjdzie do Niego. Obojętnie o której godzinie.
To prawda Bóg nie jest sprawiedliwy, jeśli mierzymy go naszą ludzką, wyrachowana logiką. On jest szalony z miłości do grzesznika. I dlatego skończył czas prawa i sprawiedliwości. A rozpoczął nową epokę, która nie rządzi się zasadą korzyści i przywileju, ale miłości i bezinteresownego daru.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |