Boże Narodzenie, czyli misja ratowania człowieka [PODKAST]
– Kiedy Józef się dowiedział o ciąży Maryi, będąc mężem sprawiedliwym, chciał po kryjomu Ją oddalić. Po co ewangelista o tym wspomniał? Przecież ta informacja psuje całą historię. Ale pokazuje dobitnie, w jaki sposób dokonuje się wcielenie. Nie w sposób oczywisty, lecz ukryty. I to taki, że właściwie każdy może mu zaprzeczyć. To też jest istotny wymiar wcielenia jako uniżenia się Boga, Który wydaje się na łaskę i niełaskę ludzkiego osądu – mówi dr Łukasz Toboła, biblista, w rozmowie z Michałem Jóźwiakiem.
Michał Jóźwiak: Ks. prof. Michał Heller podczas jednego ze swoich wystąpień powiedział, że stworzenie świata i Boże Narodzenie to właściwie jedno i to samo wcielenie, które tylko z naszego punktu widzenia jest rozdzielone w czasie. Co możemy powiedzieć o tajemnicy wcielenia z perspektywy biblijnej?
dr Łukasz Toboła (biblista): – Oba te obrazy, stworzenie świata i Boże Narodzenie, stworzył człowiek, starając się sobie wyobrazić, jaka jest relacja między Bogiem a światem. A co za tym idzie – jaki wpływ miał Bóg na konkretnych ludzi, którzy odnaleźli Go w swojej osobistej historii. Mamy zatem do czynienia z dwoma sposobami powiedzenia tego samego. Z jednej strony obraz świata, który jest stwarzany przez Boskie Słowo. Z drugiej – uświadomienie sobie, po co to się dzieje. Bóg wchodzi w losy świata w bardzo konkretny sposób: jako człowiek, by człowieka ratować.
Nie ma Pan wrażenia, że nasza refleksja o tajemnicy wcielenia zatrzymuje się na tym, że mały Jezusek urodził się w ubogim żłóbku? Do tego rozpraszają nas dekoracje świąteczne, zakupowy szał i wszechobecne Gwiazdory.
– To problem, który wynika z nie do końca uświadomionych konsekwencji przesunięcia akcentów. Przecież nawet na Adwent patrzymy dziś przede wszystkim przez pryzmat „radosnego oczekiwania”. Tymczasem w pierwszej jego części liturgia słowa proponuje nam teksty dotyczące paruzji. One mają pewien element grozy. To nam jakoś zupełnie ucieka. A zauważenie tych akcentów pozwoliłoby nam lepiej przygotować się do Bożego Narodzenia, które przecież wcale nie musiało nastąpić. Bóg wcale nie musiał nas ratować! Mógł pozostawić losy świata wyrokom swojej sprawiedliwości. W Księdze Rodzaju czytamy słowa: „I pożałował Bóg, że stworzył człowieka” (Rdz, 6,6). Zesłał wówczas potop. Tym razem wybrał jednak inne rozwiązanie – wkroczył w świat z misją ratunkową. Z tej perspektywy cała świąteczna atmosfera wygląda wręcz zabawnie wobec tego, czym Boże Narodzenie faktycznie jest.
Gdzie w Starym Testamencie znajdziemy zapowiedź przyjścia na świat Mesjasza?
– Kiedy czytamy fragmenty z Księgi Rodzaju czy teksty prorockie, to znajdujemy w nich zapowiedzi przyjścia Chrystusa. Cały Stary Testament ma wymiar nieustannego oczekiwania. Dzieje Izraela jawią się jako historia otwarta. Jest ona przesycona ciągłą tęsknotą za czymś więcej. Oni cały czas idą. Nie ma momentu zatrzymania, bo ciągle się okazuje, że pojawia się jakiś większy lub mniejszy błąd związany z niewiernością wobec Boga. I następują konsekwencje tej niewierności. W tym wszystkim coraz wyraźniej widać potrzebę przyjścia kogoś, kto raz na zawsze to uporządkuje.
Tak jak mówiliśmy, przyjście na świat Chrystusa miało bardzo konkretny wymiar. Co wiemy na pewno o okolicznościach Jego narodzin?
– Wiemy bardzo niewiele. Dwa przekazy – z Ewangelii wg św. Łukasza i św. Mateusza – są bardzo oszczędne w słowach. Święty Łukasz pisze o grocie, ale kiedy u św. Mateusza czytamy o przyjściu mędrców ze Wschodu, to Święta Rodzina jest już w domu. Można te dwa przekazy zharmonizować, ale w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia.
Powiedzieliśmy o miejscu narodzin, a co z czasem?
– Wszystko wskazuje na to, że Chrystus przyszedł na świat… kilka lat przed narodzinami Chrystusa (śmiech). Próby wyliczenia tej daty miały miejsce średniowieczu. Ze współczesnej perspektywy wiemy, że doszło do pomyłki. Jezus urodził się prawdopodobnie cztery lata wcześniej, a może i więcej, niż zakłada to nasza chronologia.
Kiedy ona została przyjęta?
– We wczesnym średniowieczu mnich zwany Dionizym Mniejszym próbował uniezależnić chrześcijańską rachubę czasu od tej, która została przyjęta w czasach rzymskich. Obliczył, że Jezus Chrystus urodził się 25 grudnia 753 r. od założenia Rzymu. Okazało się później, że pomylił się o kilka lat. Dziś wiemy to z badań historycznych dotyczących innych postaci.
Co wiemy o mędrcach?
– Także bardzo mało.
Nie było Kacpra, Melchiora i Baltazara?
– Tego nie powiedziałem (śmiech). W tekście biblijnym jest mowa o magach, którzy przyszli ze Wschodu i jest to dość istotne. Wschód był wtedy postrzegany jako kolebka cywilizacji. Chodziło o Mezopotamię – tamtejszą astrologię i cały dorobek kulturowy. Wydźwięk był taki, że cała mądrość tego świata idzie się pokłonić Mesjaszowi. Gdyby ewangelista pisał tekst dzisiaj to pewnie powiedziałby, że przybyli zza oceanu, z Doliny Krzemowej (śmiech).
Te trzy imiona, o których pan wspomniał były wymieniane jeszcze przed soborem watykańskim II w liturgii Kościoła podczas uroczystości Objawienia Pańskiego. Swoim znaczeniem dobrze korespondują z treścią ewangelicznej opowieści. Ale nie mamy żadnego potwierdzenia, że było ich trzech i akurat tak mieli na imię.
Skąd więc wzięło się takie przekonanie?
– Z tego, że przynieśli trzy dary. Co do samych imion to gazbar po persku znaczy tyle, co skarbnik. Dobrze harmonizuje z darem złota. Melchior to z kolei imię semickie znaczące „król mój jest światłem”, a Baltazar znaczy dosłownie „panie, króla strzeż”. Zatem symbol jaśniejącej gwiazdy czy potrzeba otoczenia opieką narodzonego króla wpisują się bardzo dobrze w historię o pokłonie mędrców.
Jakie nieoczywiste teksty z Pisma Świętego moglibyśmy polecić osobom, które chciałyby głębiej przeżyć święta Bożego Narodzenia?
– Najprostszy, ale niekoniecznie oczywisty sposób to spojrzenie na całą historię oczami św. Józefa. Mamy tam jeden potężny zgrzyt, który właściwie nie wiadomo, po co tam jest. Kiedy Józef się dowiedział o ciąży Maryi, będąc mężem sprawiedliwym, chciał po kryjomu Ją oddalić. Po co ewangelista o tym wspomniał? Przecież to psuje całą historię. Ale pokazuje jednocześnie, w jaki sposób wcielenie się dokonuje. Nie w sposób oczywisty, lecz ukryty. I to taki, że właściwie każdy może mu zaprzeczyć. To też jest istotny wymiar wcielenia jako uniżenia się Boga, który wydaje się na łaskę i niełaskę ludzkiego osądu. To coś, w co ostatecznie każdy musi uwierzyć sam i nikt mu w tym nie pomoże. Niezależnie od tego, jak beznadziejnie to zabrzmi – święty Józef został z tym wielkim wyzwaniem sam. Boże Narodzenie było dla niego jedną wielką trwogą. Wcielenie z perspektywy Józefa wyglądało mało „choinkowo”. Wierzymy jednak, że temu wyzwaniu sprostał. Oby nam też się udało.
Cała rozmowa dostępna na Spotify.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |