Bp Krzysztof Zadarko: nie potrafimy właściwie zareagować na sytuację na granicy polsko-białoruskiej
Franciszek przypomina nam, że w migrantach i uchodźcach mamy zobaczyć także pojedynczego człowieka i twarz Chrystusa – zauważa bp Krzysztof Zadarko komentując dla KAI papieskie orędzie na obchodzony 29 września Dzień Migranta i Uchodźcy.
Odnosząc się do obecnej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej Delegat KEP ds. Imigracji zaznacza, że na całym świecie wszystkie służby mają ten sam problem moralny i prawny: czy i kiedy użyć broni wobec migrantów w słusznej i koniecznej obronie granic, ale też jak pomagać tym, których na granicy nie wolno zostawić. Ocenia, że od kilku lat nie potrafimy właściwie zareagować, bo dominują wykluczające się narracje: albo „murem za polskim mundurem” albo troska o humanitarne traktowanie migrantów.
110. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy Chrystusem będzie obchodzony w ostatnią niedzielę września – 29 września – pod hasłem „Bóg idzie ze swoim ludem”.
Publikujemy komentarz bp Krzysztofa Zadarki:
Franciszek od kilku lat przypomina nam, że w milionach migrantów i uchodźców przemieszczających się przez świat mamy zobaczyć także pojedynczego człowieka, zobaczyć twarz Chrystusa. Po raz kolejny przywołuje słowa z 25 rozdziału Ewangelii św. Mateusza: “Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” i “Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.
Co istotne, papież kieruje to orędzie do wszystkich ludzi dobrej woli i do wszystkich ludów, a nie tylko do katolików. Warto pamiętać, że to przesłanie jest przygotowane na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy.
Franciszek po raz kolejny apeluje o to, żeby zobaczyć w tej masie pojedyncze osoby. I to jest zadanie Kościoła: patrzeć na ludzi, którzy przybywają do nas nie jako na tych stojących na marginesie albo wciąż obcych, lecz jako na ludzi, z którymi Kościół może i powinien zbudować przemyślaną wspólnotę.
>>> Bp Krzysztof Zadarko: parafia nie może zamykać oczu i serca na obcokrajowców i uchodźców
W końcowej części orędzia Franciszek przechodzi do szerszej perspektywy i proponuje, by na wszystkich biednych ludzi spojrzeć jako na szansę naszego zbawienia. To jest bardzo ciekawy, ale przecież nie nowy, akcent soteriologiczny mówiący o zbawieniu nie tylko za sprawą sakramentów i modlitwy, ale przez spotkanie z człowiekiem potrzebującym.
Oczywiście uzasadnione wydaje się pytanie o wiarę, religię czy tożsamość religijną przybyszów. Ale papież zawsze takie różnice przekracza i każe nam wyciągać rękę również do innowierców czy też w ogóle niewierzących. Jesteśmy bowiem posłani, aby budować wspólnotę braci i sióstr. I to jest coś, co w dalszym ciągu prawdopodobnie jest kłopotem dla wielu, bo jesteśmy przyzwyczajeni do budowania wspólnoty braci i sióstr, ale w kręgu “swoich”…
Trzeba też uświadomić sobie, że liczba ludzi migrujących, uciekających, nie maleje – wręcz przeciwnie. Naszym zadaniem jest budowanie z nimi wspólnoty, ponieważ z nimi idzie Pan Bóg, zgodnie z tegorocznym mottem orędzia – „Bóg idzie ze swoim ludem”. To jest bardzo ciekawy i wywołujący kontrowersje wątek w kontekście naszego doświadczenia z pograniczem polsko-białoruskim. Widzimy ludzi, którzy atakują granice, używają przemocy by ją przekroczyć. Stała się niewyobrażalna dotąd tragedia, bo już są ofiary. Zginął żołnierz ugodzony przez migrantów, o których możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z przestępcami czy wręcz zbrodniarzami, którzy stosują przemoc, aby przedostać się do Polski, choć tak naprawdę – do krajów zachodnich. Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej, to nie jest określenie publicystyczne.
>>> Bp Krzysztof Zadarko: rolą Kościoła jest budowanie mądrej gościnności wobec migrantów
Jeśli w papieskim orędziu szukamy pomocy w zrozumieniu naszej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, to niestety, nie da się tego przesłania “zastosować” do momentu, dopóki nie będziemy wiedzieć, kto stoi po drugiej stronie. Tak naprawdę nie wiemy nic poza liczbami podanymi przez Straż Graniczną, czyli ile dziennie jest prób przekroczenia granicy. Wiemy też, że mamy coraz więcej poranionych żołnierzy. Wobec sytuacji na tym pograniczu, myślenie o ludziach z tamtej strony jako o imigrantach w ogóle nie “pasuje”, dopóki nie będziemy ich znali, póki nie będziemy wiedzieć o nich nic więcej niż to, że usiłują nielegalnie przedostać się przez granice posuwając się do przemocy. Nie wiemy ilu ludzie przedostaje się przez granicę, jaki jest ich dalszy los. Coraz więcej z nich jest zawracanych do Polski np. z Niemiec. Co dzieje się z nimi po deportacji do Polski? Czy idzie z nimi Bóg, w którego wierzą? Coraz więcej tu niewiadomych, a w to miejsce pojawia się coraz więcej emocji i politycznego jazgotu, co nie pozwala na rzetelną refleksję moralną.
Mamy z pewnością do czynienia z kryzysem strategii komunikacyjnej, który trwa już od kilku lat. Za chwilę, po wprowadzeniu strefy buforowej, która jeszcze bardziej odgrodzi ten problem od mediów, będziemy wiedzieć jeszcze mniej. Od paru lat nie potrafimy, niestety, właściwie zareagować na tę sytuację, bo dominują dwie wykluczające się narracje. Jedna wyrażona hasłem “murem za polskim mundurem”, czyli bronimy granicy i bezpieczeństwa państwa. I słusznie, bo tak trzeba. Druga to apele o humanitarne traktowanie migrantów, zwłaszcza chorych, kobiet i dzieci, bo oni nie są pozbawieni swojej godności o praw, nawet jeśli nielegalnie przekraczają granicę obcego państwa, a są wykorzystywani przez Rosję i Białoruś jako żywa broń.
Nie mam wątpliwości, że wciąż należy stawiać pytanie: czy rzeczywiście wśród tych ludzi nie ma kogoś, kto potrzebuje pomocy? Czy w takiej sytuacji nie wymaga to naszego otwarcia się na tych, którzy uciekają przed śmiercią w krajach Afryki, Azji a nawet Ameryki Łacińskiej, zwiedzeni przez propagandę łatwego dostania się do raju? Czy wszyscy ze gromadzonych na granicy ludzi nie mają podstaw do wystąpienia o ochronę międzynarodową, azyl czy status uchodźcy? I jak tu działać, żeby nie wywołać niekontrolowanego wzmożonego napływu ludzi, już nie do opanowania? Czy to usprawiedliwia zawieszenie obowiązku przestrzegania prawa, w tym np. konwencji genewskiej, UE i polskiego?
Zawsze obowiązuje moralna powinność ratowania życia komu się da. Nie wszystkim pomożemy. Nie wiemy, po prostu nie wiemy wielu rzeczy. To zmusza nas do powściągliwości w radykalnych ocenach, gdy rysuje się konflikt wartości, norm i praw. Na całym świecie wszystkie służby mają ten sam problem moralny i prawny czy i kiedy użyć broni wobec migrantów w słusznej i koniecznej obronie granic, ale też jak pomagać tym, których na granicy nie wolno zostawić. Na ulicach zachodnich metropolii czy w USA to dylemat służb bezpieczeństwa w zmaganiu się przestępcami i migrantami, by wspomnieć wcale niezakończone wypadki awanturniczych grup migrantów w Calais.
Zacytuję Katechizm: „Kościół i rozum ludzki stwierdzają trwałą ważność prawa moralnego podczas konfliktów zbrojnych”. Na granicy z Białorusią nie możemy odsuwać pytań o moralną ocenę użycia przemocy zbrojnej, bo zostawiamy samych żołnierzy i funkcjonariuszy z ogromnymi dylematami, to wpływa na ich morale i psychiczną kondycję. Widzimy jednak, jak wiele trzeba sprecyzować, bo ujawnia się nieład kompetencyjny, niejasne procedury, brak wystarczającej wiedzy o faktach, a żołnierze i funkcjonariusze nie mogą nic powiedzieć ze zrozumiałych względów. Ocena moralna i prawna może dotyczyć konkretnej osoby, a nie podgrzewanych przez media sensacji i emocji.
Chcąc zrozumieć procesy migracyjne dokonujące się obecnie w Polsce trzeba też zwrócić uwagę na malejącą liczbę Ukraińców, głównie zaś Ukrainek z dziećmi i rosnącą (choć teraz nieco mniejszą w związku z tzw. aferę wizową) liczbę obcokrajowców, migrantów zarobkowych albo ekonomicznych z licznych krajów azjatyckich, Afryki i Bliskiego Wschodu. I tutaj papieskie orędzie rzeczywiście jest nam bardzo potrzebne, bo stawia przed nami zadanie włączenia ich we wspólnotę braci i sióstr. Ci ludzie u nas przebywają, są niby zadowoleni, ale nie jestem pewien, czy my budujemy z nimi jakieś społeczeństwo, w którym będą się dobrze czuć, oprócz tego, że będą mieli zadowolenie z pracy. Czekamy na konieczne ramy integracji, jakie powinny być wypracowane w polityce migracyjnej państwa.
Poza Białorusinami i Ukraińcami prawie wszyscy pochodzą z odmiennych, pozaeuropejskich kultur i dalekich nam religii. Można się spodziewać, że niebawem pojawią się ich, jak najbardziej słuszne, aspiracje otwierania własnych świątyń czy centrów kultury. Będą chcieli przeżywać u nas różnego rodzaju wydarzenia społeczne czy kulturalne – i mają do nich prawo nawet na emigracji, podobnie jak my, Polacy, mamy prawo do organizowania obchodów różnych historycznych rocznic narodowych i państwowych na całym świecie – wszędzie, gdzie żyją emigracyjne skupiska Polaków i Polonii. Natomiast wydaje mi się, że w odniesieniu do przybyszów jakoś nie bardzo mamy ten temat “przerobiony” i jakby wisi on w powietrzu.
Dziś w Polsce dokonują się zjawiska podobne do tych, jakie miały miejsce we Francji, Niemczech czy w krajach Europy Zachodniej po drugiej wojnie światowej. To dzięki napływającym tam migrantom zbudowano dobrobyt gospodarek tych państw i złagodzono kryzys demograficzny. Jeden ze szwajcarskich filozofów powiedział: zaprosiliśmy siłę roboczą, a przyjechali ludzie. Papież Franciszek zauważa, że ta siła robocza odzywa się w kolejnych pokoleniach głosem konkretnego człowieka, zakorzenionego jakby na stałe na marginesie społecznym, na peryferiach.
My, Polacy, powinniśmy zatem zrozumieć, że oni też chcą nie tylko pracować, ale także mieć godne miejsce, perspektywę osobistego rozwoju, szansę na lepszą pracę. A zdaje się, że na Zachodzie od pokoleń są ciągle na marginesie, bez szans na rozwój, na awans społeczny czy uznanie. Toczy się pewien rodzaj społecznej wojny, która generuje kolejne konflikty, a których dobitnym wyrazem są zamachy terrorystyczne, wojny gangów, nieufność, lęki, destabilizacja społeczna. Rośnie, niestety, liczba różnego rodzaju zdarzeń kryminalnych, przestępstw, widocznych w statystykach policji krajów zachodnich, ostatnio głośno sygnalizowanych w Szwecji, ale także w Niemczech, Belgii, Niderlandach. Okazuje się, że nie wszyscy odnajdują w realiach naszego systemu czy naszej kultury. Myślę, że tamtejsze mechanizmy integracji nie działają, a przynajmniej szwankują.
U nas jeszcze takich mechanizmów nie ma, ale jest nadzieja, że projekt polityki migracyjnej państwa polskiego zostanie niebawem, prawdopodobnie po wakacjach, zaprezentowany. Przyjęcie takich zapisów jest czymś bardzo istotnym, bowiem to właśnie państwo jest pierwszym podmiotem kształtującym nasze myślenie i zachowanie wobec migrantów i obcokrajowców. Musi ono tworzyć politykę migracyjną, czyli jasno definiować, kogo przyjmujemy, ilu ludzi przyjmujemy i jak budujemy z nimi społeczeństwo, czyli jak wygląda proces integracyjny. Ale też, jak każde państwo, mamy prawo powiedzieć, kogo nie chcemy, z różnych powodów, wpuścić do naszego kraju. Czy migranci zarobkowi z Azji na budowie rafinerii pod Płockiem mają tylko pracować? Bez możliwości osiedlenia się na dłużej na polskiej ziemi, zbudowania tu swojej przyszłości?
Przyspiesza tempo zjawisk społecznych towarzyszących migracjom, coraz bardziej widać potrzebę edukacji społecznej, również we wspólnocie Kościoła, na temat integracji. Pojawienie się migrantów nie wywołuje automatycznie mądrych i etycznych zachowań po obydwu stronach. Nie wolno przyjmować gości – obcych – bez przygotowania gospodarzy. W Kościele potrzebna jest nam zanoszona do Boga modlitwa i gdzie się da – debata. Tego nie załatwią pojedyncze głosy decydentów (często biskupów, księży) ale wspólny namysł z wiernymi, szukającymi głosu Boga. Papież wyraźnie mówi o szansie synodalności. Przyjęcie kilku milionów Ukraińców wydarzyło się w dużym stopniu dzięki zbiorowemu słuchaniu Ducha Bożego – to synodalność w praktyce. Obyśmy się tym nie zmęczyli. Módlmy się o rozwiązanie sytuacji na wschodniej granicy – po ludzku już nie do udźwignięcia.
Podsumowując: ten dokument każe nam kolejny raz spojrzeć na przybyszów, z którymi możemy i powinniśmy budować wspólnotę i relacje – i to relacje bardzo konkretne. Dla nas, chrześcijan, ważne jest to, że także w obcym człowieku, który wyznaje nieznaną nam religię, jest szansa na spotkanie Pana Boga. Bo Pan Bóg, jak przypomina orędzie, wychodzi z emigrantem, ucieka razem z nim, towarzyszy mu, przeżywając wspólnie z nim także niebezpieczne okoliczności, związane z losem człowieka w drodze.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |