fot. PAP/Paweł Supernak
Bp Michał Janocha: Kościół jest zarówno otwarty jak i zamknięty [ROZMOWA]
Bardzo mi się marzy, żeby idea “Dziedzińca dialogu” odrodziła się i zakorzeniła na polskim gruncie, bo potrzebujemy tego jak chleba – stwierdza w rozmowie z KAI bp Michał Janocha.
Przewodniczący Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego KEP uważa, że Europa przechodzi obecnie być może największy kryzys kultury w całej swojej historii. Wskazuje, jaka powinna być wobec tego rola Kościoła – zarówno jako hierarchii jak i całej wspólnoty wierzących. Biskup podkreśla, że Kościół w swojej natury jest zarówno otwarty jak i zamknięty, dlatego próba przeciwstawiania obu jego cech jest czymś absolutnie błędnym z natury i szkodliwym dla Kościoła. Zwraca też uwagę, że choć Kościół nie pełni dziś roli mecenasa kultury w dawnym jego znaczeniu, to w Polsce powstają różne oddolne inicjatywy – zwłaszcza plastyczne – które starają się podejmować kluczowe kwestie egzystencjalne w nawiązaniu do wiary Kościoła i tradycji.
Tomasz Królak (KAI): Na początek pytanie “wielotomowe”, ale wierzę, że uda się Księdzu Biskupowi dokonać ciekawej syntezy: przed jakimi wyzwaniami staje dziś polska kultura?
Bp Michał Janocha: – Polska jest częścią Europy i to, co się dzieje w polskiej kulturze jest wypadkową kultury europejskiej. Będę posługiwał się tutaj najszerszą i najbardziej syntetyczną definicją kultury, w której jest ona rozumiana jako forma stosunku człowieka do Boga, świata i samego siebie. Bez tak rozumianej kultury człowiek nie może istnieć. Ale, żeby nieco skomplikować sprawę: mamy też pojęcie kultury, którą nazwalibyśmy wysoką, kultury przez duże K, która jest wartością. I pewnie te dwa sposoby rozumienia kultury będą wybrzmiewać w mojej wypowiedzi.

Europa przeżywa, jak sądzę, głęboki kryzys kultury, być może najgłębszy w swojej historii. Kultura wywodzi się z kultu, a my jesteśmy świadkami zjawiska, które zaczyna się może już od oświecenia, nasila w XIX wieku, ale w tej chwili zbieramy jego owoce: kultury, która świadomie odpada od kultu. Goethe wyraził ten stan z właściwą sobie precyzją i szczerością: kultura, która odpada od kultu, staje się odpadkiem. Polska, powtórzę, jest częścią tego globalnego kryzysu.
Drugi wymiar ma charakter specyficznie polski, choć jest wyrazem wspomnianego trendu ogólnoeuropejskiego, czy może wręcz światowego. Jak wiemy, kultura Polski nierozdzielnie związała się z chrześcijaństwem. Należymy do tych nielicznych krajów w Europie, w których chrzest był fundacją państwa, aktem religijnym i faktem kulturowym bez precedensu. Tymczasem jesteśmy świadkami rozwijania się kultury będącej w kontrze do korzenia, z którego wyrastamy.
Ale dlaczego właściwie – zarówno w wymiarze globalnym, a przynajmniej europejskim i polskim – następuje ów proces odcinania kultury od kultu? Z poczucia, że religia zagraża wolności?
– Myślę, że u fundamentu leży odejście od Pana Boga, mówiąc wprost. A ponieważ człowiek bez Boga nie może żyć, tworzy panteony bożków. Ponieważ nie może żyć bez religii – lepi jej erzace w postaci jakichś ideologii. To pewien paradoks, bo człowiek i społeczeństwo z natury dąży do wolności, spokoju i dobrobytu ale kiedy osiąga ten etap, jak obecnie Europa i Polska – społeczeństwa zaczynają tracić instynkt samozachowawczy i koncentrują się na konsumpcji.
Jesteśmy, w Polsce i Europie, już trzecim pokoleniem, które – pomijając naszych walczących braci na Ukrainie i minione konflikty na Bałkanach – nie zna wojny. Jesteśmy pierwszym zapewne pokoleniem, którego przedstawiciele, w ogromnej większości, nigdy w życiu nie byli głodni ani nie stracili dachu nad głową. Osiągnęliśmy poziom życia, o jakim nie marzyło się naszym rodzicom, a zwłaszcza dziadkom i pradziadkom. I to wszystko, mówiąc językiem biblijnym, “zatłuszcza serce”. Człowiek zaczyna koncentrować się na swoich własnych potrzebach, na “mieć”, a “być” zaczyna się gdzieś ulatniać. Chociaż nie zanikają problemy egzystencjalne, to giną pytania o takim charakterze, a człowiek redukuje siebie do własnego ja. Oznacza to, mówiąc w największym skrócie, zerwanie więzi z Bogiem, ale też ze światem, z innymi ludźmi, a ostatecznie także z sobą samym.
Dzisiaj, o czym mówi się już coraz częściej, świat europejski wchodzi w fazę postsekularną. Sekularyzm, o który walczyły pokolenia, okazuje się złotą klatką, w której nie znajdujemy spełnienia naturalnych ludzkich tęsknot, bo zostają zredukowane. Stąd przejawiające się coraz silniej na Zachodzie wychylenie ku tak czy inaczej rozumianej duchowości. Mam wrażenie, że my, w Polsce, jeszcze jesteśmy w fazie grzęźnięcia w sekularyzmie i że faza postsekularyzmu na szerszą skalę jest jeszcze przed nami.
Z tego, co Ksiądz Biskup mówi mogłoby wynikać, że czas materialnego dobrobytu jest czasem marnym, jeśli chodzi o pytania natury duchowej, metafizycznej. Może jest tak, że czasy historycznie niespokojne, związane z zagrożeniem zewnętrzną opresją bardziej sprzyjają stawianiu tych ważnych kwestii?
– Tu jest pewien paradoks, szczególnie dotkliwy dla nas, Polaków. Być może jest to jakiś tkwiący w nas atawizm, a być może tak nas ukształtowała historia, że każde zagrożenie zewnętrzne, których nam Opatrzność nie szczędzi, mobilizuje nas do walki fizycznej i duchowej, walki o przetrwanie, wykształca w człowieku wysokie ideały, sprzyjając jednocześnie głębokiej twórczości. Nie chcę już wspominać wieku XIX i obu wojen, bez których oczywiście siebie nie zrozumiemy, ale wspomnijmy chociażby rok 80 i stan wojenny, kiedy nagle Kościół okazał się tą arką na “morzu czerwonym”, do której zaczynają płynąć i znajdują schronienie wszyscy, którzy szukają wolności. Nie tylko wierzący.

W okresie stanu wojennego główny nurt polskiej kultury płynął przez nawę Kościoła, co stanowiło fenomen na skalę Europy, choć mieliśmy z tym zjawiskiem do czynienia w minionych wiekach. Przecież na początku lat osiemdziesiątych wszystkie najważniejsze wydarzenia artystyczne, muzyczne, poetyckie, plastyczne miały miejsce w kościołach bądź na terenie przykościelnym. Kościół okazał się azylem dla twórców.
Różnych rodowodów.
– Absolutnie różnych, natomiast zjednoczonych we wspólnym oporze. Sformułowałbym tezę, że dla nas, Polaków, wolność jest trudniejsza od niewoli. Nie wiem, czy to nie jest w ogóle jakiś archetyp biblijny. Patrząc na naród izraelski, któremu Bóg też niewoli nie oszczędzał, to wydaje się, że można zaobserwować podobne zjawisko. Bunt przeciw Mojżeszowi pojawia się w czasie wychodzenia z niewoli egipskiej. W niewoli babilońskiej tęsknota za Jeruzalem i za świątynią, wyrażana ustami Ezechiela czy innych proroków, przybiera jakieś niezwykle głębokie i szlachetne kształty.
W naszym DNA jest więc coś takiego biblijnego, czego inne narody w takim stopniu, jak sądzę, nie mają. Nasi południowi sąsiedzi, myślę o Czechach, mają mentalność ukształtowaną przez historię zupełnie inaczej. W czasach rozmaitych obcych władz, na przykład w czasie komunizmu, w ogromnej większości siedzą cicho. Natomiast kiedy przyjdzie wolność, potrafią ją sobie dość sensownie zagospodarowywać. Z nami jest odwrotnie.
Z początku lat 90. zapamiętałem napis zrobiony sprayem w jednym z podziemnych przejść w Warszawie: “Dopadnie was ta Ameryka”. W czasach wychodzenia spod wpływów komunistycznej ideologii, Ameryka była symbolem wolności i dobrobytu. Zapamiętałem ten napis wyczuwając w nim jakiś proroczy potencjał.
– Coś w tym jest. I to jest chyba dość trafna metafora, bo w sytuacji opresji człowiek staje w sytuacji czarno-białej. Może w przypadku PRL-u lepiej się odwołać do naszej symboliki flagi a więc sytuacji czerwono-białej: mamy czerwoną zarazę ze Wschodu i biały, szlachetny Zachód. Oczywiście, jest to obraz bardzo uproszczony, ale on pomagał przetrwać. Natomiast kiedy przyszła wolność, ta sytuacja okazuje się znacznie bardziej złożona. Biel nie jest wcale taka szlachetna i zaczynamy rozczarowywać się pewnym idealnym wyobrażeniem wolności, który przez lata opresji był dla nas bodźcem i inspiracją. Być może dotykamy tu w ogóle jakiejś głębokiej kwestii antropologicznej, że – paradoksalnie – sytuacje trudności i opresji przy całym dramatyzmie i straszliwej destrukcji jakie niosą, mogą okazać się dla jednostek i społeczeństw czasem próby ognia, który wypala wszystko, co ma się wypalić – i śmieci, i drewno – a złoto się oczyszcza.
Jaka winna być rola Kościoła w obecnej sytuacji: raczej “otłuszczania serc” aniżeli wypalania ogniem tego, co zagłusza najważniejsze pytania?
– Dla porządku warto przywołać dwa zasadnicze rozumienia słowa Kościół. Pierwszy, ukształtowany przez wieki, który Polska przejęła już w dojrzewającym średniowieczu razem z chrztem, pojmuje go klerykalnie, jako hierarchię i duchowieństwo, które Kościołem kierują. Mamy też wczesnochrześcijańską, patrystyczną, ewangeliczną wizję Kościoła, do której wraca Sobór Watykański II – Kościoła jako społeczności, jako ludzi idących drogą zbawienia. Po grecku ”syn” (razem) i „hodos” (droga) oznacza podążanie wspólną drogą – to jest etymologiczna geneza Synodu, o którym dziś tyle się mówi. Te wizje – hierarchiczna i wspólnotowa – nie są przeciwstawne lecz komplementarne. Minione wieki bardzo mocno akcentowały ten pierwszy wymiar, wskazujący na Kościół hierarchiczny ograniczony do osób duchownych będących w służbie wspólnoty. Dzisiaj natomiast odkrywany ten drugi wymiar. Rozumiem, że w pana pytaniu chodziło jednak o rozumienie Kościoła w sensie instytucjonalnym, hierarchicznym, prawda?

Tak, bo interesuje mnie, czy i na ile ów instytucjonalny Kościół jest zainteresowany inspirowaniem czy wręcz organizowaniem ważnych kulturowo zjawisk w dzisiejszej Polsce. Czy dostrzega potrzebę rozmowy o najważniejszych kwestiach kultury, religii, cywilizacji tworząc grunt spotkania wierzących i tych, którzy z różnych powodów nie wierzą, ale takimi kwestiami są jednak zainteresowani.
– Czy to Pana pytanie można zmieścić w kategorii mecenatu Kościoła?
Tak, nowego typu mecenatu, uwzględniającego współczesne czasy i okoliczności. Ale choćby w części tak znaczącego w kulturze jak we wspomnianych latach 80. Może jednak jest to możliwe?
– Gdyby Putin nas napadł, czego przecież nikt z nas sobie nie życzy, sądzę, że mogłyby się uruchomić te głębokie, ukryte, a tak naprawdę decydujące o najgłębszych warstwach kultury warstwy, których nie widać na zewnątrz, tym bardziej w dyskursie medialnym. Wtedy się ujawniają jakieś najgłębsze ludzkie korzenie, których często człowiek nie jest do końca świadom. A zatem, znowu, sytuacja głębokiego kryzysu, szczególnie wywołanego zewnętrzną opresją ujawnia nie tylko to, co jest w człowieku, ale też to, co tkwi w społeczeństwie. Ale – właśnie na tym to polega – czegoś takiego, to znaczy sytuacji realnego zagrożenia, nigdy byśmy nie chcieli. To jest kolejny paradoks, ale myślę, że bez paradoksów nie rozumie się ani chrześcijaństwa, ani Kościoła, a każde inne rozumienie jest po prostu płaskie i redukcyjne.
Natomiast gdy chodzi o mecenat Kościoła w perspektywie historycznej, to można powiedzieć, że od czasów Konstantyna Kościół stał się potężnym mecenasem kościelnym, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Wynikało to po prostu z tego, że od tamtego okresu dysponował on realną władzą, nie tylko duchową ale i polityczną, a więc i potężnymi środkami. Wystarczy spojrzeć na papieski Rzym, czy szczególnie te fundacje kościelne przez wieki, czy to architektoniczne, czy plastyczne, czy muzyczne, czy literackie, które z tego mecenatu wynikały. Otóż taki mecenat już nie wróci, bo Kościół utracił swoją władzę doczesną i chyba nie trzeba z tego powodu rozpaczać. Utracił potężne środki finansowe, jakimi dysponował, co też nie powinno być powodem do zmartwienia, bo to czyni Kościół bardziej ewangelicznym. Rozumienie Kościoła uległo znacznemu poszerzeniu. Sobór Watykański niczego tutaj nie kreuje, lecz w gruncie rzeczy wraca do tego, co było. W związku z tym także pojęcie mecenatu kościelnego rozszerzyło się na wszystkich wierzących.
Wobec tego, czy poza kuratelą Kościoła instytucjonalnego zrodziło się coś, co budzi szczególną uwagę Księdza Biskupa?
– Dość mocno zajmuję się plastyką, a skoro mówimy o polskim podwórku, to spośród bardzo wielu inicjatyw, które się rodzą na gruncie Kościoła, nie-hierarchicznego właśnie, wymieniłbym środowisko Vera Icon, złożone z absolwentów bądź studentów Akademii Sztuk Pięknych różnych dużych miast. Tworzą oni sztukę stawiającą podstawowe pytania – takie, które Paul Gauguin wyraził w tytule swego słynnego obrazu: “Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?” To są pytania w gruncie rzeczy metafizyczne. Artyści grupy Vera Icon, która nie jest formalna stylistycznie, ale dość określona ideowo, szukają tych odpowiedzi w wierze Kościoła i w tradycji, rozumianej nie jako obiekt muzealny i skamielina, ale tradycji, która jest żywym drzewem, które ma swoje korzenie w ziemi, i gałęzie w niebie.
Weźmy też choćby inicjatywę Teologii Politycznej “Namalować katolicyzm od nowa” – ideę, która jest zamierzona z rozmachem na 20 lat, bo mamy przecież 20 tajemnic różańcowych, a która – niczym kamień rzucony w wodę – zatacza coraz większe kręgi.
Weźmy bardzo ciekawą inicjatywę, która wyrasta z grona osób świeckich, w tym wypadku z Wrocławia, a mianowicie Ogólnopolski Konkurs Sztuki Sakralnej. Mam przyjemność być jurorem tego konkursu i muszę powiedzieć, że jestem zdumiony poziomem tej sztuki i szerokim odzewem z jakim się ona spotyka. To sztuka tworzona głównie przez młodych artystów, formalnie bardzo zróżnicowana, a jednocześnie ewidentnie ukierunkowana na metafizykę. Tematy poszczególnych konkursów są z jednej strony bardzo otwarte, a z drugiej – właśnie metafizyczne, jak macierzyństwo, ojcostwo.
Takich środowisk jest mnóstwo i myślę, że można tu mówić o mecenacie kościelnym nie w sensie hierarchicznym, ale w sensie Kościoła pielgrzymującego przez Ziemię w postaci, powiedzmy, elit duchowych czy intelektualnych.
Tak więc skurczył nam się dzisiaj bardzo mecenat Kościoła instytucjonalnego z powodu jego skromnych środków. Ubolewam, że mimo wszystko jest on za mały i mniejszy niż powinien być, ale z drugiej strony powstaje zupełnie nieplanowana, nie wymyślona przez hierarchię inicjatywa oddolna. Myślę, że podobne sytuacje istnieją w innych środowiskach: muzycznych, może też literackich. Mamy także fenomen muzyki klasycznej i w ogóle muzyki dawnej, łącznie z muzyką folkową, która w znacznym stopniu jest sakralna lub inspirowana sacrum. To także stanowi bardzo istotny punkt odniesienia kultury, w tym wypadku zwróconej ku przeszłości, ale wciąż nieustannie żywej.

Wracając do intencji pana pytania: dotykamy tutaj, jak sądzę, istoty Kościoła, który w Biblii jest ukazany jako Kościół otwarty, Kościół, do którego każdy może przyjść: poszukujący, przeczący, ale jednocześnie jest ukazany jako Kościół zamknięty, który jest twierdzą, w której mogą się schronić ludzie przed śmiertelnym zagrożeniem. Kościół bowiem zawsze będzie zamknięty na to wszystko, co jest niebezpieczne, trujące, niszczące. Myślę, że te dwa wymiary: Kościoła otwartego i zamkniętego są komplementarne. Jeżeli zrezygnujemy z któregoś z nich, będziemy mieli albo Kościół, który przestaje być Kościołem, przestaje być solą ziemi, bo jest to sól zwietrzała, upodabnia się do świata i staje się sługą panującej w danym momencie ideologii. Albo, z drugiej strony, będziemy mieli jakiś zamknięty skansen przeszłości czy też twierdzę, która broni się przed wszystkimi, nie wpuszczając nikogo, również tych, którzy chcieliby przyjść, bo autentycznie szukają albo mają nam coś ważnego do powiedzenia, co nie wiąże się ściśle z wąsko pojmowaną “kościelnością”.
Myślę, że obydwa te wymiary są bardzo potrzebne w Kościele, ale, niestety, w jakimś niedobrym dziennikarstwie, są sobie przeciwstawiane jakby to były dwa jakieś wrogie sobie światy. One czasem bywają wrogie, ale muszą to być skrzydła jednego Kościoła, bo inaczej zginiemy.
Czy zgodzi się Ksiądz Biskup, że te dwa światy powinny nie tylko ze sobą współpracować, ale też wspólnie tworzyć przestrzeń spotkania z tymi, którzy nie czują wspólnoty z Kościołem ale, z różnych powodów, są ciekawi jego głosu? Czy różne środowiska Kościoła nie powinny zapraszać ich do wspólnego namysłu nad rolą i znaczeniem religii, ale też takimi tematami jak wojna, migracje, AI, bioetyka, kryzys psychiczny społeczeństwa, współczesne związki?
– Dziękuję za to pytanie, bo inaczej nie poruszylibyśmy czegoś bardzo ważnego. Oczywiście Kościół – mówię teraz o Kościele hierarchicznym – czuje odpowiedzialność za depozyt Słowa Bożego i wciąż szuka dróg komunikacji ze światem. Czasem jest to poszukiwanie dramatyczne, ale w tak newralgicznych kwestiach, jak wspomniana bioetyka Kościół, w Polsce wielokrotnie zabierał głos w odniesieniu do konkretnych wyzwań czy zjawisk, co jest przyjmowane z ulgą i radością także w wielu środowiskach poza-kościelnych. Myślę o przedstawicielach innych religii, zwłaszcza w kwestii szacunku dla życia nienarodzonego. Tutaj idziemy ręka w rękę z naszymi braćmi wierzącymi w jednego Boga, Stwórcę nieba i ziemi, czyli muzułmanami i wierzącymi Żydami. Ale Kościół jest również znakiem sprzeciwu wobec, mówiąc językiem Janowym, “ducha tego świata”. Zawsze się boję, kiedy Kościół nie jest znakiem sprzeciwu, bo to rodzi pytanie o to, czy jest on naprawdę wierny Ewangelii, czy się nie podporządkowuje panującym modom, władzom, etc.
Wspomniał pan o migracji. Muszę powiedzieć, że to był jeden z najważniejszych tematów ostatniej Konferencji Episkopatu. Biskup Zadarko, który jest odpowiedzialny z ramienia Episkopatu za tę newralgiczną, nie tylko dla Polski, sprawę, zaproponował projekt listu i wkrótce, na Jasnej Górze, tuż po rekolekcjach, będziemy na specjalnym spotkaniu nad tym listem debatować. Co do konieczności jego opracowania panuje absolutna zgoda i mam nadzieję, że na przełomie obecnego i przyszłego roku ten list wyjdzie jako wspólny głos biskupów. Uważam, że jest to bardzo potrzebne wobec narastającej w Polsce ksenofobii, która w niektórych sytuacjach bywa uzasadniona, ale generalnie jest chorobą. Można się różnić w rozmaitych kwestiach społecznych czy sympatiach politycznych, ale to nie sięga nieba. Tutaj tymczasem dotykamy spraw absolutnie podstawowych, już nie stricte politycznych, w takim wąskim znaczeniu, ale najszerszym sensie politycznym, czyli arystotelesowskim, po prostu dotyczącym społeczeństwa i człowieka.
Doprecyzowując poprzednie pytanie: czy możliwe jest jakieś forum, na przykład o charakterze cyklicznym, na którym wybrzmiewałyby różne głosy wiernych Kościoła oraz osób spoza wspólnoty, ale zainteresowanych jego przesłaniem?
– Dotyka pan sedna sprawy, bardzo mi to leży na sercu. To jest pomysł, który nosi w sobie wiele osób i środowisk. Kiedy zostawałem biskupem nosiłem się z zamiarem zorganizowania Kongresu Kultury Polskiej, ale byłem chyba za słabo przygotowany merytorycznie.
Chciałbym odwołać się do mojego doświadczenia uniwersyteckiego. Pracuję na najmniejszym, ale bardzo ważnym Wydziale Uniwersytetu Warszawskiego – Artes Liberales. Jest to wydział interdyscyplinarny. Prowadzone są tam m.in. gender studies czyli – jak to ujęto na stronie uczelni – “studia i badania nad problematyką społecznej i kulturowej tożsamości płci”, a także studia antropozoologiczne. Jest tam także Pracownia Speculum Byzantinum, którą mam przyjemność kierować, a której zakres jest szerszy niż kultura bizantyjska, bo obejmuje generalnie obecność korzeni chrześcijańskich w kulturze Europy. To małe poletko stanowi przestrzeń bardzo ciekawych dyskusji, konferencji, projektów edukacyjnych i rozmów z profesorami i studentami. Chciałbym, żeby takie dyskusje odbywały się w jak najszerszym wymiarze. Obecnie ze strony naszego Dziekanatu, ale też właściwie przez aklamację wszystkich, pojawił się temat pamięci jako ten, który może połączyć te nasze wyspy, pomimo istotnych różnic, w jeden archipelag.

Myślę, że uniwersytet jest i powinien być miejscem dialogu i to jest jego powołanie. Taka była idea średniowiecznych uniwersytetów, hołdujących idei bezinteresownego poszukiwania prawdy, w którym to procesie mieszają się jak w tyglu różne światopoglądy i rozmaite sposoby widzenia. To przeczy formule mass mediów, na forum których osoby czy środowiska lubią się, ku uciesze publiczności, czołowo zderzać jak gladiatorzy na stadionie. Chodzi o rzeczywiste podejmowanie pytań i wspólne poszukiwanie odpowiedzi, nieraz w sporach, ale w duchu szacunku. Nie mogę nie wspomnieć o “Dziedzińcu dialogu” – idei, która wyszła od Jana Pawła II i była kontynuowana przez Benedykta i Franciszka.
Mam nadzieję, że papież Leon nada tej inicjatywie nowy rozmach. Być może byłoby to jedyne forum na naszym globie, gdzie mogliby się spotkać ludzie różnych kultur, języków, religii. Nie wokół jakichś kwestii bieżących, politycznych czy ekonomicznych, bo takich forów mamy bez liku, ale wokół najgłębszych kwestii dotyczących człowieka, wokół podstawowych pytań. Wydaje mi się także, że ów “Dziedziniec dialogu” dałby nowy dobry impuls dla takich lokalnych, partykularnych dziedzińców dialogów, które miały miejsce w wielu krajach.
Bardzo mi się marzy, żeby ta idea odrodziła się i zakorzeniła na polskim gruncie, bo potrzebujemy tego jak chleba. Zaangażowani w niszczące nas wojenki potrzebujemy jakiejś płaszczyzny, na której możemy się spotkać. Nie jako polityczni przeciwnicy czy wyznawcy takiej czy innej ideologii, ale po prostu jako ludzie. Uważam, że Polska z jej tradycją I Rzeczpospolitej stanowi bardzo dobry grunt do takiego spotkania. I tu w czynnej roli widziałbym także Kościół w jego wąskim, czyli hierarchicznym znaczeniu.
Św. Piotr apeluje: “bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”. Myślę, że umiejętność owego uzasadniania “na zewnątrz” może być owocna także dla samej wspólnoty. Która, z kolei, powinna pamiętać, że – jak wskazywał kard. Ratzinger – “można, należy się <otworzyć na świat>, ale pod warunkiem, że osiągnęło się własną tożsamość i ma się coś do powiedzenia”.
– Oczywiście, były bowiem takie fora, po Soborze także w Kościele, w których ten dialog zmierzał w jakąś nieokreśloną, mglistą stronę, która już zatracała cechy katolickości. To jest dokładne zaprzeczenie tego, czym jest prawdziwy dialog, w którym poszukujemy prawdy i jesteśmy gotowi na słuchanie i na korektę naszych sposobów myślenia, ale z drugiej strony nie zatracamy swojej tożsamości, rozpływając się w jakiejś bezkształtnej magmie bez twarzy i imienia. Chodzi o taki dialog, dzięki któremu głębiej rozumiemy samych siebie jako ludzi, zarówno w sensie osobowym, człowieczym jak i jak i wspólnotowym.
Paweł VI w swojej pierwszej encyklice “Ecclesiam suam” (1964) stwierdza: „Kościół powinien wejść w dialog ze społeczeństwem, w którym żyje. (…) Zanim poprowadzimy świat do wiary, musimy zbliżyć się do świata i nawiązać z nim rozmowę”.
– To była genialna intuicja, choć w tamtym czasie, ponad 60 lat temu te słowa mogły zabrzmieć bardzo radykalnie. Dzisiaj chyba nikt ich nie kwestionuje. Może nieco przesadzam, ale generalnie są one raczej przyjmowane.
Wracam do myśli, że Kościół w swojej natury jest i otwarty i zamknięty. Powtarzam: to przeciwstawienie jest absolutnie błędne z natury i szkodliwe dla Kościoła. Albowiem Kościół chce być otwarty, ale też zamknięty – zamknięty na zło, z całą świadomością, że ono również jest w nas. Granica dobra i zła przebiega przez serce człowiecze. W Nowym Testamencie słowo ”świat” występuje w dwóch różnych, wręcz przeciwstawnych znaczeniach: świat jako dzieło Boże, komnata zaślubin i świat jako synonim zła. Cała zaś sztuka w tym, byśmy potrafili rozróżniać te dwie kategorie: świat, który jest piękny, który jest dziełem Boga i którego jesteśmy częścią; świat, w który Kościół wchodzi i chce dialogować – od świata, który jest w mocy Złego, którego mamy się wyrzec, jeżeli chcemy być chrześcijanami; świata, który niszczy. Z tak rozumianym światem chrześcijanin ma walczyć jak ten rycerz na miedziorycie Dürera, mierzący się z diabłem i śmiercią.
Jeszcze jedno: kiedy mówimy o kulturze, to chciałbym podziękować Katolickiej Agencji Informacyjnej za to, co robicie. Przede wszystkim dziękuję byłemu Prezesowi, Panu Marcinowi Przeciszewskiemu, bez którego nie byłoby KAI, i Panu, Panie Tomaszu, który przez wiele lat był wiceprezesem oraz całemu środowisku. To bardzo ważna i pokorna służba Kościołowi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
| Zobacz także |
| Wasze komentarze |
60 lat Nostra aetate: na Gregorianie o przyszłości dialogu międzyreligijnego
Stacja Dialog – na Dworcu Głównym we Wrocławiu działa kawiarnia inna niż wszystkie [REPORTAŻ]
Cate Blanchett po spotkaniu z Papieżem: Leon XIV jest otwarty na dialog





Wiadomości
Wideo
Modlitwy
Sklep
Kalendarz liturgiczny