fot. EPA/MAURIZIO BRAMBATTI Dostawca: PAP/EPA.

Bp Paul Hinder: dla niektórych muzułmanów Franciszek jest też ich papieżem [ROZMOWA]

Gdy wracałem samochodem z papieżem do jego rezydencji w Bahrajnie, widziałem ludzi na ulicach, którzy patrzyli na nas z zainteresowaniem. Powiedziałbym, że czuli dumę, że odwiedził on ten mały kraj, najmniejszy z całego regionu – powiedział KAI bp Paul Hinder OFMCap, emerytowany wikariusz apostolski Arabii Południowej.

Podkreślił, że uczestniczył w spotkaniach, na których cytowano dokumenty papieskie. „A to świadczy, że mają oni jakieś pojęcie o tym, czego one dotyczą, choć pewnie nie czytali ich w całości” – dodał pochodzący ze Szwajcarii duchowny. Wspomniał też o pewnym muzułmaninie, członku rządu, który powiedział, że „papież Franciszek jest też naszym papieżem”. Wyraża to „po części szacunek dla Ojca Świętego, ale też dla Jego urzędu” – stwierdził 80-letni hierarcha, który przeszło 20 lat mieszka na Półwyspie Arabskim, a od ponad 18 lat jest tam biskupem.

>>> Bahrajn: pierwszy owoc wizyty papieża Franciszka

Piotr Dziubak (KAI): W tych dniach uwaga większości mieszkańców naszej planety, tym razem głównie kibiców piłkarskich, skupia się na Zatoce Perskiej.

Bp Paul Hinder: – Jestem niestety zawodowym nie-kibicem (śmiech), ale cieszę się radością innych, którzy kibicują. Nigdy nie byłem pasjonatem futbolu. Inni trochę mnie zmuszają i dzięki temu jestem w miarę na bieżąco.

Czy atmosfera mistrzostw świata w jakiś sposób jest obecna także u Was?

– Oczywiście ludzie bardzo się tym interesują, zwłaszcza po pierwszym zwycięstwie Arabii Saudyjskiej [nad Argentyną]. Byłem wtedy w Rijadzie. Ogłoszono dzień wolny. Można było zauważyć wielki entuzjazm.

Miesiąc temu zakończyła się pielgrzymka Franciszka do Bahrajnu. Czy Ksiądz Biskup miał już okazję odwiedzić miejsca spotkań z papieżem, rozmawiać z ludźmi? Czy pojawiły się jakieś komentarze?

– Dni spędzone z Ojcem Świętym były niezwykłe. Była to już druga pielgrzymka papieska, którą współorganizowałem jako biskup. Zaraz po jego wylocie ja także wyjechałem z Bahrajnu i wrócę tam w styczniu przyszłego roku.

fot. EPA/MAURIZIO BRAMBATTI Dostawca: PAP/EPA.

Echa tej wizyty, które do mnie docierają, są bardzo pozytywne. Oczywiście pojawiają się jakieś głosy niezadowolenia, że coś może nie było dobrze przygotowane. To się zawsze zdarza przy tego typu wydarzeniach. Dla nas wielkim wyzwaniem było zorganizowanie papieskiej pielgrzymki w bardzo krótkim czasie. Oficjalne przygotowania nie mogły ruszyć przed 29 września. Mieliśmy tylko 5 tygodni, a to trochę za mało, biorąc pod uwagę wagę tego wydarzenia.

Czy Bahrajńczycy, w większości muzułmanie, zainteresowali się bardziej chrześcijaństwem po pielgrzymce Franciszka?

– Gdy wracałem samochodem z papieżem do jego rezydencji w Bahrajnie, widziałem ludzi na ulicach, którzy patrzyli na nas z zainteresowaniem. Powiedziałbym, że czuli dumę, że odwiedził on ten mały kraj, najmniejszy z całego regionu. Nie wiem, co się wydarzy teraz po pielgrzymce, ale bez wątpienia klimat wokół wizyty Franciszka był bardzo dobry.

Ksiądz Biskup pracuje od ponad dwudziestu lat na Półwyspie Arabskim. Czy pytano Ekscelencję, dlaczego jest chrześcijaninem, kim jest Jezus?

– Możliwości takich kontaktów są dość ograniczone. Mam oczywiście styczność z członkami władz, którzy są wyłącznie muzułmanami. Czasami zdarza się rozmowa na temat stylu życia księdza, biskupa. Pojawia się pytanie: dlaczego się nie żenicie? Czasami widzę zatroskanie w kwestiach naszego życia seksualnego (śmiech). Ale mamy też wiele wspólnych punktów, na przykład znaczenie modlitwy, wzajemnego szacunku. Zawsze miałem bardzo pozytywne doświadczenia w tym zakresie. Nigdy muzułmanie mnie nie obrażali. Wiemy, że nie wyznajemy tej samej wiary, znamy różnice między nami. Myślę, że w tym czasie wzrósł zdecydowanie wzajemny szacunek. Na pewno pojawią się jeszcze inne owoce. Istnieje zainteresowanie muzułmanów chrześcijaństwem. Mieszkam w Abu Zabi. Przychodzą do nas studenci uniwersyteccy, pytając o Kościół, co przedstawiają obrazy w świątyni, jak się modlimy. Może to jest ciekawość intelektualna, może wyraz jakichś innych pytań, które sobie zaczęli stawiać, tego nie wiem, ale takie wizyty się zdarzają.

EPA/VATICAN MEDIA

Czy papież zaczyna zbierać pierwsze owoce odważnego skierowania uwagi, żebyśmy odkryli, że wszyscy jesteśmy braćmi, mimo różnicy wyznań, że pojęcie braterstwa nie musi być pustosłowiem?

– Widzę, że Franciszek ma strategię przełamywania barier, które pojawiają się między religiami, przede wszystkimi między muzułmanami a chrześcijanami. Jeśli przyjrzymy się dobrze temu, co się wydarzyło od 2019 roku, po wizytach w Maroku, Iraku, Kazachstanie, niedawno w Bahrajnie, to myślę, że papież jest przekonany, iż istnieje jakaś płaszczyzna współpracy chrześcijan i muzułmanów, mimo różnic w wierze. Pozwoli to również na ich wspólny wkład do rozwiązywania takich problemów ludzkości, jak przemoc, wiara, pokój, zmiany klimatyczne, ochrona środowiska naturalnego itp. Każdy z nas wie, że wspólnie działając będziemy mogli lepiej żyć. Papież jest bardzo silny. Jego dwa dokumenty: „Fratelli tutti” i „Laudato sì” torują wspólną drogę. Te dokumenty czytają też muzułmanie.

Czy muzułmanie rozmawiają o „Fratelli tutti”? Czy pytają o treści tej encykliki?

– Uczestniczyłem w spotkaniach, na których cytowano dokumenty papieskie. A to znaczy, że mają jakieś pojęcie o nich, chociaż pewnie nie czytali ich w całości. Pewien muzułmanin, i to członek rządu, powiedział mi: Franciszek jest też naszym papieżem. To po części wyraża szacunek nie tylko wobec niego, ale też dla jego urzędu.

Czy po pielgrzymce papieża będą większe możliwości współpracy?

– Myślę, że jeszcze za wcześnie na przewidywanie jakichś wyników tej pielgrzymki. To są oczekiwania europejskie, a Europejczycy są dość niecierpliwi. Chcą rano przedyskutować problem, po południu podjąć decyzję a wieczorem już to powinno działać. Tutaj jest inaczej. Potrzeba dużo więcej czasu. Rozmawiając ostatnio z Europejczykami, pracującymi w Rijadzie, dostrzegłem pozytywne echa tej pielgrzymki. To pozwala patrzeć z nadzieją w przyszłość.

fot. EPA/MAURIZIO BRAMBATTI Dostawca: PAP/EPA.

Z drugiej zaś strony jestem pewien, że w Kościele, ale też wśród muzułmanów, są osoby patrzące sceptycznie, jeśli nie negatywnie, na proces zbliżenia tych dwóch religii. Ja osobiście postrzegam ten proces pozytywnie i z nadzieją. Znam wystarczająco dobrze papieża i wiem, że nie ma on żadnego zamiaru stworzenia jakiejś mieszanej religii czy w ogóle nowej. Był zawsze bardzo jasny w tej sprawie. Musimy odkryć punkty, które mogą nas łączyć i które pozwolą nam wypracować wspólny program działań, pozostając jednocześnie przy swoich przekonaniach i wierze w Boga.

Prozelityzm, nawracanie nie jest dobrze widziane na Półwyspie Arabskim. Ktoś mógłby zapytać: dlaczego zatem tam jesteście, jeśli swobodnie nie możecie chrzcić, ewangelizować?

– Trzeba wziąć pod uwagę dwa aspekty. Mieszka tutaj bardzo dużo katolików. Wszyscy oni są imigrantami i potrzebują opieki duszpasterskiej. To jest powód naszej obecności tutaj. Drugą sprawą jest to, co mówił św. Franciszek do swoich współbraci udających się do muzułmanów: można żyć pośród wyznawców islamu jako chrześcijanie, nie wszczynając kłótni, dając dobry przykład. Prawo tutejsze nie zezwala na chrzczenie muzułmanów, zwłaszcza jeśli są obywatelami tutejszych krajów, chociaż zdarzają się wyjątki. Temu, kto udziela takiego chrztu, grozi deportacja. Tym samym miejscowi katolicy pozostaliby bez opieki duszpasterskiej.

Dodam jeszcze, że dzisiaj to już nie tyle przepisy państwowe tego zabraniają, ile tradycje kulturowe, jakimi żyją ludzie, klany rodzin. A zatem, nawet jeśli nie byłoby wyroku sądowego za przyjęcie chrztu, to rodzina mogłaby ukarać taką osobę nawróconą na chrześcijaństwo, łącznie z zabójstwem. Tu, gdzie mieszkam, nie spotkałem się z tak smutnymi wydarzeniami. Wolność religijna tak, jak my ją rozumiemy w pełnym znaczeniu tego pojęcia, tutaj nie istnieje.

Czy musimy się bać islamu? Przed wyborami politycznymi w Europie często taki lęk jest bardzo mocno pobudzany: zaleją nas imigranci i islam.

– Imigranci i islam są wyzwaniem, ale zależy dla kogo. Nigdy żaden muzułmanin nie groził mi czy to przemocą fizyczną, czy w żaden inny sposób, od kiedy tu mieszkam. Nie zaprzeczam, że w obrębie islamu są grupy i ruchy, które mogą stanowić zagrożenie nie tylko dla chrześcijan, ale też dla nich samych. Proszę pamiętać, że zdecydowana większość zabitych przez muzułmanów to wyznawcy islamu a nie chrześcijaństwa. Oczywiście nie znaczy to, że nie mamy być rozważni wobec tego wyzwania.

EPA/MAURIZIO BRAMBATTI

Problemem jest nie zagrożenie ze strony islamu, ale to, że chrześcijanie w Europie Zachodniej zapomnieli o swoich korzeniach. Jeśli systemy wartości częściowo zaczynają upadać, islam może jawić się jako niebezpieczeństwo. Tak już działo się w przeszłości: gdy byliśmy słabi w wierze, baliśmy się innych. Muzułmanie nie zawsze są najmocniejsi. Oni też mają swoje problemy.

W sprawie imigrantów muszę zaznaczyć, że po części jesteśmy od nich zależni. Naszym problemem jest to, że chcielibyśmy sobie wybrać tylko tych dobrych a pozostałych zostawić innym. Jeśli spojrzymy na historię, to zauważymy, że wszyscy byliśmy imigrantami. Jestem Szwajcarem, też byłem imigrantem. Pamiętajmy o imigrantach z Europy Wschodniej.

W kontekście piłkarskich mistrzostw świata w Katarze mówi się dużo w mediach o imigrantach, którzy budowali stadiony, hotele. Pracowali w bardzo trudnych warunkach, przypłacając to zdrowiem a często też życiem. Czy spotyka się Ksiądz Biskup z rozmowami na ten temat?

– Czasami pojawia się ten temat, częściej chyba wśród osób, które śledzą media europejskie. Tu jest raczej tendencja do obrony tego, co zrobiono. Wiele rzeczy, o których napisano, jest prawdziwych. Ale to nie daje obrazu pełnej rzeczywistości. Media często nie dostrzegają tego, co się dzieje nie tylko tutaj. W innych krajach też zdarza się, że pracownicy nie są godziwie opłacani. Na Zachodzie można nagłośnić sytuację, jeśli dzieje się jakaś niesprawiedliwość. Gdyby tutaj ktoś chciał strajkować, straci natychmiast pracę. Robotnicy, którzy tu przyjeżdżali i nadal tu pracują, wiedzą o tym. Mówią: dzięki mojej pracy tutaj moja rodzina może żyć. Byłbym bardziej umiarkowany w krytyce, która jednak w wielu kwestiach jest jak najbardziej usprawiedliwiona.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze