Bp Piotr Jarecki: jeśli ktoś w Kościele czuje się odrzucony, to mamy poważny problem [ROZMOWA]
– Los tego synodu jest w rękach każdego z nas. Jeśli analizujemy sytuację i widzimy, że ktoś we Wspólnocie czuje się odrzucony, to mamy poważny problem. Jezus przecież nikogo nie wykluczał. Wiemy z kart Ewangelii, że był otwarty na tych, których wówczas społeczeństwo odrzucało. I właśnie po to ma być synod, abyśmy się nawrócili na ten inkluzywny, włączający charakter Kościoła – mówi bp Piotr Jarecki, biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej, w rozmowie z Michałem Jóźwiakiem.
Trwa Synod o Synodalności. Odbywają się spotkania dotyczące choćby udziału osób świeckich w misji Kościoła czy współdecydowaniu świeckich o tym, co dzieje się w Kościele. Jednak jeśli chodzi o zaangażowanie i współdecydowanie, to mamy przecież rady duszpasterskie, mamy posługi. Co zatem nie działa? Albo co synod ma zmienić?
– Synod to przede wszystkim namysł Kościoła nad Kościołem. Powinniśmy wyjść od naszych obowiązków i uprawnień, które otrzymujemy na chrzcie świętym od samego Jezusa Chrystusa. To jest podstawowa prawda o Kościele, że wszyscy jesteśmy za niego odpowiedzialni. Wszyscy. Nie tylko biskupi i księża. Uczestniczymy w jedynym kapłaństwie Pana Jezusa, choć oczywiście w różnych wymiarach.
Co do rad duszpasterskich, należałoby się przyjrzeć, gdzie w parafiach one rzeczywiście działają. Bo struktury rzeczywiście jakieś są, ale one nie załatwiają problemu. W vademecum Stolica Apostolska wskazała dziesięć punktów, którym mamy się przyjrzeć na poziomie naszych diecezji i parafii. I nie chodzi wcale o teoretyzowanie, ale o praktykę. W teorii jesteśmy świetni, ale chodzi o praxis.
>>> Bp Jarecki: jeżeli środowiska LGBT będą chciały zaangażować się w synod, nie wykluczymy ich
Kościół jest inkluzywny, włączający. Są jednak środowiska, z którymi mamy problem. Wykluczanie przychodzi nam znacznie łatwiej niż włączanie. Synod może nas zbliżyć do wypracowania mentalności bardziej włączającej? Ta mentalność powinna opierać się chyba po prostu na osobistym nawróceniu.
– Święte słowa. Jeśli nie będzie nawrócenia na autentyczną wiarę, która zakłada przecież otwartość na bliźniego, to niewiele z tego wyjdzie. Los tego synodu jest w rękach każdego z nas. Jeśli analizujemy sytuację i widzimy, że ktoś we Wspólnocie czuje się odrzucony, to mamy poważny problem. Jezus przecież nikogo nie wykluczał – wiemy z kart Ewangelii, że był otwarty na tych, których wówczas społeczeństwo odrzucało. Jego misja była inkluzywna. I właśnie po to ma być synod, abyśmy się nawrócili na ten inkluzywny, włączający charakter Kościoła.
To może synod jest niepotrzebny, a wystarczy po prostu lepiej stosować się do Ewangelii?
– Jest potrzebny. W teorii to my oczywiście wszystko wiemy i potrafimy najlepiej. Ale życie to weryfikuje. Papieżowi zależy na tym, żeby przełożyć zasady płynące z naszej wiary na funkcjonowanie struktur Kościoła. Można oczywiście powtarzać starą śpiewkę, że to nic nowego. Ale tu nie chodzi o wymyślanie innowacji, tylko o wprowadzanie Ewangelii w życie i działanie Kościoła. Tylko tyle i aż tyle. Jesteśmy przyzwyczajeni, że pójdziemy sobie na konferencję, powiemy swoje, usłyszymy co nieco od innych, zjemy dobry obiad i wszystko zostanie po staremu. Nie o to chodzi. Trzeba dać impuls do zmian.
Kilka dni temu w Domu Arcybiskupów Warszawskich odbyło się pierwsze synodalne spotkanie konsultacyjne „Od Kościoła klerykalnego do Kościoła synodalnego”. Jak się udało to spotkanie?
– Zjawiło się bardzo dużo osób, co nas cieszy, a wśród nich naprawdę pokaźna grupa młodych. Najważniejsza była dla nich możliwość wypowiedzenia swojego zdania. To punkt wyjścia. Wielu z nich z tej możliwości skorzystało i po dwóch godzinach spotkania tematy właściwie się nie kończyły. Cieszyło nas, że dyskusja jest tak energiczna, ale jednocześnie spokojna.
Jakie głosy na temat synodu najczęściej docierają do Księdza Biskupa?
– Po spotkaniu, o które Pan pytał, wyszedłem przed dom i popytałem trochę ludzi o ich wrażenia. W rozmowach pojawiał się entuzjazm. Prawdziwy entuzjazm, że można otwarcie toczyć dyskusje. Już samo to pokazuje, jak bardzo taki synod jest Kościołowi potrzebny. Jest wiele negatywnych emocji, które nie miały drogi ujścia, ale też wiele dobrej energii, której nie udawało się spożytkować. Dzisiaj jest na to szansa. Ludzie widzą w tym sens.
W jednym z wywiadów mówił Ksiądz Biskup o „dwuklasowości” w Kościele – o duchownych i świeckich. Skąd ta dwuklasowość się wzięła i czy synod pomoże ją pokonać?
– Trudno przeanalizować dokładnie przyczynę tego podziału. Historycy mówią, że zaczął się on od reformy gregoriańskiej. Nie to jest jednak istotne skąd się wziął, ale jak dzisiaj ta dwuklasowość rzutuje na Kościół. Kiedy mówimy „Kościół”, to często mamy na myśli hierarchię. A to błąd! Jesteśmy wspólnotą duchownych i świeckich. Trzeba olbrzymiej pracy, żeby to przepracować na poziomie mentalności. Im mocniej podkreśla się w Kościele wymiar instytucjonalny, tym bardziej tworzy się wrażenie, że jego zasadniczą grupą są księża. Za mało mamy pogłębionego myślenia o Kościele i chrześcijaństwie.
>>> Braterskie upominanie nie jest łatwe, również w gronie episkopatu [ROZMOWA]
O parafii czasem też myślimy jak o urzędzie.
– Zgadza się. Ksiądz jest urzędnikiem, a parafia punktem usług duchowo-religijnych. Taki przykład. Chcemy ochrzcić dziecko. Idziemy do kancelarii parafialnej i dostajemy pouczenia, karteczki, załatwiamy formalności. A zupełnie ucieka nam wzajemna troska, relacje, bliskość. Często ucieka nam istota, to że w Chrzcie św. przeżywamy nowe narodzenie – narodzenie dla Boga i włączenie do wspólnoty Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa. Tylko, że tego nie da się zmienić dokumentem. To trzeba przepracować, przegadać i przemodlić.
Uda się?
– Jestem entuzjastą, bo czuję te kwestie. Są mi bliskie i sam nimi żyję. Jestem przekonany, że potrzebujemy rozpoczęcia tego procesu synodalnego. Cieszę się, że to nastąpiło. Ale jestem też oczywiście realistą. Gdyby choćby w 10% parafii udało się coś zdziałać, gdyby zaczęły tam funkcjonować realnie rady duszpasterskie i zmieniła się tam mentalność, to już byłby jakiś sukces. Od czegoś trzeba zacząć. Mentalności nie zmienia się z dnia na dzień. Musimy wzajemnie wychowywać się do synodalności – księża świeckich i na odwrót. Rozpoczynamy wielki proces i już teraz się modlę, żeby nasi następcy go kontynuowali. Nie zrobimy nic w kilka miesięcy czy nawet w trzy lata, ale trzeba wejść na drogę uświadamiania sobie, jaka jest prawda o Kościele. I starajmy się poprzez stosowne decyzje, także instytucjonalne, tę prawdę teoretyczną zamieniać na praktykę naszego duszpasterstwa.
Warto też pamiętać, że polegamy na obecności Ducha Świętego i wierzymy, że prowadzi Kościół. Gdybym miał polegać tylko na ludziach, to nie byłbym optymistą.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |