brat Marek, fot. Maciej Kluczka

Br. Marek (Wspólnota Taizé): w Kościele nie chodzi o zapewnianie sobie komfortu duchowego [ROZMOWA]

„Trwajcie w mojej miłości, a przyniesiecie obfity owoc“ – tak brzmi hasło tegorocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. O dialogu między wyznaniami bardzo wiele wiedzą bracia z międzynarodowej wspólnoty ekumenicznej założonej w 1940 roku w Taizé, we Francji. Od ponad 40 lat jest tam też brat Marek.

Pochodzi z Wielkopolski, w czasach PRL wyjazd zagranicę nie był łatwy, w końcu jednak się udało. Wstąpił do ekumenicznej wspólnoty założonej przez protestanta brata Rogera a sam – będąc już jej częścią – został księdzem katolickim. Brat Marek przez lata przyjmował pielgrzymów, którzy przybywali do tej burgundzkiej wioski. Razem ze Wspólnotą organizuje też coroczne Europejskie Spotkania Młodych (ostatnie było ograniczone ze względu na pandemię). O tym, czym może być jedność chrześcijan i czy w ogóle jest możliwa mówi naszemu reporterowi Maciejowi Kluczce. „Nie wszyscy musimy się żegnać w ten sam sposób, my robimy to w prawo, prawosławni w lewo. To są mniej ważne rzeczy, ale fundamenty mamy te same” – mówi brat Marek i dodaje: „Nie można dążenia do jedności i pragnienia jedności porzucić, bo byłaby to niewierność wobec misji, którą przekazał nam Jezus”.

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

Maciej Kluczka (misyjne.pl): O jedności chrześcijan mówi się – mam takie wrażenie – jak o czymś idealnym, ale na tym świecie niemożliwym. Czy w Taizé macie podobne wrażenie?

Brat Marek (we Wspólnocie Taizé od 1977 r.): Rzeczywiście, w takim sensie idealnym jedność pewnie osiągniemy u kresu historii. Jest jednak ta modlitwa Pana Jezusa, żebyśmy byli jedno, żeby świat uwierzył… („Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś – J 17,21). Nie można tego dążenia do jedności i pragnienia jedności porzucić, bo byłaby to niewierność wobec misji, którą przekazał nam Jezus. Jedność idealna to na pewno jest dzieło Boże, dzieło Ducha Świętego. Nie ma na tym świecie nic idealnego, absolutnego. Absolutny jest tylko Bóg. Bóg jest miłością, my nią nie jesteśmy, ale to nie znaczy, że mamy porzucić drogę miłości. Mamy tą drogą iść, ale nie możemy konkurować z Panem Bogiem. Myślę, że z dążeniem do jedności jest podobnie. Bóg tę jedność w swoim planie stworzenia, zbawienia i wieczności zaprojektował, a my jesteśmy powołani, by ku temu iść. Dlatego ciągle w drodze, „zawsze w drodze, nigdy nie wykorzenieni”. Tak, jak brzmiało hasło naszego zeszłorocznego spotkania we Wrocławiu. To pomaga nam nie błądzić, nie pakować się w maliny.

Chodzi też jedność w różnorodności wyznań? Że możemy się spotkać, razem się modlić, wyznawać te same wartości, będąc jednocześnie członkami różnych wspólnot? To też jest jedność?

Wspólna baza musi być, wspólne korzenie, ale to przecież mamy. Wszyscy chrześcijanie odwołują się do Chrystusa. Jeśli chcą się nazywać chrześcijanami, to powinni odwoływać się do zmartwychwstania. Dla nas źródłem jest Pismo Święte i Tradycja, wiara Kościoła, dobra Tradycja. Protestanci też do niej się odwołują, choć mamy przekonanie, że oni z tą tradycją zerwali. Oni jednak też odwołują się do dobrej Tradycji. Przecież nie wszyscy musimy się modlić na różańcu, to nie jest uniwersalna Tradycja Kościoła. To jest pewien sposób modlitwy. Nie wszyscy musimy się żegnać w ten sam sposób, my robimy to w prawo, prawosławni w lewo. To są mniej ważne rzeczy, ale fundamenty mamy te same. Wiara w Eucharystię – to jest newralgiczny punkt, tu są pewne trudności. W Taizé też nie mamy doskonałego rozwiązania. Rozumiemy, że to jest dar Chrystusa dla Kościoła, Eucharystia jest czymś tak ważnym, że nie można tu iść na skróty.

fot. EPA/LUKAS BARTH-TUTTAS

Eucharystia w życiu Wspólnoty Taizé była obecna od początku?

Eucharystia zawsze była sprawowana we wspólnocie, dla protestantów to też przecież ważny sakrament, ale kiedy przyłączyli się do niej katolicy (po Soborze Watykańskim II, w 1968 r.) celebrują ją księża katoliccy. Brat Roger chciał, żeby wspólnota swoim życiem urzeczywistniała „przypowieść o pojednaniu”. Nie byłoby to możliwe przy dwóch ołtarzach. Bracia podjęli wtedy odważny krok: ci, którzy byli ordynowanymi pastorami, zrezygnowali z odprawiania Wieczerzy Pańskiej na rzecz Mszy sprawowanej przez księdza. Jednak już wcześniej bracia rozumieli, że ten sakrament jest dla katolików szczególnie ważny i trzeba wiarę katolików uszanować.

>>> Abp Gądecki podczas centralnego nabożeństwa ekumenicznego: Bóg przyjmuje modlitwy tych, których modlitwa łączy w jedno

W Waszej Wspólnocie bardzo ważna jest też adoracja krzyża.

Swój udział mieli w tym Rosjanie. Działo się to w latach, kiedy byliśmy jeszcze od siebie oddzieleni wieloma murami i zasiekami, a chrześcijanie w Związku Radzieckim byli prześladowani. To oni nas prosili, by w piątek razem z nimi się modlić, bo dla nich to było ważne wsparcie. Ta ikona krzyża stała się elementem, który pomagał nam tę duchową łączność utrzymywać. A pomysł, by ikona towarzyszyła nam w pielgrzymce zaufania, wziął się poniekąd z Polski. Kiedy wstąpiłem do wspólnoty, to opowiadałem o pielgrzymowaniu ikony Matki Boskiej Częstochowskiej. I to była inspiracja, by ikona krzyża nam przewodziła i prowadziła nas w pielgrzymce zaufania przez ziemię, na którą zapraszamy młodych ludzi.

Książka „Bóg. Cisza. Prostota” – rozmowa Brata z Piotrem Żyłką pokazała mi, jak bardzo założyciel Wspólnoty i inni bracia lubili i cenili Polskę, jak żywe były te kontakty. W życiu bym nie pomyślał, że wielokrotnie byli w sanktuarium w Piekarach Śląskich. Brat wspomniał, że nie był przekonany do spisania tych wspomnień, ale myślę, że bardzo dobrze się stało, że ta książka powstała. Możemy zobaczyć, jak ciekawa była ta polsko-francuska historia.

Tak, miałem wątpliwości, ale teraz już jestem z faktem powstania książki pogodzony, bo widzę, że młodzi ludzie się tym naprawdę interesują. Myślałem, że to będą wspomnienia staruszka, którymi raczej interesować się będą staruszki – a jest inaczej. To pewnie pomaga młodym spojrzeć na dzisiejsze wyzwania, nie zaczynając od zera, tylko opierając się na doświadczeniu starszych, którzy też musieli powalczyć, żeby coś z tym życiem zrobić.

Każde pokolenie ma swoje problemy i wyzwania…

W książce próbowaliśmy z Piotrem Żyłką pokazać, że coś dobrego udawało się zrobić, mimo wielu przeszkód i trudności. Może komuś to pomoże budować historię swojego życia i szukać jego sensu.


Książka zaskoczyła mnie też tym, że Wspólnotą z Taizé zainteresowani byli duchowni, których może dzisiaj byśmy o to nie „posądzali”, którzy mają niekiedy łatkę tych, którzy budują Kościół „narodowy”, który z ekumenizmem nie ma wiele wspólnego. Kontakty z Wami miał m.in. abp Michalik czy o. Rydzyk. Co według Brata przyciąga ludzi do Taizé?

I ksiądz Boniecki, i arcybiskup Ryś… Myślę, że trzeba by ich o to zapytać. Może to, co mnie przyciągnęło, gdy byłem młody. Pierwsza rzecz to ta wielka prostota, bo życie jest bardzo skomplikowane, dziś jeszcze bardziej niż kiedyś. Spotkanie czegoś prostego i przejrzystego jest więc bardzo ważne. Druga sprawa – to spotkanie z istotą naszej wiary, Jezus i Ewangelia są w centrum. To są proste i jednocześnie fundamentalne rzeczy, które są przekazywane z radością i pogodą. Nie na zasadzie, że „musisz”, że „to obowiązek”, że „jak nie wierzysz, to od razu jesteś potępiony”, że „jak masz wątpliwości, to żaden z ciebie chrześcijanin”. Jeśli masz wątpliwości, to się ciesz, że je masz! To znak, że jesteś żywym człowiekiem i myślisz.

>>> Bp Farrell: pandemia nie zatrzymała dialogu ekumenicznego

I jeszcze jedna sprawa – do młodych przemawia coś, co jest radykalne. Tylko, że ten radykalizm nie jest skoncentrowany na mnie, na tym, że „to ja mam stać się o własnych siłach doskonały”. Radykalny jest Pan Bóg, który przez Chrystusa angażuje się, wiąże się z człowiekiem. Taki przekaz, jak widać, przyciąga tłumy. Biskup Grzegorz Ryś – w czasie spotkania we Wrocławiu – przypomniał tę prawdę Soboru Watykańskiego II, którą tak bardzo cenili i brat Roger, i Jan Paweł II. Ta prawda, że Chrystus jednoczy się z każdym człowiekiem, bez wyjątku! Jan Paweł II mówił – słyszałem to na własne uszy – że Chrystus przyszedł do każdego człowieka, przyniósł pełnię życia każdemu człowiekowi, nawet tym, którzy teraz tego nie rozumieją albo to odrzucają.

Rodzi to w nas obowiązek, by ich nie wykluczać z dostępu do Kościoła, z dostępu do Boga. Robiliśmy coś odwrotnego, niż chce Bóg.

No właśnie. To jest niekiedy trudne.

Myślę, że do Taizé przyciąga też prostota formy, minimalizm. To Kościół, który ma inny wizerunek, to nie jest Kościół za złotymi bramami, za murami, gdzieś oddalony, ale to „Kościół między”. To widać tak bardzo fizycznie, bracia ze Wspólnoty siedzą razem z uczestnikami spotkania i razem się modlą. Jesteście pośród nich, pośród nas.

Wszyscy jesteśmy zwróceni do Boga, który jest dla nas Drogą, który zaprasza, by być zawsze w drodze.

39. Europejskie Spotkanie Młodych, Ryga, fot. EPA/VALDA KALNINA

To sposób na przezwyciężenie podziału na „my – oni”, „kler – wierni”?

Wszyscy jesteśmy uczniami, nikt z nas nie jest mistrzem. Możemy się stawać świadkami tego wzbogacającego uczniostwa przez świadectwo życia, przez drogę, którą przeszliśmy, której doświadczyliśmy. Ale nie jesteśmy tymi, którzy wszystko wiedzą. Jesteśmy tymi, którzy szukają.

Brat Roger mówił o tym, żeby Kościół nie skupiał się tylko na swojej tradycji czy historii. One są oczywiście bardzo ważne, ale równie ważne jest patrzenie w przyszłość, ważny ruch, „zawsze w drodze”.

Kościół nie może być relikwią, nie może być muzeum, jak to obrazowo przypomina nam teraz często papież Franciszek.

W Taizé rodzi się twórcze napięcie, prawda? Tam dokładnie widać, że Kościół jest jeden, ale jednocześnie jest bardzo różny, różnorodny. Przedstawiciele tego samego wyznania, ale w innym kraju (szczególnie odległym kulturowo) mogą praktykować wiarę w nieco inny sposób. Czy uważa Brat, że Polak katolik powinien mieć chociaż raz w życiu doświadczenie tej inności? Żeby nie mieć przeświadczenia, że „moje przeżywanie wiary jest najlepsze z możliwych”? I żeby nie mieć obaw przed spotkaniem z drugim człowiekiem?

Z całą pewnością. Spotkanie z drugim człowiekiem, z kimś, kto ma inne doświadczenie wiary, w inny sposób ją wyraża – zawsze może nas wzbogacić. Pytanie, czy jesteśmy gotowi spotkać się i wysłuchać. Zamknięcie się tylko w swoim doświadczeniu – nawet jeśli ono jest bardzo piękne – zubaża. I może doprowadzić też do uwiądu. Znamy to z doświadczeń niektórych małych grup modlitewnych. Jeśli one zamykają się na spotkanie z innymi osobami i środowiskami, to często obumierają.

>>> Sekretarz Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu: jedność nie oznacza jednolitości

Wiara „zmusza” nas do wychodzenia, do spotkania.

Chrześcijaństwo ze swej natury – to już mówił papież Paweł VI – jest ekstatyczne. Ewangelia nas wypycha. Apostołowie, po spotkaniu Jezusa, byli zawsze wewnętrznie przynaglani do tego, żeby iść, żeby wyjść. Pan Jezus im w tym pomagał, początkowo wysyłał ich po dwóch, po trzech, by zakosztowali tego bycia wśród innych, także wśród przeciwności. Później sami to zrozumieli i się rozeszli. Nie zostali w Jerozolimie, nie zamknęli się w gronie dwunastu, ale rozeszli się na cały świat i umierali, oddając życie ze względu na Chrystusa i Jego ewangelię, w pojedynkę. Wyjście poza swój krąg jest wpisane w naturę Kościoła, a konserwowanie czegoś tylko ze względu na to, że ładnie wyglądało i że było przyjemne… to nie o to chodzi. To nie jest ewangeliczne. W Kościele nie chodzi o zapewnianie sobie komfortu duchowego.

42. Europejskie Spotkanie Młodych we Wrocławiu, fot. PAP/Maciej Kulczyński

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze