fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Być cierpliwym jak Matka Maryi. Na Górze Świętej Anny [REPORTAŻ] 

Góra św. Anny to miejsce urokliwe i wciąż stosunkowo mało znane, również wśród Polaków. To tutaj jednak wielu przybywa, by prosić o dar potomstwa lub w intencji swojego małżeństwa. Mimo wszystko najważniejszym, czego uczy św. Anna jest cierpliwość i zaufanie Panu Bogu. 

Góra św. Anny wznosi się jedynie na wysokość ok. 350 m n.p.m., ale wyróżnia się na tle płaskiego terenu. To nizina otoczona ze wszystkich stron górami. Od wieków znajduje się tam sanktuarium św. Anny Samotrzeciej, dzisiaj zarządzane przez franciszkanów. Zaraz za bramą wejściową na teren sanktuarium znajduje się wystawiona figurka św. Anny Samotrzeciej. Tytuł ten z języka staropolskiego oznacza po prostu „osobę, która przebywa sama w obecności dwóch innych osób”. Św. Anna na wizerunku trzyma na swoich rękach swoją córkę Maryję oraz wnuka – Jezusa Chrystusa. Dokładna historia tego miejsca niknie w pomroce dziejów. Ojciec Eliasz, gwardian sanktuarium, śmieje się, że każdy oprowadzający ma własną legendę na temat jego początków. Pojawiają się nawet opowieści o smoku. Jakakolwiek byłaby prawdziwa historia, to sanktuarium wciąż nie przyciąga wielkich tłumów. Dzięki temu zachowuje swój urok. Przybywają tam głównie pątnicy z pobliskich rejonów oraz szukający wsparcia w staraniach o potomstwo lub poszukiwaniach drugiej połówki. 

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

„Św. Anno, módl się za mną, abym nie została starą panną” 

Wiele osób opowiada o wysłuchanych próśb o poczęcie dziecka. Nie trzeba daleko szukać. Sam ojciec gwardian, który obecnie posługuje w sanktuarium, jest owocem takiej modlitwy. Już jako dorosły człowiek dowiedział się, że jego rodzice mieli problem z poczęciem dziecka. Nie udało się to od razu. – Pojawiłem się z opóźnieniem. Mama opowiadała, że jeździła do Piekar i do św. Anny, by prosić o dar potomstwa – opowiada franciszkanin.  

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Pojawiła się też swoista moda, aby modlić się u św. Anny o dobrego męża lub żonę. – Wymyślił to już nieżyjący ks. Stanisław Orzechowski z Wrocławia, słynny „Orzech”, duszpasterz akademicki, główny przewodnik pielgrzymki pieszej Wrocław – Jasna Góra. Idzie ona przez Olesno, drugie duże sanktuarium św. Anny na ziemi śląskiej. On tam wymyślił modlitwę: „Św. Anno, módl się za mną, abym nie została starą panną”. To był jego tekst i przypadł ludziom do gustu.  Śmiejemy się z tej prostej modlitwy, ale przecież mamy być jak dzieci w modlitwie! – zauważa o. Eliasz.  

Podobnie są bowiem liczne świadectwa małżeństw, które poznały się właśnie w tym miejscu. Dawniej przyjeżdżano na odpusty na wiele dni. Pielgrzymi poza modlitwą mieli też doskonałą okazję, aby poznać osoby z różnych stron Polski. – Mamy takiego pana mieszkającego w Niemczech, który był starym kawalerem, prawie 50 lat na karku, żony ani widu, ani słychu, ale na św. Annę zawsze przyjeżdżał jak wracał do Polski. I tak Pan Bóg pokierował, że poznał tutaj żonę, też pannę, taka w jego wieku. Dzisiaj są szczęśliwym małżeństwem. Lubię powtarzać, że Anna i Joachim toczyli normalne życie rodzinne, więc jest im one znane i bliskie. U nich się warto w tych intencjach modlić – zauważa zakonnik.  

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Od dziecka 

Wieczorem z Góry Świętej Anny widok jest szczególnie urokliwy. Na fasadę bazyliki pada wówczas blade światło, a wokół panuje błoga cisza, przerywana głównie śpiewem ptaków. O tej porze, po wieczornej mszy i oprowadzaniu pielgrzymów, kręci się tam już niewiele osób. Spotkałem wtedy jednak Klaudiusza, który wychodził z kilkoma dużymi obrazami zakupionymi w sklepie z dewocjonaliami. Dzisiaj mieszka i pracuje w Niemczech, ale pochodzi z okolic. Z Górą Świętej Anny związany jest od najmłodszych lat. Zabierali go tam – nie tylko w czasie wielkich uroczystości – jego rodzice. Oni zaś przejęli ten zwyczaj po dziadkach. Brat jego dziadka był również franciszkaninem i został pochowany na cmentarzu przy bazylice. Silne tradycje rodzinne łączą go więc z tym miejscem. 

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

– W młodości nie zastanawiałem się dużo nad wiarą, tylko praktykowałem z rodziną, a obecnie moje pielgrzymowanie do św. Anny ma wymiar bardziej duchowy, głęboki – wyjaśnia Klaudiusz. Przez wiele lat jego wiara był dość zaniedbana. Ponownie zbliżył się do Boga, gdy rozpadło się jego małżeństwo. – To był moment powrotu do wiary, do tego, co zostało zasiane za młodu przez rodziców i dziadków, ale już w innym wymiarze, odnowionym. Po rozwodzie postanowiłem, że będę szukał pomocy u Pana Boga. A że św. Anna jest bliska mojemu sercu, to postanowiłem tutaj prosić o te łaski – tłumaczy. 

Jego powrót do regularnego pielgrzymowania na Górę Świętej Anny był też związany z wielką fascynacją uroczystościami odpustowymi w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. – Procesje do okolicznych kapliczek były dla mnie ogromnym duchowym przeżyciem. Od tego czasu zawsze, kiedy mogę, przyjeżdżam, aby u św. Anny dziękować za wszystko i prosić za moją rodzinę, dzieci. Tutaj dostaję siły, aby robić to również bardzo cierpliwie, jak św. Anna, która modliła się 20 lat o potomstwo – mówi mężczyzna.  

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Szkoła cierpliwości 

Historia Anny i Joachima uczy cierpliwości i zaufania Panu Bogu. Oczekiwali na Maryję 20 lat. Z pewnością było to 20 lat naznaczone bólem, ale też wytrwałością w wierze. – Warto tu wspomnieć, że w tamtych czasach tacy ludzie byli napiętnowani. Dla Żydów, jeżeli małżeństwo nie ma dzieci, to jest świadectwem, że coś narozrabiali, że zasłużyli na taką „karę bożą”. Też tak byli traktowani przez swoją rodzinę – wyśmiewani i wytykani – mówi o. Eliasz. 

Apokryficzna historia mówi o Joachimie, który idzie do świątyni, by prosić Boga o potomstwo. Kapłan go przegania, bo w końcu bezdzietny Joachim musi być wielkim grzesznikiem. Bardzo się tym przejął. – Apokryfy mówią, że uciekł na pustynię i przebywał tam 40 dni. Czemu uciekał? To analogia do Matki Bożej i św. Józefa. Kiedy dowiaduje się on, że Maryja jest brzemienna jeszcze przed ślubem, to też ma pokusę, żeby uciec od niej i wziąć winę na siebie. Podobnie myślał Joachim. Stwierdził, że za jakiś czas Anna uzna, że jest wdową i być może wyjdzie drugi raz za mąż. Jeśli z tego nowego małżeństwa miałaby potomstwo, to wówczas wyszłoby na to, że to nie jej wina, lecz Joachima. Chciał to wziąć na siebie. Po 40 dniach jednak wraca. Zawsze mówię, że za nią zatęsknił. Jednocześnie Anna ma pewne przeczucie, że potomstwo się pojawi – mówi o. Eliasz.  

O. Eliasz podczas oprowadzania pielgrzymów, fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Anna i Joachim cierpliwie prosili Pana Boga o jedno i to samo przez 20 lat. Ojciec Eliasz podczas oprowadzania jednej z grup pytał się, jak długo jesteśmy w stanie modlić się w intencji jednej konkretnej rzeczy. – Jeden dzień, tydzień, miesiąc? Bardzo popularna dziś jest nowenna pompejańska, która trwa bardzo długo, a jednak ludzie potrafią w tym wytrwać, ale to nie jest jeszcze 20 lat. Święci rodzice Maryi uczą więc tej cierpliwości i wytrwałości, bo wielu spośród nas, nawet wierzących, nie dałoby rady tak długo prosić. Albo dochodzi się do wniosku, że Pan Bóg jest zły i niedobry, bo nie wysłuchuje naszych próśb, albo stwierdzą nawet, że nie istnieje – wskazuje franciszkanin. 

Wydaje mi się więc, że do św. Anny należy pielgrzymować także po to, by prosić o dar cierpliwości. Dzisiaj wszystko musi być na „już”. Okazuje się, że tak „dawna” święta może być odpowiedzią na tę kulturę niezrównoważonego pośpiechu. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze