Fot. PAP/Paweł Supernak

Byłam na Stadionie Młodych. Widziałam więcej niż inni  

W minioną sobotę 40 tysięcy młodych ludzi spotkało się na Stadionie Narodowym. A że jestem młoda ciałem i duchem, to wśród nich byłam też ja. Poszłam o krok dalej – włączyłam się w organizację tego wydarzenia i zostałam wolontariuszką. Jak było, co widziałam oraz jakie mam zdanie o „Stadionie Młodych”? 

Zakonnice na motorach 

Gdy w sobotę rano uczestnicy spotkania zmierzali na „Stadion Młodych”, w tym samym czasie w podziemiach „Narodowego” 20 sióstr zakonnych ćwiczyło jazdę na motorach. Czekało je ważne zadanie – swoim przejazdem miały rozpocząć wydarzenie, a także poprzedzić pojawienie się figury Matki Boskiej Skrzatuskiej, która była obecna na wielu wcześniejszych spotkaniach młodzieży. Tym bardziej teraz nie mogło Jej zabraknąć. 

A zakonnice? Muszę przyznać, że dobrze sobie radziły na motorach. Obserwowałam je. Niektóre były skupione, wręcz spięte, inne wydawały się być zdziwione swoim dokonaniem, a jeszcze kolejne „śmigały” wokół stadionu z szerokim uśmiechem na ustach. Pomyślałam wtedy, że każda z sióstr jechała w niepowtarzalnym stylu, wioząc swoją życiową historię i każda odniosła zwycięstwo – znalazła się na mecie.  

Z czym do gości? 

A jak jest z nami? Często uważamy, że jesteśmy do niczego, że z nas już nic nie będzie. Przecież mamy poplątane życiorysy, ciągle upadamy, jesteśmy niewystarczająco zdolni, dobrzy, śmiali, zaradni… Zawsze znajdzie się jakieś „ale” podważające naszą wartość i gotowość do działania. Nie wierzymy, że Bóg nas powołuje do wielkich rzeczy. Myślimy: Z czym do gości? Przecież ja nigdy taka/taki nie będę… Porównujemy się. A to właśnie nie chodzi o to, żeby stać się drugim Adamem Szustakiem, Kamilem Stochem czy kopią Anny Lewandowskiej, ale o to, by powiedzieć „tak” i zgodzić się na własną historię pełną pytań, niepowodzeń i radości.  

Nie wszystkim siostrom od razu dobrze szło na motorach (widziałam, jak było), ale wszystkie zwycięsko dojechały na tę samą metę… 

Fot. PAP/Paweł Supernak

Nie masz konkurencji 

Jest dobra wiadomość – wbrew pozorom nie uczestniczymy w żadnym wyścigu i nie ma konkurencji, bo nikt nie jest w stanie podjąć naszej misji oprócz nas samych. Uff, kamień z serca. Myślę, że im bardziej otworzymy się na życiową drogę i pozwolimy, by Jezus nas znalazł, tym mocniej poczujemy Jego miłość. 

„Każdy i każda z nas – uświadommy to sobie dzisiaj – ma z Bogiem absolutnie oryginalną relację. Bóg nie ma nikogo innego, tylko mnie, moją osobę, moją historię, aby objawić w pewien sposób, dla mnie właściwy, miłość – mówił bp Edward Dajczak w swojej homilii na stadionie. 

Życie jest nieprzewidywalne 

Cieszę się, że byłam na tym wydarzeniu. Może w takim tłumie i gwarze trudno się wyciszyć, ale z całą pewnością można naładować wewnętrzne akumulatory. Wobec 40 tysięcy ludzi, którzy tańczą i śpiewają, trudno przejść obojętnie. Co prawda, mnie jako wolontariuszkę, wiele konferencji i koncertów ominęło, bo byłam zajęta noszeniem krzeseł czy rozdawaniem ulotek, ale za to… Przypadkowo spotkałam znajomych, miałam zaskakującą, szaloną przejażdżkę meleksem i dostałam cukierki. 

Ale nic dziwnego, w końcu, jak mówi papież Franciszek, nasz Bóg jest Bogiem niespodzianek. Bądźmy otwarci na niespodzianki. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze