fot. EPA/ATEF SAFADI

Chodzi o coś więcej niż tylko o Izrael – to wyzwanie dla naszych wartości i przekonań [ROZMOWA]

„Wierzę i  nie chciałbym się pomylić, że papież Leon XIV, mój amerykański brat, będzie tym znaczącym przywódcą, który zjednoczy siły dobra przeciwko siłom zła – nawet wiedząc, że będzie musiało to zostać zrobione z siłą, mocą i przewalczeniem większego zagrożenia dla niewinnego życia ze strony siły, która uosabia zło” – powiedział Abraham Foxman. W rozmowie z KAI długoletni dyrektor Ligi Przeciw Zniesławianiu (ADL) mówiąc o wojnie izraelsko-irańskiej zwraca uwagę, że religijną deklaracją programową irańskich fundamentalistów islamskich jest określanie Ameryki mianem „Wielkiego Szatana”, a Izraela mianem „Małego Szatana”.

Waldemar Piasecki: Izrael dokonał ataku wyprzedzającego na Iran i zniszczenia instalacji mogących służyć produkcji broni nuklearnej oraz personalnej eliminacji osób w to zaangażowanych. Precyzja i skuteczność akcji zwraca uwagę i robi wrażenie. Opinia publiczna zadaje pytanie czy nie była to akcja ponadskalowa. Jakie jest Pana zdanie?

Abraham Foxman: Ten prewencyjny atak Izraela jest już o wiele spóźniony. Żaden kraj nie przetrwa, gdy inny kraj zagraża jego istnieniu przez lata i publicznie przysięga, że go zniszczy. Jednocześnie buduje potencjał nuklearny i finansuje swoich pełnomocników, aby prowadzili terroryzm i wojnę – Hamas, Hezbollah, Huti i inni. Planował swoją obronę i działania przez lata. Atak Iranu z 7 października sfinansował i wyposażył Hamas i Hezballah, przekonał Izrael, że nie ma wyboru, aby wyprzedzić, nawet jeśli będzie stał sam.

Co sprawiło, że Iran, z którym kiedyś Izrael miał bardzo dobre relacje stał się śmiertelnym wrogiem deklarującym potrzebę starcia państwa żydowskiego z powierzchni ziemi?

–  Tak było. Ajatollahowie, którzy w 1979 roku obalili szacha Mohammada Pahlawiego, są religijnymi fundamentalistami islamskimi, którzy widzą Amerykę, Zachód i Izrael na Bliskim Wschodzie jako śmiertelnych wrogów swojej skrajnie radykalnej wersji islamu. Ich religijną deklaracją programową jest określanie Ameryki mianem „Wielkiego Szatana”, a Izraela mianem „Małego Szatana”. Mało tego, inne kraje muzułmańskie, które nie podzielają ich pojęcia islamu, postrzegają jako wrogów, których należy zniszczyć. Oczywiście muszą mierzyć zamiary podług sił i dlatego Izrael, który znajduje się na Bliskim Wschodzie, stanowi bardziej bezpośrednie wyzwanie dla ich ideologii i polityki.

>>> Izrael: w czasie wojny z Iranem katolicy hebrajscy modlą się na Zoomie

fot. EPA/MAXAR TECHNOLOGIES HANDOUT — MANDATORY CREDIT: SATELLITE IMAGE 2025 MAXAR TECHNOLOGIES

Wydawało się, ze dążenia światowych mocarstw, w tym Stanów Zjednoczonych, mogą zapobiec wyprodukowaniu przez Iran broni atomowej. Czy naprawdę nie było na to szansy i konieczny był atak, którym sojusznicy Izraela byli zaskoczeni?

–  Wszystkie dotychczasowe próby kontrolowania i powstrzymywania ich nuklearnych aspiracji wojskowych zawiodły. Oszukiwali i nadal łamali wszystkie porozumienia. Dopiero w zeszłym tygodniu Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) ogłosiła, że Iran jest bliżej niż kiedykolwiek broni jądrowej.

Sytuacja zdaje się eskalować. Czy może doprowadzić do regularnej wojny na Bliskim Wschodzie?

–  Na Bliskim Wschodzie trwa wojna – Iran i jego pełnomocnicy atakują i próbują zniszczyć Izrael. Chodzi o obronę kraju, jego obywateli i suwerenności.

Czy uważa Pan, tak jak wielu komentatorów światowych, że celem obecnego izraelskiego premiera Netanjahu jest wciągniecie Ameryki do takiej wojny? Mogłoby to prowadzić do jej globalizacji i tego, aby stała się trzecią wojną światową. Dostrzega Pan takie zagrożenie?

– Nie, unikam tego. Izrael zawsze prowadził własne wojny. Nie chował się za plecami. Chodzi o coś więcej niż tylko o Izrael – to wyzwanie dla naszych wartości i przekonań. Kanclerz Niemiec, Friedrich Merz powiedział dziś – Izrael broni nas wszystkich. Tak samo, jak robi to Ukraina. Sam Izrael może zrobić tylko tyle, ile właśnie Ukraina walcząc z agresją Rosji. Ameryka oczywiście może mieć wpływ na zniszczenie potencjału nuklearnego irańskiego, irracjonalnego państwa ekstremistycznego. Wierzę jednak, że nikt nie wciągnie Trumpa i Ameryki w nic, do czego nie chcą się przyłączyć.

Ogromna część opinii światowej, a także poważna część opinii izraelskiej uważa, że wojna z Iranem odciąga uwagę od problemów, jakie premier Binjamin Netanjahu ma z prawem, a przed sądem chroni go dziś immunitet.  Czy ten motyw personalny może decydować?

–  Jest to trochę przesadne. Netanjahu zawsze walczył z zagrożeniem ze strony Iranu i jego ambicjami nuklearnymi. Lata przed jego problemami prawnymi. Niektórzy mogą tak argumentować w sprawie decyzji dotyczących Gazy, ale na pewno nie w sprawie Iranu.

fot. Waldemar Piasecki

Putin  odrzuca ideę suwerenności Ukrainy i podważa istnienie odrębnego narodu ukraińskiego. Uważa, że Ukraina to sztuczny twór państwowy powstały na życzenie Zachodu. Dlatego powinien przestać istnieć. Dlatego podjął próbę likwidacji Ukrainy napadając na nią. Jest ta sama retoryka, jakiej dyktatura irańskich ajatollachów używa wobec Izraela. Czy świadomość, że Rosja i Iran to  w sumie jedno i to samo zagrożenie jest szerzej obecna w Ameryce?

Jak we wszystkim w życiu – ci ludzie, którzy mają wiedzę i śledzą wiadomości – znają i rozumieją podobieństwa. Ci, którzy nie znają historii i bieżących wydarzeń, rozumieją ją mniej lub wcale. Jak zdefiniował Adam Mickiewicz: „Taki świat widzą, jaki horyzont tępymi zakreślają oczyma”.

>>> Ambasador Izraela przy Watykanie broni ataków militarnych na Iran

Rosję łączy z Iranem umowa wojskowa z początku tego roku. Reżim Putina jest obficie zaopatrywany przez reżim ajatollachów w śmiercionośną broń używaną w wojnie na Ukrainie. Jakiej reakcji Kremla można się w obecnej sytuacji spodziewać? Pomoże Iranowi? Jakie niosłoby to konsekwencje?

– Putin jest winien Iranowi wdzięczność i pomoc  za wspieranie agresji na Ukrainę. Ale w tej chwili nie spieszy się, by wyjść naprzeciw ich potrzebom, poza słowami. Kombinuje, jak nie pójść zbyt daleko w popieraniu Iranu, bo teraz kłóci się również z Trumpem w sprawie Ukrainy. Putin to chytry lis, ale nie ma takiego lisa, który by w końcu nie wpadł w sidła. Wierzę, że Putin ostatecznie się przeliczy.

fot. EPA/ATEF SAFADI

Europa ma już na swym terytorium wojnę rosyjsko-ukraińską. Teraz staje w obliczu wojny izraelsko-irańskiej w swoim bliskim sąsiedztwie. To jest zupełnie inna perspektywa niż amerykańska. W konsekwencji może mieć to wpływ na relacje euroatlantyckie. Co – Pana zdaniem – powinna dziś robić obecna administracja amerykańska, aby wzmacniać sojusz z Europą?

–  Pytanie wykracza poza obecną kwestię konfliktu spowodowanego zagrożeniem nuklearnym ze strony Iranu, ale jest ważne. Chociaż wojna ma i będzie miała konsekwencje w cenie ropy naftowej – co wpłynie na Europę, Chiny itd., Arabia Saudyjska i inni producenci ropy naftowej zwiększyli produkcję, aby powstrzymać nagły wzrost cen ropy naftowej. Jeśli chodzi o stosunki euroatlantyckie – mam nadzieję, że powrócimy do starego, dobrego ducha specjalnego sojuszu między Europą a Ameryką. To zawsze był fundament ładu światowego. Nie wolno go podkopywać.

Przeżył Pan wojnę, ocalał z Holocaustu. Wie Pan dobrze, jakim złem jest wojna. Dziś rakiety i bomby spadają i na Iran, i Izrael. Co zrobić, żeby to jak najszybciej zakończyć?

– Moim zdaniem antidotum jest szybka, decydująca klęska Iranu i jego imperium zła. Wolny świat czekał o wiele za długo, aby stawić czoła złu nazizmu i faszyzmu. Drogo za to zapłacił. Dziś inkubatorem i rozsadnikiem tych zjawisk jest Iran pod rządami religijnych fanatyków.

Który z liderów światowych może dziś najskuteczniej doprowadzić do końca narastający konflikt, o którym rozmawiamy? Czy to może być papież Leon XIV?

 –  Myślę, że w tej sytuacji – to Trump. Europejscy przywódcy są zajęci walką z innym, rosyjskim złem blisko nich. Co do papieża, jego rola jest trudna do przecenienia. Jest jednak ważne uwarunkowanie. Dopóki papież czuje duchowy i religijny mandat do potępiania przemocy ze wszystkich stron pozostaje realną siłą. Kiedy ta zdolność gaśnie w wyniku politycznych kalkulacji, autorytet niestety umiera, nie stając się głosem moralnym potępiającym zło i przyjmującym dobro. Wierzę i nie chciałbym się pomylić, że papież Leon XIV, mój amerykański brat, będzie tym znaczącym przywódcą, który zjednoczy siły dobra przeciwko siłom zła – nawet wiedząc, że będzie musiało to zostać zrobione z siłą, mocą i przewalczeniem większego zagrożenia dla niewinnego życia ze strony siły, która uosabia zło. Może z pewną emfazą powiem, iż chciałbym, aby poszedł śladami mego polskiego brata Jana Pawła II, który uczynił tyle dobra w zwalczaniu zła, choćby tylko przez swój udział w upadku nieludzkiego komunizmu.

Co doradziłby Pan polskim obserwatorom tego co się dzieje dziś na Bliskim Wschodzie?

– Doradzać nie śmiem. Prosiłbym natomiast, aby uważnie patrzyli i oceniali kto jest… szatanem. I jakie jego imię.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze