Chrześcijańscy uchodźcy w Turcji 

Na początku czerwca 2018 r. kolejny raz zatonęła łódź przemycająca uchodźców z Turcji do Grecji. Śmierć poniosło dziewięć osób, w tym sześcioro dzieci. Może nam się wydawać, że uchodźcy w Turcji to jednolita masa – ubodzy Syryjczycy mieszkający w obozach, ale to tylko cześć historii. 

Szacuje się, że w Turcji przebywa ponad 3 miliony migrantów. W marcu 2016 r. została podpisana umowa między rządem kraju znad Bosforu a Unią Europejską. Miała ona ograniczyć napływ uchodźców do Europy. Prezydent Erdoğan niejednokrotnie straszył „wypuszczeniem migrantów”, gdy tylko nie podobało mu się postępowanie jakiegoś europejskiego rządu. Migranci to turecki „As w rękawie”. Specjaliści już alarmują, że granica stała się mniej szczelna i do Europy dopływa więcej statków z imigrantami niż rok temu. Powodów może być wiele, jednak przede wszystkim należy zwrócić uwagę na te finansowe. Wielomiliardowa pomoc zaproponowana przez UE nie wystarczy na pokrycie wszystkich kosztów utrzymania obozów dla uchodźców. Już bez tego Turcja boryka się z ogromnymi problemami ekonomicznymi. Kurs liry spada od kilku miesięcy, w maju osiągnął rekordowy próg: za jedno euro należało zapłacić nawet 5,5 liry. Ceny poszły w górę kilkukrotnie, butelka wody kosztuje o 1/3 więcej niż cztery miesiące temu, a społeczeństwo jest coraz bardziej niezadowolone. O kryzys gospodarczy często oskarżani są uchodźcy, który żyją na koszt państwa, a gdy znajdują pracę, to często pobierają dużo mniejsze wynagrodzenie i zabierają miejsca pracy Turkom. Niejednokrotnie słyszałam od młodych Turków, że przecież Europa jest bogatsza, więc niech ona pomaga, bo dlaczego oni mają pomagać Arabom: przecież oni zdradzili Imperium Osmańskie i sułtana podczas I wojny światowej.  

Syryjczycy. Grupa niejednorodna  

Widziałam też trochę pomocy „w praktyce”. Kilka miesięcy temu w hotelu Sheraton została zorganizowana konferencja na temat uczenia obcokrajowców języka tureckiego. Było dużo znakomitych gości, w tym minister Kultury i Turystyki. Wygłosił on płomienną przemową dotyczącą pomagania „braciom muzułmanom”. Przypomnę jedynie, że spotkanie dotyczyło nauczania języka tureckiego i w teorii nie było polityczne, no ale zbliżają się wybory, więc wszystko jest polityczne. Na wydarzenie zostały zaproszone „siostry muzułmanki” – Syryjki z obozu dla uchodźców, które uczą się języka tureckiego. Była to grupa 20, może 30 dość szczelnie zakrytych kobiet, ubranych przeważnie na czarno z podniszczonymi torebkami i dotykowymi telefonami (!). Siedziały na sali i miały być „żywym” przykładem pomagania uchodźcom. Po części oficjalnej ich obecność zaczęła jednak trochę przeszkadzać zgromadzonym. Podczas poczęstunku ustawiły się szybko w kolejce do wszystkich stołów, (może były głodne, a może po prostu skusiły je bardzo apetyczne przystawki), ale słychać było pomrukiwanie, że „ważni” goście muszą stać w kolejce po owocowe babeczki, a może już ich nie będzie, bo one rzuciły się na jedzenie. Później, podczas obiadu, również zostały posadzone w odległej części sali. Osobiście odniosłam dość przykre wrażenie, że zostały zaprezentowane jako przykład filantropii tureckiej, a później najlepiej jakby zeszły z oczu.

Ale nie wszyscy uchodźcy z Syrii są ubodzy i potrzebują pomocy. Takich znamy najwięcej z przekazów telewizyjnych i zdjęć, bo takim najbardziej się współczuje. Znowu podam przykład: chłopak z Homs, 23 lata, nazwijmy go Ahmed, bo nie chciał ujawnić swojego prawdziwego imienia. Teraz wraz z rodziną mieszka w Stambule, do Syrii nie wróci, bo jest w wieku poborowym i wzięliby go do wojska, po wojnie też raczej nie planuje wracać. Jego rodzina należała do wyższej klasy społecznej, uciekając udało im się zabrać ze sobą oszczędności i cenniejsze rzeczy, więc mieli w Turcji „na start”. Ahmed świetnie mówi po angielsku, a należy dodać, że w Turcji przeważająca część społeczeństwa, nawet młodego, po angielsku nie mówi. A jeśli twierdzi, że mówi trochę, to znaczy, że potrafi powiedzieć: „cześć, jak się masz”, a na więcej bym nie liczyła. Ahmed już w Turcji zaczął od nauki tureckiego, który również szybko opanował. Poszedł na studia i założył firmę. Żyje im się dobrze. Ahmed dostał się nawet na studia do USA, ale boi się, że nie dostanie wizy. Takich historii W Turcji jest więcej: zatrudnienie i dobre wynagrodzenie znaleźli specjaliści, m.in. lekarze, inżynierowie, wykładowcy akademiccy. Dużym atutem jest również bardzo dobra znajomość języków obcych. Myśląc więc o uchodźcach, należy patrzeć szerzej, bo nie stanowią oni jednolitej masy, choć łączy ich jedno: prawie wszyscy chcieliby „na Zachód”.  

Chrześcijanie na tureckiej ziemi  

Turcja, jako kraj laicki (przynajmniej w teorii), stanowi pewnego rodzaju schronienie dla uciekających przed prześladowaniami chrześcijan. Oczywiście wśród Syryjczyków również są chrześcijanie. W Stambule są nawet dwa kościoły: katolicki i ortodoksyjny kościół syryjski, w których mogą się zbierać. Katolicka wspólnota w Ankarze zorganizowała z okazji Świąt Wielkanocnych zbiórkę pieniędzy dla rodzin chrześcijańskich (uchodźców) żyjących w złych warunkach. Takich rodzin jest tutaj w pobliżu kilkanaście. Udało się uzbierać 70 tys. lir, czyli po kilka tysięcy dla rodziny. Cieszyła się takim zainteresowaniem, że postanowiono ją kontynuować i nadal pomagać potrzebującym chrześcijanom.  

Chrześcijańscy uchodźcy w Turcji to nie tylko Syryjczycy. Spotkać można sporą grupę Irańczyków czy Pakistańczyków, którzy uciekli tutaj przed prześladowaniami. Jeden z moich znajomych Irańczyków prosił, żeby modlić się za jego znajomego, który w Iranie był wielokrotnie wcześniej aresztowany, a teraz czeka na wykonanie kary śmierci, właśnie za wiarę. Tych wszystkich ludzi łączy jednak to, że niechętnie wchodzą w szczegóły swoich historii. Może jeszcze niewystarczająco mi ufają, a może po prostu nie czują się w Turcji bezpiecznie. W końcu w tym kraju nawet kupując bilet na autobus należy podać wszystkie swoje dane wraz z numerem dowodu.  

Na koniec chciałabym opowiedzieć o Irankach, które poznałam w kościele, do którego chodzę. Matka i dwie dorosłe córki. Chodzą ubrane po europejsku, nie noszą chust, utrzymują się z malowania miniatur. Widziałam jedną: złoty krzyż przypominający te koptyjskie otoczony również takim bliskowschodnim ornamentem. Śliczne i dość drogie. Z tego, co mi wiadomo dzięki pomocy znajomych, te dzieła są sprzedawane głównie do Europy. Te kobiety w Turcji żyją w strachu. Na każde zadanie pytanie, nawet o sposób wykonania obrazu, mówią, że one nie mogą nic mówić ponieważ tutaj warunki są niesprzyjające. Ewidentnie się boją, choć ja nie odczułam żadnej nieprzyjemnej reakcji ze strony Turków, a chodzę z krzyżykiem na szyi, ale ja mam gdzie wracać i zawsze mogę się zgłosić do mojej ambasady po pomoc. A one są tutaj same, jednak, jak zaznaczyły, zawsze mogą liczyć na pomoc księży, którzy posługują w Turcji oraz całej wspólnoty.  

Turcja ma ogromny problem z uchodźcami. Patrząc na nich należy pamiętać, że ich historie, poziom życia czy choćby religia bardzo się różnią. Chyba można mieć jedynie nadzieję, że wojna się skończy, prześladowania ustaną, a ludzie, którzy i tak wiodą ciężkie życie, przestaną być wykorzystywani do celów politycznych.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze