fot. Vatican News

Co zapamiętam z pontyfikatu papieża Franciszka? [KOMENTARZ] 

Pontyfikat papieża Franciszka był obfity w najróżniejsze medialne gesty, nowe idee i kontrowersje. Jest za wcześnie, by nazwać go „przełomowym”. Natomiast podzielę się tym, co we mnie zostanie po Franciszku. 

Pomimo różnych spornych i niezrozumiałych dla mnie kwestii, papież Franciszek budził we mnie dużo sympatii. Z drugiej strony – miałem wątpliwości co do słuszności niektórych podejmowanych przez niego decyzji. Nie podejmę się zatem jakiejś ogólnej oceny pontyfikatu. Krótko mówiąc, mam na jego temat dość mieszane i sprzeczne uczucia. Takie też miałem od początku. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Franciszka mówiącego buona sera z niemal grobową miną, to miałem obawy, że może być papieżem bez charyzmy. Okazało się, że jest wręcz przeciwnie. Jeszcze tego samego dnia, gdy napływało wiele informacji na temat kard. Jorge Bergoglio, zachwyciłem się licznymi elementami jego „sposobu bycia” jako metropolity Buenos Aires. Jego prostota i „ludowość” robiły na mnie pozytywne wrażenie, a jednocześnie budziły pewien niepokój. Dla mnie osobiście najważniejszym działaniem Franciszka jako papieża była kwestia synodalności. I także tutaj jednocześnie mam pewne wątpliwości co do tego, jak była ona czasem implementowana. 

Kard. Jorge Bergoglio popijający Yerba Mate, fot. Guaraní/DM

Blaski… 

Synodalność, zaangażowanie świeckich i współodpowiedzialność za Kościół de facto już wcześniej istniały w Kościołach misyjnych. Ociężałemu i staremu Kościołowi w Europie może trudno jest ten fakt zaakceptować, ale to właśnie w wielu miejscach poza Europą wiara kwitnie, a powołań jest całkiem sporo. Franciszek po prostu trzeźwo odczytał to, co się dzieje z Kościołem. Synodalność jawi się jako jego przyszłość. Uważam, że jego zachęcanie do „wstania z kanapy” czy „wyjścia na peryferie” warto odczytywać również w kontekście synodalności – to wezwanie do wzięcia odpowiedzialności za Kościół, za parafię, za swoje otoczenie. W krajach Zachodu, gdzie indywidualizm jest dość rozbuchany, to wołanie o powrót do wspólnotowości, która poza Zachodem nierzadko jest wciąż czymś naturalnym. 

Powrót do starożytnej idei synodalności we współczesnej odsłonie, mocniejsze podkreślenie roli świeckich, a zwłaszcza najmniejszych i wykluczonych – to coś, co przynajmniej w moim postrzeganiu Kościoła zostanie po tym pontyfikacie. Jednocześnie pewne wypowiedzi czy decyzje Franciszka rzucały cień na ideę synodalności oraz mogły prowadzić do jej błędnego rozumienia – jako zamachu na nauczanie Kościoła – czym straszyły niektóre środowiska katolickie.  

Obrady Synodu o synodalności, fot. PAP/EPA/RICCARDO ANTIMIANI

…i cienie synodalności 

Ograniczenie dostępu do tzw. mszy trydenckiej wiernych przywiązanych do tradycji łacińskiej wydało mi się działaniem sprzecznym z ideą synodalności oraz różnorodności w Kościele, tak przecież podkreślanej przez Franciszka. W trakcie trwania Synodu o synodalności ogłoszono też dokument Fiducia supplicans, którego zapisy przecież łatwo mogły zostać interpretowane jako zmiana nauczania Kościoła. Odchodząc od dyskusji nad jego rzeczywistą treścią, publikacja tej deklaracji w środku procesu, który niepokoił wielu zachowawczych katolików, mogło jedynie jeszcze bardziej wzbudzić ich obawy.  

Co ciekawe, gdy afrykańscy biskupi stwierdzili, że nie będą wprowadzać zapisu o „błogosławieniu par homoseksualnych”, to Franciszek zaakceptował ten fakt. Różnorodność w praktykach w zależności od regionu i kontekstu jest jak najbardziej słuszna. Czy jednak w tym wypadku nie istnieje zagrożenie swoistego „rozdrobnienia doktrynalnego”? Trudno sobie wyobrazić sytuację, że coś w jednej diecezji jest uznawane za element wiary lub za moralne, w innej będzie niemoralne i obciążone grzechem. To nie byłaby jedność w różnorodności, lecz rozbicie jedności Kościoła. Przecież Chrystus zawsze i wszędzie jest jeden i ten sam. 

Zła krytyka i zła obrona papieża 

Podczas pontyfikatu ujawniły się z większą mocą pewne stronnictwa, które zdawały się zupełnie nie rozumieć prymatu papieskiego. Z jednej strony mieliśmy krytyków, którzy bezpodstawnie widzieli we Franciszku heretyka, a nawet nie chcieli uznawać go za legalnego biskupa Rzymu. W mediach pojawiało się wiele komentarzy wprost obraźliwych i dzielących Kościół. Niektórzy mówili, że nie będą uznawać nauczania Franciszka, zapominając, że katolicy są zobowiązani uznawać także zwyczajne nauczanie Kościoła. 

fot. PAP/EPA/ANGELO CARCONI

Posłuszeństwo temu nauczaniu nie oznacza jednak bezrefleksyjnego przyjmowania. Jak najbardziej można, a nawet w niektórych wypadkach należy, dyskutować nad tym nauczaniem czy postępowaniem papieża. I tutaj pojawiła się frakcja „papolatrii”, która chciała niemal wykluczać z Kościoła każdego, kto tylko zająknąłby się na temat tego, że być może pewne elementy nauczania Franciszka czy jego postępowanie w pewnych kwestiach należałoby przedyskutować. A przecież Kościół nie jest sektą. Tak działo się przez całe wieki Kościoła i nawet święci podejmowali się dyskusji z Ojcem Świętym. Jednak miłość do papieża i pokora z jaką to robili to dobry przykład dla tej pierwszej grupy. Warto spojrzeć choćby na listy św. Katarzyny ze Sieny. 

Uważam, że jest to jedna z kwestii, którą będzie musiał Kościół wewnętrznie przepracować. Jak zachować jedność pod egidą papieża w tak dużej różnorodności i jednocześnie umocnić jego autorytet wobec narastających sporów doktrynalnych?  

Franciszek, jak każdy papież, zostawił na Kościele swoje piętno. Jego pontyfikat wprowadził wiele wartościowych elementów w życie katolickiej wspólnoty. Odcisnął silne piętno również na mojej wierze i spojrzeniu na moje miejsce w Kościele. Jednocześnie niektóre decyzje Watykanu za jego pontyfikatu były dla mnie trudne do zrozumienia. Mam nadzieję, że Franciszek modli się już w niebie za Kościół oraz za wybór godnego następcy na tron św. Piotra. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze