fot. unsplash / Tim Marshall

Codzienne umieranie [FELIETON]

W chrześcijaństwie jest pewien paradoks. Umieranie rodzi życie. Śmierć cielesna wprowadza do nowego życia, życia wiecznego. A umieranie codzienne, w małych rzeczach, prowadzi do tego, że życie duchowe nabiera rozpędu i głębi. 

Przez 20 lat żyła w zakonie, spełniała wszystkie obowiązki, chodziła na modlitwy, jednak wciąż czuła, że czegoś jej brakuje, że to nie jest to. W klasztorze była lubiana, ale miała także przyjaciół spoza klasztoru. W końcu dochodzi w swoim życiu do pewnego bezsensu. „Chciałam pogodzić ze sobą życie duchowe z pociechami, upodobaniami i rozrywkami zmysłowymi. (…) W efekcie ani Bogiem się nie cieszyłam, ani nie miałam zadowolenia ze świata”. Teresa, będąc siostrą zakonną, przestała się modlić. Stała się trochę dystansowana. Nie była ani zbytnio zaangażowana, ani wroga, ale pozostawała duchowo „letnia”. 

Bóg sam wystarczy

Po dwudziestu latach takiego życia w czasie czytania „Wyznań” św. Augustyna, przed obrazem umęczonego Chrystusa, zaczyna uświadamiać sobie swoją grzeszność. Jej wnętrze na nowo odzyskuje życie.  

Od tej chwili już się nie zatrzymuje i „idzie na całość”. Zaczyna mieć doświadczenia mistyczne, ale jest także kobietą czynu. Zaczyna dochodzić do przekonania, że surowsze warunki życia sprzyjają głębszej modlitwie. Zakłada pierwszy klasztor, który ma żyć według odnowionej, bardziej radykalnej reguły. Wraz ze świętym Janem od Krzyża zakłada w sumie 33 klasztory, napotykając przez cały czas opór ze strony władz kościelnych i swoich współsióstr, była także przesłuchiwana przez inkwizycję.  

Święta Teresa z Ávili, fot. wikimedia commons

Po jej śmierci w brewiarzu odnaleziono zakładkę zapisaną słowami: „Niech nic cię nie smuci, niech nic cię nie przeraża, wszystko mija, lecz Bóg jest niezmienny. Cierpliwością osiągniesz wszystko; Temu, kto posiadł Boga, niczego nie braknie. Bóg sam wystarczy. Solo Dios basta!”.

Wszystko jest możliwe dla tego, kto kocha 

Bóg stał się całym światem dla Teresy z Avila. Od tego momentu, chociaż nadal miała przyjaciół, nadal za bardzo przywiązywała się do spowiedników, nadal myślała o tym, że chce być piękna, to jednak te odczucia nie mogły już konkurować z miłością do Boga. Kiedy doświadczyła Jego pełnego miłości spojrzenia – nic już nie było dla niej równie ważne jak to, by kochać Go jeszcze bardziej. 

Dlatego zdecydowała się zostawiać, by zostawiać to, co nie służyło modlitwie i życiu wewnętrznemu. Kiedy widzimy człowieka, który zostawia to, co wydaje nam się synonimami szczęścia z powodu miłości do Boga, to czasami pojawia się tendencja, by w Bogu widzieć okrutnika, który wymaga takich ofiar. Ale to nieporozumienie wynika ze złego postawienia akcentów. To nie tyle Bóg wymaga, co człowiek, który kocha, chce oddać Temu, którego kocha wszystko.  

Fot. oblaci.pl/Paweł Gomulak OMI

Podobnie jest przecież z miłością między ludźmi. Z powodu miłości jesteśmy gotowi na wiele poświęceń, wyrzeczeń, aż do oddania wszystkiego drugiej osobie. Z tym, że drugi człowiek może zniszczyć lub nie uszanować naszego daru. Bóg nigdy w ten sposób nie postępuje.  

Umieranie ożywiające 

Na tym właśnie polega paradoks, że umierając dla siebie – to znaczy każdego dnia rezygnując z własnego egoizmu, własnego stawania na piedestale, udowadniania racji, wykorzystywania innych, dla zysku czy dla przyjemności – odkrywamy nową jakoś życia. Okazuje się, że nie chodzi o to, by w życiu zgromadzić więcej, ale by więcej oddawać. Wtedy życie staje się duchowo płodne. Rodzi się nie tylko nowe życie w człowieku, ale także promieniuje na innych, prowadzi do Bożej miłości także innych. Tak jak życie Teresy z Avila nie tylko odmieniło życie jej samej, ale także tych wszystkich, którzy korzystają z jej doświadczenia duchowego nawet wiele wieków po jej śmierci. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze