Krzysztof Kowalewski, fot. Fryta 73, Strzegom, commons.wikimedia

„Człowiek dobrego serca”: pożegnanie Krzysztofa Kowalewskiego

Był aktorem obdarzonym niesłychaną siłą intensywności przekazu, niezwykłym talentem. I przy swojej wielkości był niesłychanie koleżeński – tak aktor Wiktor Zborowski wspominał Krzysztofa Kowalewskiego. – Nie umiem się z Tobą pożegnać – mówiła z kolei Marta Lipińska. Dziś, w Warszawie, bliscy i znajomi żegnali aktora Krzysztofa Kowalewskiego. 

Uroczyste pożegnanie Krzysztofa Kowalewskiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, odbyło się w Kościele Środowisk Twórczych przy placu Teatralnym w Warszawie. Kowalewski zmarł 6 lutego w wieku 83 lat. Zmarłego żegnała rodzina m.in. żona Agnieszka Suchora i córka Gabriela, przyjaciele, aktorzy i współpracownicy – m.in. Andrzej Zieliński, Marian Opania, Olga Lipińska, Maja Komorowska, Anna Seniuk, Borys Szyc, Piotr Gąsowski, Marcin Troński.

fot. PAP/Leszek Szymański

Duszpasterz środowisk twórczych archidiecezji gdańskiej ks. Krzysztof Niedałtowski, który prowadził pożegnanie, zwrócił uwagę, że „Krzysztof Kowalewski nie był zdeklarowany ideowo, on był po prostu człowiekiem dobrego serca„. „I pan Bóg nas będzie sądził właśnie z tego. Jeśli tak to będzie wyglądać, to jedyne pytanie będzie o dobre człowiecze serce, czyli o miłosierdzie. To będzie pytanie o to, czy byłeś na tyle mądry i dojrzały, żeby żyć dla innych, czy na tyle głupi i egoistyczny, żeby żyć tylko dla siebie” – nauczał. Ks. Niedałtowski mówił, że zapamiętał Krzysztofa Kowalewskiego jako „człowieka wielkiego uśmiechu, pogody ducha, łagodności”. „Ilekroć mieliśmy okazję rozmawiać, ilekroć Agnieszka, Gabrysia i Krzysztof przyjeżdżali nad morze, gadaliśmy do upadłego i zawsze było to pełne życzliwości, uśmiechu i takiego właśnie dystansu do samego siebie” – wspominał. „Niech to będzie testamentem, który bierzemy z dzisiejszego pożegnania od Krzysztofa – dobrego człowieka, wspaniałego aktora, męża, ojca i przyjaciela. Tak go zapamiętajmy i tak go przenieśmy i ocalmy od zapomnienia” – zaapelował.

fot. PAP/Leszek Szymański

Adwokat Krzysztof Stępiński, przyjaciel Kowalewskiego, mówił, że był on obdarzony nieprawdopodobną delikatnością. „W życiu nie spotkałem człowieka równie delikatnego, rozumiejącego, ciepłego, otwartego” – dodał. Pisarka Magda Dudzińska, która znała Kowalewskiego około 50 lat, podkreślała, że „Krzyś Kowalewski był człowiekiem życzliwym i szlachetnym, jeżeli wyrażał krytyczne opinie to w delikatny sposób„. Wspominała, że Kowalewski „nie zmieniał poglądów ani sposobu bycia i umiał słuchać”. „Był jednym z najautentyczniejszych ludzi, jakich w życiu znałam. Miał tony wiernych fanów, którzy cytowali teksty jego filmowych ról i młodych wielbicieli oglądających go na okrągło w komórkach” – dodała.

Aktor Wiktor Zborowski przemawia podczas uroczystości pogrzebowych, fot. PAP/Leszek Szymański

Wiktor Zborowski wspominał m.in. pierwsze spotkanie z Krzysztofem Kowalewskim, do którego doszło w 1969 r. w warszawskiej PWST podczas zajęć szermierki. „Zajęcia prowadził pan prof. Sławomir Lindner, a jego asystentem był Krzysztof Kowalewski. Po zajęciach poprosił nas, abyśmy chwilkę zostali. Krzysiek do każdego podszedł, wyciągnął grabulę ze słowami: Krzysiek jestem. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak pękaliśmy z dumy, że ten oto nasz wykładowca przechodzi z nami, pierwszoroczniakami, na 'ty’ (…). Krzysiek był po imieniu ze wszystkimi studentami w Szkole Teatralnej, bo miał taki obyczaj. Tym pięknym obyczajem osiągnął nie tylko naszą miłość, ale także to, że wszystkie egzaminy z tejże szermierki to były maleńkie arcydzieła naszej sprawności, bo nie chcieliśmy w żadnym stopniu zawieść” – powiedział. Aktor podkreślił także, że od Krzysztofa Kowalewskiego usłyszał kiedyś, że szkoła nie nauczy nikogo zawodu, ale jeśli potraktuje się ją poważnie, przygotuje studentów do uprawiania zawodu, którego będą uczyć się całe życie. „To były dla mnie bardzo ważne słowa, a szczególnie istotne, że powiedział to nie ten wielki Krzysztof Kowalewski tylko trochę starszy od nas kolega z 10-letnim stażem, ale wtedy jego kariera dopiero raczkowała” – zaznaczył.

fot. PAP/Leszek Szymański

Zborowski podkreślił, że Krzysztof Kowalewski był „wybitnym aktorem obdarzonym niesłychaną siłą intensywności przekazu, niesłychaną wszechstronnością, niezwykłym zupełnie talentem„, a „przy tej swojej wielkości, wybitności był niesłychanie koleżeński” i „miał ogromny autorytet”. „Zostaniesz na zawsze w naszych sercach, pamięci, w uśmiechu, jaki będzie się zawsze pojawiał na wspomnienie Ciebie. Pozostaniesz jako przecudowny kumpel, fenomenalny aktor i dobry, mądry człowiek” – podsumował.

fot. PAP/Leszek Szymański

Kowalewskiego żegnała również Marta Lipińska. „Krzysieńku, tak zawsze zwracałam się do Ciebie. Przez ponad 40 lat spotykaliśmy się przy pracy na wszystkich możliwych polach naszego zawodu, przede wszystkim w teatrze, w radio, w filmie, w telewizji i przy nagraniach. Oczywiście teatr był najważniejszy. Ten nasz nie za duży Teatr Współczesny na Mokotowskiej 13 był kuźnią Twoich wspaniałych ról. Właściwie nie ról a kreacji, ponieważ w tym teatrze miałeś możliwość przebywania w najlepszym towarzystwie, najwspanialszych autorów. Począwszy od Szekspira, a skończywszy na naszym uwielbianym przez nas Mrożku” – mówiła Lipińska. Podkreśliła, że praca z Kowalewskim była „czymś wyjątkowym, czymś niepowtarzalnym”. „Wiem, że to się już nigdy nie zdarzy” – przyznała. „Po prostu Twoja lojalność w stosunku do autora, w stosunku do kolegów, budowanie przedstawienia na najbardziej uczciwym poziomie po prostu jest czymś wyjątkowym” – oceniła aktorka.

Reżyserka i scenarzystka Olga Lipińska, fot. PAP/Leszek Szymañski

Nawiązując do roli Sułka, w którą Kowalewski wcielał się w słuchowisku radiowym „Kocham pana, panie Sułku” autorstwa Jacka Janczarskiego, powiedziała, że „stworzenie roli takiej jak Sułek, przy pomocy tylko głosu, to było coś nadzwyczajnego”. „To była kreacja stworzona przy pomocy głosu taka, że ludzie wiedzieli, jak Sułek wygląda, gdzie jest w danej chwili, czy kocha czy nie kocha, co porabia, jakie ma myśli, jakie ma poglądy” – powiedziała Lipińska. Wzruszona dodała, że powinna się pożegnać, ale „nie potrafi”. „Paradoksalnie ta pandemia cholerna przychodzi mi z pomocą, ponieważ nie chodzimy do teatru, teatr jest zamknięty, a tam bym chciała Go spotykać i spotykałabym Go co chwilę. Nie mogę się z Tobą pożegnać, jeszcze długo mi będziesz towarzyszył właściwie codziennie w tym wszystkim, co nas łączyło” – mówiła Lipińska. Po pożegnaniu w kościele szczątki aktora zostały złożone w grobie rodzinnym na Starych Powązkach.

Krzysztof Kowalewski był znany z licznych ról komediowych. Na ekranie zadebiutował w 1960 r. w filmie Aleksandra Forda „Krzyżacy”. Znany m.in. z filmów Stanisława Barei – „Nie ma róży bez ognia” (1974), „Brunet wieczorową porą” (1976), „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” (1978), „Miś” (1981). Zagrał też w popularnym serialu „Daleko od noszy”, gdzie wcielał się w magistra Romana Łubicza. Znany jest również słuchaczom radiowym, jako niezapomniany Pan Sułek w satyrycznym słuchowisku autorstwa Jacka Janczarskiego, pt. „Kocham Pana, Panie Sułku”.

Galeria (15 zdjęć)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze